Nocny
Fort został wzięty przez Szarą Kompanię, sir Eryk uniknął śmierci, choć
nieprzytomny trafił pod opiekę lady Melisandre. Do podziemnej samotni kapłanki
udał się także wierny giermek Mikael i nieufna kobiecie Kalispera. Na drugi
dzień, mroźnym rankiem, lady wezwała do siebie dowództwo najemników. Porucznik
Kell wziął ze sobą Muchę i nowego człowieka w szeregach Kompanii, jeszcze nie
zaprzysiężonego sir Iana Storma. Virion został przy obowiązkach –
miał pełne ręce roboty przy jeńcach i porządkowaniu zamku, doglądał też ciężko
rannego brata Marona. Choć nie było po nim tego widać, poważny stan brata przejął
chorążego. Dzięki łasce Siedmiu (a może Hexogi?) kompanioni nie mieli wielu
rannych i Will Łapiduch mógł skoncentrować się na rozbitej czaszce Marona. Królową
Selyse tymczasowo zamknięto.
Lady
Melisandre wyszła ze swej komnaty i bohaterowie ze zdziwieniem zauważyli, jak
bardzo jest zmęczona. Wydawało się, że światło rubinu przygasło, kapłance
przybyło zmarszczek i siwych włosów, wydawała się poddenerwowana, wręcz
histeryczna i po raz pierwszy reagująca na zimno. Rozkazała kompanii ruszyć za
Mur i dokończyć nieudaną, tajemniczą misję sir Eryka sprzed kilku dni. Chodziło
o pilne odnalezienie serca spadłej gwiazdy, jakoby fragmentu Czerwonej Komety,
która zniknęła z nieba kilka miesięcy temu. Melisandre pragnęła, by z esencji
gwiazdy wykuć miecz. Prawdziwego Światłonoścę, nie sztuczkę dla maluczkich i
fałszywego płomienia... W rozmowę wtrącił się nagle sir Eryk, już przytomny,
ale dziwnie odmieniony i nie poznający do końca towarzyszy. Zdawał się wręcz
nie poznawać samego siebie. Chwilę później przejęty Mikael wyjawił bohaterom,
że sir Eryk płakał nad zdechłym wilkorem i nie poznał swego giermka.
Rozdygotany chłopak wrócił w końcu za zaryglowane drzwi, gdzie miały być
najwyraźniej kontynuowane jakieś magiczne rytuały. Tymczasem BG na prośbę
Shireen zezwolili jej matce na spacer pod eskortą i zaczęli zastanawiać się nad
organizacja wyprawy za Mur, gdzie niepodzielnie panowała lodowata Ciemność.
Z
grupy sir Eryka wrócili nieliczni. Rozmowy z nimi wskazywały na szaleństwo
podobnej wyprawy. Nienaturalne zimno i ożywieńcy oraz „lodowe twory” a także
zaginięcie za Murem Cristiana Borga, świadczyły o skrajnym ryzyku eskapady, choć
światło upadłej gwiazdy widać było stosunkowo blisko, na wschodzie, w pobliżu
kilku czardrzew tradycyjnie będących miejscem składania przysięgi przez
Nocną Straż. Jej trzech braci przybyło właśnie do Nocnego Fortu, aby
zorientować się, kto w nim teraz rządzi i czy Straż może wciąż liczyć na pomoc
w obronie Muru. BG dowiedzieli się, że dzicy, prowadzeni przez Tormunda Zabójcę
Olbrzyma, wrócili ze swej wyprawy na północ, ale nie zostali ponownie wpuszczeni na tą
stronę, przynajmniej w Czarnym Zamku. Dzicy rozpalili duże ognisko trzy mile od
głównej siedziby Nocnej Straży, ale w mroku nie było widać co planują. Wrony
namawiały najemników do wstąpienia w swoje szeregi „w imię dobra ludzkości”
oraz pytały o dezerterów (Kell zmylił pościg za uciekinierami kłamiąc bez
mrugnięcia okiem) i wilkora. W tym samym czasie Mucha podsłuchiwał pod drzwiami
podziemnej pracowni lady Melisandre i zorientował się, że podejrzenia Mikaela
były uzasadnione – sir Eryk został zaczarowany, miał się teraz za „gwiazdę” lub
„starka” i kłócił się z Czerwoną Kapłanką.
Później,
w ramach planowania ryzykownej wyprawy, bohaterowie wspięli się po lodowych
schodach na szczyt Muru, po drodze napotykając Shireen i jej matkę ze
strażnikami. Selyse była w dziwnym stanie, na skraju samobójstwa, a może i
pociągnięcia za sobą córki. Sir Ian bezceremonialnie zainterweniował nie
oglądając się nad przepaścią na konwenanse. Była królowa znów została
zamknięta. Kiedy BG dotarli wreszcie na Mur w porywach lodowatego wichru ujrzeli
krawędź świata. Za Murem rozciągała się polarna noc, nienaturalnie gęsta, gromadząca się pod gigantyczną zaporą jak wzbierające wody przypływu. Gdzieś na wschodzie
udało się wypatrzyć delikatne światło, które wydawało się być oddalonym wielkim ogniskiem. Czy był to ogień Wolnych Ludzi (jak sądziła Nocna Straż) czy upadła gwiazda (jak założył
wcześniej sir Eryk), bohaterowie nie wiedzieli. Niemniej był to jedyny punkt
odniesienia we wszechogarniającym mroku...
W
ciągu dnia między sir Ianem a dowódcą najemników pojawiły się różnice zdać, co
było naturalne biorąc pod uwagę pochodzenie, charakter i doświadczenia obu
mężczyzn. Rycerz, podobnie jak sir Eryk, miał często inne spojrzenie na świat,
co irytowało porucznika, jednak rekompensatą były dobre pomysły i odwaga
południowca. Towarzysze rozważali wyruszenie do światła bezpośrednio z Czarnego
Zamku, ale obawiali się braku współpracy Nocnej Straży. Większość jeńców,
południowych zbrojnych, w obliczu ostatnich wydarzeń zgodziła się przyłączyć do
Szarej Kompanii. Resztę bohaterowie zamierzali przekazać Nocnej Straży.
W
końcu wycieczka za Mur ruszyła. Lodowe bramy Nocnego Fortu od stuleci był
zawalone, ale nieliczni wiedzieli o innej drodze na drugą stronę, o podziemnym
tunelu zaczynającym się w cembrowinie wielkiej kuchennej studni zamku. Zeszli
tam: Kell, Mucha, sir Ian, Hennick z Dorne uzbrojony w lancę ze smoczej kości
(drzewiec sztandaru) oraz Cley – jeden z dezerterów z Nocnej Straży. Poza
pochodniami i oliwą drużyna wyposażyła się oczywiście w obsydianową broń.
W
głębinach korytarza pod Murem, wyciętego ze skał i lodu, najemnikom zagrodziła
drogę dziwna furta z białego drewna. Splątane, zrośnięte pnie czardrzew
wieńczyła twarz, która ożyła w momencie podejścia pod drzwi. „Stój! Kim
jesteś?” spytały trzeszczącym głosem sękate usta mogące sobie liczyć tysiące lat.
Mucha
kilkukrotnie wymieniał swoje imię i funkcje, ale nic to nie dało. Podobnie
zakończyły się próby innych. Wreszcie BG podsunęli Cleyowi myśl, aby przedstawił się
jako brat z Nocnej Straży. Po wpływem wewnętrznego impulsu mężczyzna zaczął recytować słowa przysięgi: Jestem mieczem w ciemności. Jestem strażnikiem na murach. Jestem ogniem,
który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi
śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.
To
wystarczyło. Masywne, zadziwiająco grube drzwi rozwarły się na tyle, aby
przepuścić grupkę straceńców. Dalej tunel wznosił się i zwężał,
prowadząc do zniszczonych krat i wąskich pionowych schodów, nad którymi
znajdowała się żelazna klapa obita drewnem, wyposażona w imponujące zasuwy.
Kiedy bohaterowie ją z trudem unieśli, w twarze uderzył ich lodowaty wicher
splątany z ciemnością. Powoli, niechętnie opuszczali podziemia, brnęli w Noc Nocy, w objęcia Zimy Zim. Powiązani rzemykami, z jedną płonącą pochodnią, najemnicy
oddalali się od przymkniętego wyjścia z tunelu mając wrażenie, że na zawsze
zatrzasnęli za sobą drzwi do świata ciepła i życia. Wokół wirował popiół, a
może był to śnieg pozbawiony blasku światła? Widoczność ograniczała się do
kilku kroków. U podnóża Muru, którego dla orientacji trzymali się BG, kruszył się z trzaskiem czarny
lód, zdradliwie śliski i ostry jak sztylety...
Nagle
z ciemności doleciały bohaterów stłumione dźwięki, ludzkie głosy przerwane
zduszonym krzykiem i charkotem. Zamajaczyły niewyraźne sylwetki. W jednej ze zbliżających się postaci
towarzysze rozpoznali Borga. Z jego ramienia zsunął się inny, najpewniej ranny
mężczyzna, a Borg zatoczył się w stronę bohaterów i nagle zaatakował! Jego jedyne
oko ziało jasnym błękitem w czarnej, odmrożonej twarzy otoczonej oszronionym czepcem kolczym.
Ożywieńcowi stawił czoła sir Ian, ale stal nie była w stanie powalić stwora.
Obsydianowy nóż Muchy skruszył się na kolczudze drugiego upiornego przeciwnika,
który niespodziewanie podpełzł do bohaterów. Do walki włączyli się Kell i Hennick z Dorne.
Wspólnymi siłami udało się rozprawić z martwiakami. Sir Ian ściął głowę Borga,
którego ciało przyszpiliła do Muru lanca Dornijczyka. A potem... W ciemności
pojawiły się kolejne sylwetki. Dzięki łasce Siedmiu tym razem byli to żywi
ludzie, kilkudziesięciu dzikich prowadzonych przez Tormunda. Wśród nich
znalazła się też Harae, do której wzdycha w sekrecie sir Ian Storm...
Ciemność
pięła się powoli po lodowej ścianie Muru, a na szczycie nie było nikogo, by ją
powstrzymać. Czy zrobi to Azor Ahai? Pani Melisandre z Asshai? Szara Kompania albo równie nieliczna Nocna Straż? Jak bardzo musiał zmienić się świat, jeśli
zbrojny zakon, do którego przynależność była niegdyś największą nobilitacją i
zaszczytem, zrzeszał obecnie złodziei, gwałcicieli i morderców? „Magia Muru ma
taką moc, jaka dają mu jego obrońcy” – smutno kpiła Czerwona Kapłanka...
„Wysłuchajcie
mych słów i bądźcie świadkami mojej przysięgi. Nadchodzi Noc i zaczyna się moja
warta. Zakończy ją tylko śmierć. Nie wezmę sobie żony, nie będę miał ziemi,
ojca ni dzieci. Nie założę korony i zapomnę o zaszczytach. Będę żył i umrę na
posterunku. Jestem bowiem mieczem w ciemności. Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem,
który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka. Moje życie i mój
honor należą teraz do Nocnej Straży na tę noc i na wszystkie
pozostałe.”
-
Jakie znaczenie miały teraz te słowa?