Dark Fantasy Role Play

mroczne mięcho ku czci Melpomeny złożone w ofierze

  • .
    - Witaj! Poniżej znajdziesz pomysły na przygody, scenariusze rpg, generatory i opowiadania w klimatach fantasy - wszystko (poza poezją i scenariuszami do Gemini rpg) autorstwa Maestro, choć często inspirowane różnymi źródłami. Fani systemów Warhammer, Monastyr, Gemini, Warlock!, Cień Władcy Demonów, D&D, Veasen czy Symbaroum i innych światów RPG powinni znaleźć tu coś dla siebie. Szczególnie chciałbym pomóc początkującym Mistrzom Gry. Nie szukajcie tu rzeczy, które szybko się dezaktualizują. To ma być źródło konkretnych inspiracji do sesji gier fabularnych z niewielkim dodatkiem teorii rpg. Krwiste mięcho role playing.


Deepwood Motte, dworzyszcze rodu Gloverów pośród Wilczego Lasu, początek Długiej Zimy, kolejny chłodny i rześki świt pod stalowym niebem...

Armia prawowitego władcy Westeros, króla Stannisa Baratheona, obecnie w przeważającej części składa się z ludzi północy – głównie wojowników z górskich klanów: Wullów, Norreyów, Flintów i Liddlów, żeby wymienić tylko największe. Górali jest dobrze ponad trzy tysiące. Do tego dochodzą nieliczne zastępy chorążych Starków: rodu Mormontów, Gloverów i Reedów. Wkrótce, pod Winterfell, do Jego Miłości dołączyć mają hufce Karstarków i Umberów. Trzonem armii są poczty rycerskie i zbrojni lordów południa, wiernych Smoczej Skale od początku wojny o tron. Niemal czterystu rycerzy, ich giermkowie, służba, do tego łucznicy, topornicy i włócznicy. Łącznie blisko 1500 ludzi, 800 koni. Do tego tabory: długa kolumna dwu i czterokołowych wozów osłaniana przez tylną straż i rozsianych po lesie zwiadowców. Szara Kompania to jeden z nielicznych oddziałów najemniczych towarzyszących wojskom króla Stannisa, po bitwie pod Murem zredukowana do 124 osób. A właściwie do 125, bowiem przygoda zaczęła się od krótkiej ceremonii wpisania do Rejestru nowego kompaniona - Kella Niedźwiedzia z klanu Wullów. Wcześniej góral przeszedł niełatwe „próby charakteru” wymyślone przez pozostałych graczy (wypicie końskich szczyn podczas przechadzki po rozżarzonych węglach i tym podobne). W obecności dowódcy kompanii – Starego, Łańcucha pełniącego funkcję skryby, chorążego sir Eryka oraz kilkorga świadków, Kell złożył przysięgę wierności braciom, posłuszeństwa rozkazom i służby Szaremu Sztandarowi.
Następnie drużyna dołączyła do rozgardiaszu prędkiego zwijania obozowiska, przedsięwzięcia przypominającego pożar w burdelu. Całym zamieszaniem próbował komenderować z pomocą Jednorękiego i Kennetha kwatermistrz Dratwa. Rozdzielał zadania, kopniaki, poganiał, sprawdzał pakowanie namiotów, bezpieczeństwo prowiantu, itd. Bohaterowie Graczy z mniejszym lub większym zaangażowaniem włączyli się w ów cyrk. Mucha, Jon Hollard i Kell przyłożyli się ofiarnie do wspólnego wysiłku, podobnie jak Virion oraz sir Eryk, który dopilnował oporządzenia koni wierzchowych. Kalispera bezwstydnie wykorzystywała uprzejmość mężczyzn moszcząc się na jednym z 4 wozów kompanijnego taboru, a wcześniej biorąc pod opiekę dwójkę starszych dzieciaków od pewnego czasu włóczących się z kompanią. Zwróciła też na siebie uwagę samego króla Stannisa, co miało zaprocentować w przyszłości… Tymczasem Siódmy zbijał bąki. Rozkaz zajęcia się bronią strzelecką kompanii zepchnął na innego kompana (Krzywego Dana) poprzez wygraną w kości i pławił się w hazardzie aż do momentu przywołania do porządku przez bardziej odpowiedzialnych towarzyszy.
Godzinę później armia Stannisa opuściła Deepwood Motte żegnana dźwiękiem rogów. W grodzie Gloverów pozostało kilku uwięzionych Żelaznych Ludzi (w tym brat Viriona – Maron), ale córka krakena – Asha Greyjoy została w łańcuchach zabrana z wojskiem królewskim. Podróżowała na jednym z wozów taboru pilnowana przez samą Niedźwiedzicę – Alysane Mormont.  Długa kolumna marszowa, licząca przeszło 5000 ludzi, zagłębiła się w Wilczy Las.
Pogoda dopisywała a zryta koleinami leśna droga umożliwiała w miarę szybkie poruszanie się wojsk. Dookoła szumiały strzeliste sosny, wysokie jodły i choiny, drzewa strażnicze i świerki, nagie klony i sękate rozłożyste dęby. Na pniach drzew lśnił szron, gęste zarośla kontrastowały z łachami brudnego śniegu. Pierwszego dnia armia Stannisa pokonała  prawie 22 mile, drugiego 24. Prowadzili ją tropiciele i myśliwi z Deepwood Motte. Do Winterfell było 300 mil w linii lotu kruka. Szacowano, że dotarcie do twierdzy zajmowanej przed Boltonów zajmie 15 dni.
Tymczasem sir Eryk starał się zdyscyplinować kompanię, przywrócić karność sprzed kilku miesięcy. Nie unikał też religijnych pogadanek z Hexogą, swym osobistym bóstwem, w roli głównej. Kell Niedźwiedź sprawował się dobrze, najczęściej z wprawą powożąc zaprzęgiem, karmiąc swą mewę lub zaprzyjaźniając się z Sierotą – ciekawskim lisem wędrującym z kompanią. Kalispera przyuczała do złodziejskiego fachu młodą Maggie, dla której stała się mentorką, i próbowała okiełznać bezimiennego chłopaka o parszywej gębie, kolejną nieletnią sierotę w oddziale. Siódmy w towarzystwie Viriona głównie pili, grali i spali.
 

Trzeciego dnia armia pokonała 14 mil lasu. Zryta koleinami droga zamieniła się w ścieżkę. Jeźdźcy musieli częściej prowadzić swoje wierzchowce, karczowano zarośla by umożliwić przejazd wozom. W czasie marszu Mucha i Jon Hollard nawiązali bliższą znajomość z góralami, szczególnie z klanem Wullów. Sam Hugo Wull, zwany Wiadrowym, wódz plemienia, przyjął obrotnego, wygadanego Muchę jako honorowego członka klanu. Hollard miał już wcześniej zapewniony szacunek wśród tych swarliwych, surowych, ale prostolinijnych ludzi północy. Sir Eryk znalazł odpowiedniego towarzysza rozmów w osobie sir Justina Masseya, południowego rycerza, jednego z zaufanych króla, dowodzącego taborami armii. Sir Justin często kręcił się w pobliżu wozu Ashy Greyjoy najwyraźniej wiążąc z branką jakieś matrymonialne plany na przyszłość…  
Robiło się coraz chłodniej, kolumna marszowa wkroczyła do samego serce kniei pełnej skał i głazów pokrytych brodami oszronionego mchu. Nocami pod obozowiska podkradał się coraz ostrzejszy mróz. Gęste, iglaste korony drzew odcinały światło słoneczne i nawet w południe pogrążały puszczę w półmroku.
Sir Eryk, za sprawą zabiegów Kalispery i jej młodej wychowanicy (potajemnie malowane znaki na pancerzu), zyskał pewność, że jest wybrańcem bogini Hexogi. Tymczasem sama Kalispera otrzymała zaproszenia na wieczerzę z królem, najwyraźniej spragnionym pięknego, niewieściego oblicza w miejsce coraz bardziej zarośniętych gęb swoich ludzi. Kobieta umiejętnie, powoli i subtelnie rozbudzała w Jego Miłości pożądanie skrywane za surowym, beznamiętnym obliczem. Wieczerze sam na sam powtarzały się nieregularnie przez kilka dni. Choć oszczędny w słowach, król wyjaśnił Kalisperze, że zdobycie Winterfell to wymóg obecnej sytuacji, przede wszystkim determinacji ludzi północy chcących odbić z łap Boltona Aryę Stark. Opanowanie i umocnienie pozycji na północy miało być dopiero wstępem do zajęcia tronu. Wkrótce Żelazny Bank miał wreszcie otworzyć przed królem swoje zasoby, dzięki którym nie setki a tysiące najemników z Wolnych Kompanii zasili szeregi Stannisa.
Podczas wizyt w królewskim namiocie Kalispera zwróciła też uwagę na głośne, przepojone żarliwą wiarą modlitwy kilkunastu rycerzy przy wielkim ognisku. Co noc zbierali się tam gorliwi wyznawcy R’hllora, Pana Światła, prosząc o opiekę i przewodnictwo w wielkim dziele…     
Problemy zaczęły narastać czwartego dnia marszu. Choć mróz zelżał, zaczął padać śnieg, a wkrótce przebudził się też wicher. Zimne i wilgotne zawieje przeszły w gęstniejące zadymki. Piątego, szóstego, siódmego i w kolejne dni śnieg wciąż sypał a wicher smagał maszerujących jak bicz. Śnieżyca wzmagała się, biały puch z godziny na godzinę gęstniał, zaspy rosły, utrudniało to nie tylko wędrówkę, ale bardzo wydłużało czas rozkładania i składania obozowisk. Odmrożenia zaczęły się szerzyć jak plaga. Ludzie, zwierzęta i wozy mozolnie brnęli przez śnieg skrywający zwalone pnie, korzenie, doły, kamienie, zamarznięte rzeki, stawy i jeziora. Widoczność sięgała najwyżej kilkunastu kroków. Ludzie i konie łamali nogi, wozy ulegały uszkodzeniom. Szara Kompania otrzymała rozkaz ochrony i pomocy taborowi, który został daleko w tyle i rozciągnął się na kilka mil. Znacznie lepiej radzili sobie górale, zarówno ci na niskich, kudłatych konikach jak i wędrujący pieszo, wyposażeni w „niedźwiedzie łapy” (rakiety śnieżne). Klany wysforowały się do przodu, przed awangardę wojsk królewskich, polowały po lasach i traktowały długą śnieżycę ledwie jako przedsmak nadchodzącej zimy, z pogardą odnosząc się do „południowców”. Dzięki Musze i Hollardowi, sugestiom Kalispery i rozkazom sir Eryka, „niedźwiedzie łapy” wkrótce nosili też szarzy bracia męczący się z wozami taboru. Na jednym z przekraczanych zamarzniętych jezior bohaterowie uratowali od utonięcia furgon, ale gdzieś dalej niemal utopił się jeden z południowych lordów.

Śnieżyca trwała, ludzie króla zaczęli szeptać o ludzkiej ofierze dla Pana Światła. Racje żywnościowe drastycznie się zmniejszyły, zaczęło się zabijanie koni na mięso. Szara Kompania, dzięki zaradności Dratwy, wydawała dziennie swoim ludziom po małym kawałku słoniny i zapleśniałym sucharze. Ogień dawał więcej dymu niż ciepła, ironią losu było to, że w największej puszczy Westeros nie można było zdobyć suchego drewna. O ciepłą odzież, żywność, a nawet miejsce przy ogniskach, wybuchały bijatyki. Piętnastego dnia marszu połowa drogi do Winterfell nie została pokonana. Śnieżyca nasilała się. Armia robiła dziennie 3, potem 2, a w końcu tylko jedną milę. Wszyscy byli zmarznięci, osłabieni i głodni. Prowiant i pasza kończyły się. W końcu, dwudziestego pierwszego dnia marszu, obóz nie został zwinięty. Wojsko utknęło na dobre w małej, opuszczonej osadzie pomiędzy dwoma dużymi zamarzniętymi jeziorami. Choć wydawało się to niemożliwe, śnieżyca się jeszcze nasiliła, widoczność spadła do kilku kroków, na szczęście ustał wiatr. O mroźnym poranku wielki obóz zdawał się być cichy jak cmentarzysko.
Górale łowili w przeręblach ryby i południowcy szybko poszli w ich ślady, podobnie jak Szara Kompania. Bohaterowie starali się czerpać jak najwięcej wzorów od klanowych wojowników. Jednak ryby to nie wszystko. Liczba żywych koni bardzo zmalała. Mijały dni. Któregoś wieczora Stary zdradził BG, że za trzy doby prowiant kompanii skończy się definitywnie. Ludzie przebąkiwali o dezercji.
Podczas łowienia z przerębli doszło do scysji pomiędzy szarymi braćmi i zbrojnymi południowego rycerza, sir Claytona Suggs’a. Przerodziło się to w pojedynek między sir Erykiem a Suggs’em, z łatwością wygrany przez tego pierwszego. Sir Clayton stracił pod lodem miecz i odszedł wściekły. Nieco później bohaterowie odwiedzili obozowisko rodu Karstarków, którzy z dużymi zapasami żywności (przeznaczonej wyłącznie na własne potrzeby), niedawno dołączyli do armii króla Stannisa. Siódmemu nie wyszła próba myszkowania i (zapewne) kradzieży cennego prowiantu. W niektórych z BG obudziły się wątpliwości co do szczerości ludzi Karstarków. Postanowili niedługo zbadać bliżej temat i podjąć próbę zdobycia części żywności nowo przybyłych. Zanim do tego doszło, o zmierzchu, Szara Kompania została odwiedzona przez dużą grupę zbrojnych króla, na czele z sir Clayton’em i sir Godry’m Farringiem Olbrzymobójcą (prawą rękę Stannisa po stracie nieodżałowanego sir Richarda Horpe’a). Południowym rycerzom towarzyszył Sylvan, oddany R’hllorowi szary brat, często spierający się z sir Erykiem, wskazanym teraz jako heretyk, czciciel demonów i ofiara dla Boga Światła przez aroganckiego Olbrzymobójcę. Wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Krewki Kell sięgnął po łuk i w blasku pochodni trafił najpierw celnie sir Godry’ego, a potem Sylvana. Pierwszy padł co najmniej ciężko ranny i został odciągnięty przez wycofujących się południowców i sir Claytona, drugi, martwy pozostał na miejscu. Powiadomiony o wszystkim Stary dostał jakiegoś ataku i mimo pomocy Łapiducha nie odzyskał przytomności. W innym miejscu wielkiego obozowiska, oświetlanego setkami ognisk i wielkim paleniskiem na szczycie starej wieży strażniczej umiejscowionej w pobliżu chat, także wybuchło zamieszanie. Kilku południowców przyłapano na spożywaniu ludzkiego mięsa, połci wyciętych z ud i pośladków martwego towarzysza…
Stos ofiarny dla czerwonego boga został ustawiony. Wśród namiotów, szałasów, rozpadających się chat i zagród narastała wrzawa, przemoc wkrótce miała wykipieć.
CDN.

Uwaga:  inspiracją dla powyższego tekstu, jak i całej sesji, była fabuła wybranych fragmentów drugiego tomu „Tańca ze smokami” Georga R.R. Martina, wydanego przez Zysk i spółka, Poznań 2011 r. Część postaci (BN), ewentualne cytaty lub parafrazy zawarte w streszczeniu pochodzą właśnie stamtąd.



Kolejna odsłona kampanii „Czarne skrzydła, czarne słowa” rozpoczęła się dynamicznie, od mknących pod pełnymi żaglami łodzi, wypełnionych zbrojnymi zaprzysiężonymi rodowi Mormont. W mroku poprzedzającym świt tuzin największych rybackich slupów Niedźwiedziej Wyspy, tnąc zimne fale Lodowej Zatoki, zbliżał się szybko do brzegu w rytm „Cwału Walkirii” Wagnera. Mała flotylla prowadzona była przez samą lady Alysane Mormont, niską, krępą, wojowniczą kobietę. Poza żeglarzami i kilkoma topornikami na łodzi towarzyszyli jej: sir Robert Snow, sir Eryk Malforto z giermkiem, piękna uzdrowicielka Kalispera, wojowniczy Virion, Kell „Niedźwiedź” z klanu Wullów, oraz Siódmy i Mucha.


Informacje sprzed pięciu dni o kilku drakkarach wyciągniętych na brzeg w tej okolicy trudno było zweryfikować – brzeg pokrywała nietypowa o tej porze roku gęsta mgła. Rozpoznania i potwierdzenia celów dokonał Kell… oczami swojej mewy. Chwilę później kadłuby slupów wbiły się w mieliznę plaży, zbrojni zeskoczyli w wodę wyprzedzeni przez strzały towarzyszy. Mgła rozpierzchła się jakby za sprawą czarów, padli pierwsi wartownicy krakenów, jak o Żelaznych Ludziach mówili Mormontowie. Virion przelał pierwszą krew w walce wręcz, lady Alys i sir Robert deptali mu po piętach. Kell z pozostałymi łucznikami ostrzelał plażę i zaalarmowane obozowisko krakenów pod niedaleką skarpą. Sir Eryk, apoteoza rycerskości, z dwuręcznym flambergiem rozprawiał się z maruderami Żelaznych Ludzi na drakkarach a następnie ruszył w środek bitwy. Mimo przewagi zaskoczenia i celnych salw Niedźwiedzi walka była wyrównana. Determinacja, wyszkolenie, oręż i liczebność po obu stronach były podobne. Wynik przesądziła zawziętość Viriona i kunszt sir Eryka. Tymczasem na tyłach potyczki Kell, osłaniany przez Siódmego i Muchę, znów odprawił swój tajemniczy rytuał i w ciele mewy srebrzystej zaatakował w powietrzu kruka, za pomocą którego krakeny chciały ostrzec swoich. Morski drapieżnik sprawnie poradził sobie z czarnopiórym kurierem, przetrącił mu skrzydło, poranił i zagnał między korzenie rosochatego grabu. Virion uratował życie sir Robertowi, zabił też krakena, który wziął go za Marona – niemal bliźniaczego brata Viriona. W innym miejscu bitwy sir Eryk przeżył tylko dzięki napierśnikowi i łasce swej bogini Hexogi...


Żelaźni Ludzie zostali pokonani, kilku dostało się do niewoli. Jeńców fachowo przesłuchano, w czy miał swój udział Virion. Kalispera niosła ulgę rannym i umierającym. Jej zioła wcześniej skutecznie pomogły na chorobę morską. Mucha i Siódmy szabrowali trupy i łodzie wrogów z nieco większą efektywnością niż pozostali. Ostatecznie Niedźwiedzica, czyli Lady Mormont, nakazała spalić drakkary nie przejmując się następstwami. Jej ranni i zabici poddani wrócili slupami na rodzinna wyspę. Pozostała setka zbrojnych, w tym nasi bohaterowie, mieli ruszyć w głąb Wilczego Lasu do Deepwood Motte, majątku rodu Gloverów zagarniętego przez Żelaznych Ludzi, konkretnie przez samą Ashę Greyjoy, córkę Starego Krakena. Gdzieś pod Deepwood miało dojść też do spotkania oddziału Niedźwiedzicy z armią króla Stanisa Baratheona.    




Ogrzewany światłem dnia Wilczy Las, największa puszcza w Westeros, budził się do życia. Wielkie sosny, jodły, choiny, sękate dęby, klony i graby rzucały na maszerujących w kolumnie głębokie cienie. Zbrojni wytrwale kluczyli między wykrotami, zwalonymi próchniejącymi pniami, łachami brudnego śniegu, omszałymi głazami i rozłożystymi jałowcami. 15 mil dzielących Deepwood Motte od wybrzeża zostało pokonanych do zmroku. Siedziba Gloverów, podobnie jak dworzyszcze Mormontów, nie robiła wrażenia na kimś, kto widział kamienne twierdze i zamczyska. Położony w środku lasu na rozłożystym wzgórzu gródek broniony był przez gliniany wał i czterometrową palisadę o dwóch bramach. Poza dachami zabudowań nad ostrokół wystawała samotna drewniana wieża wartownicza. Pod wzniesieniem znajdował się przysiółek i niewielkie pola uprawne.


W gęstniejących ciemnościach bohaterowie upewnili się, że krakeny wciąż zajmują gródek strzeżony przez licznych wartowników. Prowadzony przez sir Eryka oddział zbrojnych przeprowadził rozpoznanie w przysiółku wolnym od wroga. Tymczasem Kell szybował na skrzydłach ponad zabudowaniami i lasem. Dostrzegł w nim grupę kilkudziesięciu klanowych wojowników. Zwiadowcy górali przeprowadzili odważną, choć nieudaną próbę dostania się za palisadę Deepwood Motte i otwarcia bramy. Zagrały rogi w lesie, krakeny odpowiedzieli swoimi. Kell odkrył na północy wielką armię króla Stanisa. Wkrótce po tym sir Eryk starał się wywabić Żelaznych Ludzi poza ostrokół. Nie powiodło się, przynajmniej od razu. Kiedy bohaterowie ze swoim oddziałem cofnęli się w kierunku lasu, krakeny wymknęły się z grodu i w mroku lasu starły się z klanowymi wojownikami. Upewniwszy się, że nikt z żywych wrogów nie został w Deepwood Motte, sir Eryk, Virion i Kell, oraz część zbrojnych Mormontów ruszyła za Żelaznymi Ludźmi w las, w kierunku zachodnim. Puszcza rozbrzmiewała odgłosami potyczek. Ciemności dezorientowały i wymuszały ostrożność. Po rozdzieleniu swoich sił bohaterowie trafili na kilku przedstawicieli klanu Wullów znanych Kellowi. Nieco później zaś, na niewielkiej polanie, drużyna wpadła na kolejnych górali walczących z samą Ashą Greyjoy i jej przybocznymi. Virion ogłuszył córkę krakena i w ten sposób bohaterowie zdobyli dla króla Stanisa istotnego jeńca.


Następnego dnia się sir Eryk i towarzysze odebrali z królewskich ust coś na kształt uznania za przykładne wypełnienie zadania dotyczącego Niedźwiedziej Wyspy. Ród Mormontów nie należał do bogatych, ale tu, na Północy, był poważany przez ludzi, których Stanis chciał włączyć do walki pod swoim sztandarem. Odbicie Deepwood Motte i zwrócenie grodu Gloverom, a wcześniej dyplomatyczna misja Jona Hollarda wśród górskich klanów, były kolejnymi krokami mającymi zapewnić zwycięstwo prawowitemu władcy Westeros…    
-CDN.