Zimowe Winterfell skąpane w ogniu walki. Pomiędzy
basztami i murami grają rogi, od szarych, kamiennych ścian odbija się echem
głośny szczęk żelaza pomieszany z wrzaskami ludzi i koni. Nad głowami niebo koloru stali, pod nogami śnieżna breja barwiona szkarłatem. Bitewny zgiełk zrywa
zęby sopli z okapów, gotuje krew w żyłach, zmusza serce do galopu. Pot zamarza
na czołach. Dookoła rozbrzmiewa pieśń ognia i miecza, taniec śmierci.
Siódmy, który poprzedniego dnia podczas niebezpiecznej
wspinaczki odpadł od śliskiego lica baszty, wykaraskał się z zaspy pomiędzy
murami, spędził kilka godzin przy koksowniku udając zmiennika wartowników przy
bramie wschodniej, a następnie bezczelnie wrócił do środka twierdzy. Tam zdołał dostrzec Kalisperę i wspierającego się na niej
poturbowanego Muchę, którzy przesuwając się podcieniami, za kulisami potyczki
na dziedzińcu, wyraźnie zmierzali w tym samym kierunku, co on – do baszty stanowiącej
więzienie Jona Hollarda. Nie dotarli tam jednak, bitewny zamęt odciął im drogę
i dwoje przyjaciół wybrało bezpieczne schronienie w przybudówce szybko
pustoszejących koszar. Co chwila wypadali z nich zbrojni wzmacniający obsadę północnego
i wschodniego barbakanu, część udała się do bramy zachodniej lub/i Bożego Gaju.
Tymczasem Kell, świadom szybującej bardzo wysoko nad
głową mewy, unoszony falą ludzi, opuścił dymiącą już jak komin Wielką Komnatę i
ruszył w stronę baszty Hollarda, po drodze próbując ocenić sytuację pod
zachodnią bramą (Myśliwego). Na wąskim, ograniczonym murem i zabudowaniami
psiarni, dziedzińcu łowieckim trwała zacięta rąbanina, ludzie Stannisa wdarli
się do środka mając jednak przeciwników aż z trzech stron, a częściowo też nad
głowami (barbakan wewnętrzny). Obrońców zasilił kolejny oddział, inny ustawiał powoli
mobilną barykadę z wozów, mogącą odciąć dziedziniec łowiecki, zabezpieczając się
przed ewentualną konną szarżą przeciwnika. Kell ominął rozległy plac przed
Wielką Siedzibą (olbrzymi donżon zajmowany przez lorda Pijawkę jego zaufanych i
zbrojnych), na którym konni Boltona rozganiali ludzi Hothera Kurwistracha Umbera,
i spotkał się szczęśliwie z Siódmym pod niepilnowaną wieżą Hollarda. Siódmy
wprawnie pokonał zamki i dwaj przyjaciele ruszyli do środka.
W międzyczasie sir Eryk i Virion przetrwali ostrzał z Wielkiej Siedziby i atak setki konnych Boltonów, przewracających i tratujących dzielnych acz wiekowych, przerzedzonych już, ludzi Kurwistracha. Umberowie poszli w rozsypkę, ale Hother zdołał ich zebrać i przesunąć na północ, pod kamiennym pomostem, do bocznych drzwi Wielkiej Siedziby, zdeterminowany dostać w swe ręce Boltona. Jeźdźcy wroga im w tym nie przeszkadzali, przeformowali szyk i wzywani rogami ruszyli do Bramy Myśliwego. Wszyscy, z wyjątkiem dwóch, którzy upatrzyli sobie jako cel sir Eryka w lśniącej, nieco już pokiereszowanej zbroi. Virion nie opuścił druha. Rozpędził się z tarczą i pod kątem zderzył (!) z pierwszym koniem, który na szczęście, z racji niewielkiego dystansu, nie zdołał nabrać dużego pędu. Virion prawdopodobnie ocalił tym dowódcę, ale zapłacił solidnym wstrząsem, szokiem i obrażeniami wewnętrznymi. Sir Eryk uniknął włóczni jeźdźca (cóż tam naramiennik) i za pomocą dwuręcznego flamberga podciął nogi wierzchowca. Konny zwalił się z siodła i już nie stanowił zagrożenia. Nieco więcej czasu, wysiłku i bólu zajęło zabicie drugiego kawalerzysty. Podpierając zataczającego się i rzygającego Viriona, sir Eryk ruszył za ludźmi Umbera, próbującymi już sforsować boczne wejście do donżonu. Koszary naprzeciwko opuszczały dwa piesze oddziały wroga: większy pobiegł w stronę Bramy Myśliwego (lub na północ), mniejszy zaś, w sile sześćdziesięciukilku ludzi, sformował szeroki czworobok najeżony glewiami, włóczniami oraz partyzanami i zaatakował liczniejszych zbrojnych z Ostatniego Domostwa. Wiekowych ludzi Kurwistracha było wciąż więcej, blisko dwustu, z czego trzecia część rannych. W momencie przybycia sir Eryka i Viriona zasłabł trafiony bełtem Umber. Rycerz wprawnie, w ostatniej chwili, przejął dowództwo i dwa oddziały zwarły się w krwawej walce. Virion podjął krwawą pracę na skrzydle.
Tymczasem Kell i Siódmy zdążyli załatwić sprawy w
wieży. Zabili dwóch strażników pilnujących przechodniej celi na piętrze i uwolnili
z więzów wycieńczonego Jona Hollarda oraz przerażonego Mikaela. Wyzwolonym zostawili
klucze, broń i kazali bronić pozycji ;-). Sami wrócili na dół i widząc starcie Umberów
z Boltonami za pomocą strzał odgonili od okien Wielkiej Siedziby łuczników
wroga zagrażającym plecom sir Eryka i jego ludzi. Chwilę później dobra pozycja
strzelecka Kella i Siódmego utrudniła Boltonom atak na tyłu Umberytów bocznym
wyjściem z donżonu. Świadomy zagrożenia sir Eryk zapobiegł otoczeniu, zawinął prawą flankę, zepchnął, a potem przepędził
wroga na południe, pod kamiennym mostem. Wycieczka Boltonów z budynku musiała
wracać. Podczas starcia Virion wziął „na kolczugę” i tarczę kolejne razy, ale
odpłacił przeciwnikom ich śmiercią. Uff, kolejne starcie minęło, ale czasu na
odpoczynek nie było. Odejmujemy punkty Żywotności, dodajemy znaczniki
Wyczerpania, podliczamy strzały, wymieniamy tarcze i… gnamy dalej!
Hother Umber jeszcze dycha, on i jego ciężej ranni ludzie
trafiają pod opiekę Kalispery i Muchy, którzy zadomowili się nieopodal. Virion
znajduje sobie kuszę, sir Eryk rumaka i odbiera Światłonoścę od Umbera, zbrojni
lady Dustin wciąż chyba nie zdecydowali włączyć się do walki, niemal od każdej
bramy niesie się hałas. W tle wiele się dzieje, ale drużyna „jest tu i teraz”,
jej świat ogranicza się do zasięgu wzroku.
Pora na decyzje. Wiedząc, że brat Kurwistracha – Mors
„Wronojad” Umber jest gdzieś za bramą wschodnią, od strony spalonego Zimowego
Miasteczka, bohaterowie postanawiają zdobyć to wejście do Winterfell. Wciąż
mają pod komendą ludzi z Ostatniego Domostwa. Nieco ponad setkę już
poharatanych, goniących resztką sił brodatych starców, którzy jednak dają z
siebie wszystko, być może zdając sobie sprawę, że to ostatni bój w ich życiu, a
umieranie w łożu srając pod siebie nie jest godne pieśni.
Kell i Siódmy z piętnastką innych wchodzi na mur
wewnętrzny przez znaną sobie wieżę, zabezpieczają ją od południa
uniemożliwiając Boltonom zajście od tyłu i ruszają wzdłuż blanków na północ, ku
barbakanowi. Ten atakowany jest od frontu przez Viriona z resztą Umberytów. Sir
Eryk, unikając strzał, robi szybki konny zwiad zerkając na Bramę Myśliwego.
Widzi jedynie, że została ona odcięta barykadą. Na zewnątrz południowych wrót
do Winterfell też się coś dzieje...
W masywnym wewnętrznym barbakanie wschodnim trwa zacięta walka. Virion wdziera się ostatnim niedomkniętym wejściem do środka, prowadzi swoich wyżej, wyrąbuje sobie toporem drogę, uderza tarczą, wokół chaos, półmrok, szczęk broni, wrzaski, ktoś opala mu brodę pochodnią, więc ginie, ktoś kręci się pod nogami, więc umiera. Na poziomie machikuł podgrzewany przez Boltonów olej zostaje nieszkodliwie wylany (przez tzw. smolny nos), walka toczy się w dymie zagaszonego paleniska. Tymczasem na murach wewnętrznych, po prawej (na południe) od bramy trwa nie mniej krwawy i dramatyczny bój. Bohaterowie zaskakują łuczników strzelających nawiją na przedpole zewnętrznej, niższej bramy, strącają kilku zanim reszta zacznie się bronić. Na czele atakujących jest wyjący obłąkańczo Kell w swojej niedźwiedziej skórze, wymachujący toporem, z oczami ogarniętymi szaleństwem zabijania. Nie straszne mu uderzenia łęczyskiem, śmigające strzały, a potem zbrojni w kolczugach ukryci za tarczami. Doskakuje do pierwszego, rzuca na kolejnego, jest nie do powstrzymania! Traci rachubę w tym rozmazanym biało-czerwonym świecie, pośród ostrych błysków nagiego, zimnego żelaza. Istnieje tylko rąbanie, cięcie i dźganie. Naprzód, wciąż naprzód! Co tam kolejne rany, liczy się szał berserka! Kell odskakuje przed pędzącym wielkim topornikiem, otwiera mu brzuch uwalniając parujące zwoje jelit, strąca w dół. Odsłania tym manewrem plecy przed kolejnymi wrogami, ale Siódmy jest czujny. Nie wpada w amok, na zimno prowadzi ostrzał wraz z Umberytami, wzdłuż i w dół muru, szachując Boltonów przymierzających się do pomocy załodze barbakanu. Widzi zagrożenie i wypuszcza celnie pocisk ratując Kellowi życie. Chwilę później towarzysze są już w barbakanie, spotykają się z Virionem i resztą. Odpoczynek? Nigdy! Sir Eryk bezpiecznie wraca, w ostatniej chwili rygluje wejścia do barbakanu, zostawia oddział mający bronić parteru, bo zbrojni Boltonów, coraz liczniejsi, zamierzają odbić bramę.
W masywnym wewnętrznym barbakanie wschodnim trwa zacięta walka. Virion wdziera się ostatnim niedomkniętym wejściem do środka, prowadzi swoich wyżej, wyrąbuje sobie toporem drogę, uderza tarczą, wokół chaos, półmrok, szczęk broni, wrzaski, ktoś opala mu brodę pochodnią, więc ginie, ktoś kręci się pod nogami, więc umiera. Na poziomie machikuł podgrzewany przez Boltonów olej zostaje nieszkodliwie wylany (przez tzw. smolny nos), walka toczy się w dymie zagaszonego paleniska. Tymczasem na murach wewnętrznych, po prawej (na południe) od bramy trwa nie mniej krwawy i dramatyczny bój. Bohaterowie zaskakują łuczników strzelających nawiją na przedpole zewnętrznej, niższej bramy, strącają kilku zanim reszta zacznie się bronić. Na czele atakujących jest wyjący obłąkańczo Kell w swojej niedźwiedziej skórze, wymachujący toporem, z oczami ogarniętymi szaleństwem zabijania. Nie straszne mu uderzenia łęczyskiem, śmigające strzały, a potem zbrojni w kolczugach ukryci za tarczami. Doskakuje do pierwszego, rzuca na kolejnego, jest nie do powstrzymania! Traci rachubę w tym rozmazanym biało-czerwonym świecie, pośród ostrych błysków nagiego, zimnego żelaza. Istnieje tylko rąbanie, cięcie i dźganie. Naprzód, wciąż naprzód! Co tam kolejne rany, liczy się szał berserka! Kell odskakuje przed pędzącym wielkim topornikiem, otwiera mu brzuch uwalniając parujące zwoje jelit, strąca w dół. Odsłania tym manewrem plecy przed kolejnymi wrogami, ale Siódmy jest czujny. Nie wpada w amok, na zimno prowadzi ostrzał wraz z Umberytami, wzdłuż i w dół muru, szachując Boltonów przymierzających się do pomocy załodze barbakanu. Widzi zagrożenie i wypuszcza celnie pocisk ratując Kellowi życie. Chwilę później towarzysze są już w barbakanie, spotykają się z Virionem i resztą. Odpoczynek? Nigdy! Sir Eryk bezpiecznie wraca, w ostatniej chwili rygluje wejścia do barbakanu, zostawia oddział mający bronić parteru, bo zbrojni Boltonów, coraz liczniejsi, zamierzają odbić bramę.
Chwile później kolejne salwy BG i ich ludzi ranią,
zabijają i przeganiają z zewnętrznego, niższego o dobre 6 metrów muru, wrogich
zbrojnych. Drużyna unieruchamia zwodzony most w pozycji opuszczonej, psuje
mechanizmy brony, pozbywa się furty z wierzei bramy i wbija kliny. Bohaterowie
zamierzają zdobyć barbakan zewnętrzny, otworzyć bramy, a potem szybko wrócić do
wnętrza Winterfell. Bystooki Kell dostrzega na południu duży oddział jazdy,
pozbawiony chorągwi, objeżdżający twierdzę. Czyżby wracał Bękart Boltona? Sir
Eryk ma wątpliwości, czy lord Pijawka naprawdę nabrał się na sfałszowany list i
kruka z Muru… BG dostrzegają też
nadzieję – pod bramą wschodnią, w zgliszczach podgrodzia powiewa Wystrzępiony
Sztandar, Szara Kompania jest tuż!
Nie ma co czekać, bohaterowie wiodą kolejny szturm.
Przez zwodzony, dudniący most, pod zawartą bramę, pod ostrzałem, potem w lewo i
prawo, w dwóch grupach po 30 ludzi każda, kamiennymi schodami w górę na
zewnętrzne mury. Znów ostrzał, tarcze ponad głowy, lecą na BG belki, jakiś
kamień. Drużyna obrywa ponownie, Virion zostaje trafiony w piętę mimo tarczy,
Siódmemu strzała przybija lewe ramię do boku, sir Eryk zostaje lekko ranny.
Kell znów w niedźwiedzim amoku, nic się go nie ima, bohaterowie przebijają się
przez drzwi, wpadają do barbakanu, ich szeregi topnieją jak śnieg ciśnięty w
ogień, ale walczą, otwierają bramę, do której już dobijają się szarzy bracia i nieliczni
(może ze czterdziestu zostało) smarkacze Morsa Umbera. Siedmiu sprzyja
odważnym, Wojownik obdarzył drużynę łaską, nie ma co. Nie można się jednak
zatrzymać, odpocząć – biegiem z powrotem, przez most do bramy wewnętrznej, a
tam już zbrojni Boltonów, próbują domknąć wierzeje, opuścić kratę, strzelają.
Kolejne trupy na deskach mostu, brona zaczyna opadać, za chwilę zamknie przejście,
odetnie od Winterfell! Dowodzi Hennick z Dorne, bohaterowie są tym razem z tyłu, ledwo zipią, Siódmego
trzeba opatrzyć, gęby wszystkich są suche jak wiór, pchają do ust garście
śniegu, łapią oddech na kamiennych stopniach. Nie widzą jak ich bracia, wszak „żądni
chwały”, wbiegają pod kratę, blokują ją ramionami i podtrzymują dla towarzyszy,
mimo że w brzuchach grzęzną im ostrza wroga. Barbakan wewnętrzny wzięty, nasze
jest zwycięstwo!
W pobliżu Koszar krótki odpoczynek, donżon wydaje się
dziwnie cichy… Znów czas na opatrunki, dwa zdania z Muchą i Kalisperą. Kell w
kącie wchodzi w trans, szuka swej mewy, chce widzieć jej oczami, wykonać zwiad.
Z powietrza dostrzega pobojowisko pod południową bramą, biegających po murach
we wszystkie strony ludzi, płonące drzewa w Bożym Gaju i mającą tam miejsce potyczkę.
W samym Winterfell nikt już nie walczy, ale przed Bramą Myśliwego, na zachodzie
pod Wilczym Lasem toczy się bój walny, bitwa z udziałem kilku tysięcy ludzi.
Stannis jakoś wywabił obrońców z twierdzy? Jeszcze nie wszystkich, bo jakieś
trzy setki formują szyki przed głównym wejściem do donżonu, kilkunastu konnych
i piechota, w tym łucznicy. Na chorągwiach oskórowany człowiek i trzy sosny, chyba
ruszą przez Bramę Myśliwego na zewnątrz.
Dowiedziawszy się o tym sir Eryk, choć poobijany,
pocięty, znajduje kolejnego konia, gniadą klaczkę, podpala oliwę na
Światłonoścy i jedzie zwabić w pułapkę wroga formującego się na dziedzińcu za
kamiennym mostem. Szara Kompania i sojusznicy rozstawiają się po obu stronach
placu koszarowego, pod ścianami, maskują. Dzielny rycerz brawurowo i z talentem
udaje Stannisa, macha ognistym mieczem, krzyczy! Boltonowie go ignorują, ale
zbrojni Tallhartów (Trzy sosny) z jakiegoś powodu ruszają za sir Erykiem.
Niemal setka ludzi wyprzedzana przez kilku konnych rycerzy. Wszyscy głupio
wpadają w pułapkę, po ostrzale zostają wybici do nogi, choć też kładą
kilkunastu szarych braci. Kto wie, może Tallhartowie chcieli uciec z Winterfell,
szukali tylko pretekstu? Wciąż nie wiadomo jak zachowała się lady Dustin i inne
rody północy sprzymierzone z Boltonem.
Kiedy kompania przesuwa się pod donżon, by mieć widok
na niemal opustoszałą Bramę Myśliwego (pomijając masę ciał), z Bożego Gaju
wychodzą poranieni zbrojni pod znakiem czarnego topora na białym tle.
Cerwynowie, kilkunastu jeszcze trzyma się na nogach. Chcą wiedzieć kogo
pobierają najemnicy. Sir Eryk przedstawia im ultimatum: poprzecie z nami
Stannisa lub dacie gardeł. Z tym nie ma dyskusji. Wszyscy razem ruszają ku Bramie Myśliwego, choć szarych
braci trzeba zdyscyplinować. Ludzie się nawalczyli, chcą już grabić. „Chwała
jest nasza, teraz chcemy łupów!” Sierżant żandarmerii staje na wysokości
zadania. Kiedy ktoś pyskuje dowódcy, zostaje przez Viriona wgnieciony w krwawy śnieg. Szybko zbliża się zmierzch. Wyczerpanie rośnie, sił ubywa, a przed
drużyną kolejny, może ostatni wysiłek.
Szara Kompania wychodzi przez otwartą, częściowo
zniszczoną, Bramę Myśliwego (zachodnią) na zaśnieżone łąki prowadzące do
Wilczego Lasu. Najbliżej przed sobą ma zwróconych na prawo łuczników Boltona
ostrzeliwujących kilkuset górali spieszących z północy. Klanowi wojownicy
rażeni są też pociskami z zewnętrznych murów, ich linia załamuje się, odskakują
na zachód, bliżej lasu. Dalej za łucznikami widać sztandar lorda Boltona,
którego niewielki oddział wbił się w wielką, splątaną ciżbę walczących. Znacznie
dalej na zachód, bliżej lasu, kołysze się chorągiew Stannisa Bartheona. Sir
Eryk prowadzi ludzi naprzód, kompania wpada na łuczników wroga, dziesiątkuje
ich i rozpędza. Następnie uderza na zastęp Namiestnika Północy, wspierany przez
Tallhartów. W tym momencie upada królewski sztandar, zbrojni Boltonów
tryumfalnie wyją i rzucają się naprzód. Lord Pijawka trzyma się z tyłu, gdzie
dopada go Szara Kompania. Strzały i topory usuwają przybocznych pana Dreadfort,
padają z kwikiem konie, rycerze walą się na zamarzniętą ziemię. BG otaczają
Boltona, który próbuje się przebić, rani sir Eryka i niemal zrzuca go z konia.
Do swego dowódcy dołączają Kell i Virion, lord pada, ciężko ranny zostaje
wzięty żywcem.
Osłaniani przez górali, rycerze i zbrojni wierni królowi wydają się wycofywać do lasu naciskani przez konnych Bękarta. Sir Eryk z przybocznymi postanawiają wrócić do Winterfell. Szara Kompania ponownie wkracza do warowni Bramą Myśliwego i przy niewielkim oporze, z udziałem taranów, wdziera do Wielkiej Siedziby, głównego donżonu twierdzy, w którym zostało ledwie kilku obrońców. Na szczycie BG zatykają sztandar Stannisa, tarasują drzwi wejściowe i pozwalają ludziom na szabrowanie. Sami muszą solidnie wypocząć, pozszywać rany, zmienić opatrunki, wyspać. Dowodzi sir Eryk. Stary i Łańcuch zostali w lesie, z niewielkim taborem króla...
W Winterfell (zwłaszcza na północy i południu twierdzy ) wciąż są zbrojni Boltonów i ich sojuszników. Kamienny most prowadzący do Zbrojowni jest zamknięty. Tam też muszą być (zapewne nieliczni) ludzie lorda Pijawki, który jest więźniem bohaterów.
Zapada niespokojna noc… Koniec sesji.
_______________
Uff, cała przygoda upłynęła na walce, to naprawdę męczące,
kości się „grzały”, ale daje sporo satysfakcji, wszystkim (nie słyszałem komentarzy
negatywnych ;-) się podobało. Korzystaliśmy z figurek rzadko, bardziej przydały
się szkice sytuacyjne i duża mapa Winterfell ze znacznikami oddziałów. Starałem
się nie zwalniać tempa, zachować dynamikę, opisując jednak najistotniejsze taktycznie
elementy rzeczywistości.
Na koniec obiecane Graczom statystyki (choć to makabryczne
i nie zalecam jako metody wychowawczej). Jakkolwiek mało realistycznie by to nie wyglądało, doliczyłem
się następujących ilości (body counter w przybliżeniu):
Sir Eryk: 12
Virion: 27
Kell: 31
Siódmy: 28
Total: 98, w tym 5 zabitych “wspólnie” to daje łącznie
93 zabitych przez BG. Cóż, wyszło heroicznie…
Ogółem drużyna i podlegli im ludzie (a więc zbrojni z Ostatniego Domostwa, Szara Kompania i kilku Cerwynów) ukatrupiła podczas tej sesji około sześciu setek wrogów. Sir Eryk, jako dowódca, stracił łącznie 260 ludzi, głównie tych wiernych Umberom.
Ogółem drużyna i podlegli im ludzie (a więc zbrojni z Ostatniego Domostwa, Szara Kompania i kilku Cerwynów) ukatrupiła podczas tej sesji około sześciu setek wrogów. Sir Eryk, jako dowódca, stracił łącznie 260 ludzi, głównie tych wiernych Umberom.