Dark Fantasy Role Play

mroczne mięcho ku czci Melpomeny złożone w ofierze

  • .
    - Witaj! Poniżej znajdziesz pomysły na przygody, scenariusze rpg, generatory i opowiadania w klimatach fantasy - wszystko (poza poezją i scenariuszami do Gemini rpg) autorstwa Maestro, choć często inspirowane różnymi źródłami. Fani systemów Warhammer, Monastyr, Gemini, Warlock!, Cień Władcy Demonów, D&D, Veasen czy Symbaroum i innych światów RPG powinni znaleźć tu coś dla siebie. Szczególnie chciałbym pomóc początkującym Mistrzom Gry. Nie szukajcie tu rzeczy, które szybko się dezaktualizują. To ma być źródło konkretnych inspiracji do sesji gier fabularnych z niewielkim dodatkiem teorii rpg. Krwiste mięcho role playing.

Jesteśmy Szarą Kompanią, wilkami wojny, bezdomnymi żołdakami wiernymi Fortunie,
o duszach wystrzępionych jak nasz sztandar, ciałach poznaczonych karbami wielu bitew. Brnąc w śniegu, noga za nogą, maszerujemy naprzeciw wichrom zimy. Obozujemy w krwawym blasku ognisk, patrząc w oczy nocy, wsłuchani w mroźną ciszę lasu, gdzie przyczajona śmierć szepcze nasze imiona tęsknie, jakby wspominała dawnego kochanka… Jesteśmy braćmi zaprzysięgłymi chwale i łupom; najemnymi mieczami o kamiennych sercach i oczach, które widziały zbyt wiele. Maszerujemy pośród bieli, w jądro ciemności pęczniejące za lodowym murem pamiętającym świt świata. Strzeż się Północy – idziemy do ciebie. Idziemy po swoje.



Kapitan kompanii sir Eryk Dayne (vel Malforto) szybko dochodził do siebie po podtruciu. Wkrótce po opuszczeniu Winterfell stanął na własnych nogach. Przyboczni zdali mu relację z ostatnich dni. Mucha i Virion nie ukrywali sceptycyzmu odnośnie decyzji porucznika Kella Raydera. Sir Eryk żałował opuszczenia Winterfell, ale nie podważył rozkazów zastępcy, zresztą na powrót było już za późno. Mijały dni. Kolumna kompanii, w środku której jechały dwa kryte wozy, maszerowała na północ Królewskim Traktem. Droga, choć pokryta śniegiem, zapewniała szybszą wędrówkę niż otaczający ją Wilczy Las. Knieja wydawała się być wymarła, cicha jak grób. Od świtu do zmierzchu świat był czarno biały, całun śniegu złamany był ostrymi konturami nagich drzew.

Mucha regularnie urządzał nabożeństwa ku czci Hexogi, dobrał też sobie trzech uczniów – akolitów, których przyuczał do niższej kasty kapłańskiej. Kell często rozmawiał z Shireen, odciągając dziewczynkę od rozpaczy po stracie ojca i niepewności jutra. Wędrówka była wyczerpująca i monotonna, choć pogoda sprzyjała: śnieg padał rzadko, wiatr był niemrawy. Doskwierał za to mróz. Ludzie korzystali z góralskich „niedźwiedzich łap” i mając pełne żołądki maszerowali względnie szybko.


Podczas któregoś z noclegów, kiedy bohaterowie rozgrzewali się i niemrawo gawędzili przy ognisku, gdzieś z południa, spoza linii wart, doszedł ich donośny trzask łamanych gałęzi. Warg postanowił wślizgnąć się w skórę swej mewy i wykonać zwiad. Chwilę później w ognisko spadło coś dużego, płomienie strzeliły na wszystkie strony! Było to ciało jednego z wartowników. Od strony południowej dobiegły krzyki innych strażników. Virion popędził tam z toporkiem w garści, uskrzydlony Kell był na miejscu trochę szybciej. Mial wrażenie, że las się budzi, drzewa poruszały się, a pośród nich gorzały dwa zimne, niebieskie płomienie. Obóz był atakowany przez potężną postać – olbrzyma z oczami wypełnionymi złowrogim błękitnym blaskiem. Gigant nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, próbował deptać i chwytać kompanionów, oderwał z rosłego dębu wielką gałąź i grzmocił nią na lewo i prawo. Czy był ożywieńcem, jak upiorne zwłoki ludzi w Winterfell? Virion wydał rozkaz dobycia obsydianowej broni, ludzie strzelali z kusz i łuków, odskakując od powolnej bestii, która niepowstrzymanie kroczyła przed siebie, w głąb obozu. Kell po przeskoku do swego ciała (zadbał o nie Mucha) pobiegł na jeden z wozów odpakować Róg Zimy – chciał sprawdzić, czy starożytny instrument wpływa na olbrzymy. Sir Eryk zebrał wokół siebie ludzi, także chorążego Viriona, który przekazał dowódcy sztandar. Smocze szkło zdawało się być zbyt delikatne, ale może smocza kość, z jakiej wykonana jest lanca - drzewiec chorągwi - sprosta zadaniu? Olbrzym był tuż! Kompanioni zrobili mu miejsce, otoczyli trzymając bezpieczny dystans, jak sfora hartów wokół niedźwiedzia, a do szarży z lancą rzucił się brawurowo samotny Kapitan. Postawił wszystko na jedną kartę, jeden cios. Jeśli by się nie udał, uderzenie giganta niewątpliwie zabiło by sir Eryka mimo noszonej zbroi płytowej. Lanca jednak trafiła wystarczająco silnie, aby wbić się w brzuch stwora, który przewrócił się sztywno jak podcięte drzewo. Ziemia zadrżała i… drżeć nie przestała! Co się działo? Czyżby z lasu nadbiegały kolejne olbrzymy? Dookoła pękały i upadały pnie, zamarznięta ziemia dygotała i rozstępowała się, konie kwiczały w panice, czapy śniegu zsuwały się z wibrujących iglastych gałęzi, ludziom plątały się nogi, gwiazdy wirowały na niebie. Nagle wszystko ustało. Tylko Kell znał przyczynę fenomenu – choć bezgłośnie, to jednak „zagrał” na Rogu Zimy, przebudził śpiące pod ziemią olbrzymy, przynajmniej metaforycznie. Ten sekret porucznik zdradził przyjaciołom dopiero kilka dni później, po rozmowie ze swym ojcem Mance’m, sugerującym pogrzebanie gdzieś magicznego przedmiotu, np. zatopienie go pod lodem mijanego Długiego Jeziora. Niemniej bohaterowie na razie nie zdecydowali się na rozstanie z rogiem.
Następnego dnia Szarą Kompanię dogoniło kilku poharatanych konnych w barwach Barrowton. Pewnym było, że zeszłej nocy wiele przeszli, dwa konie nie miały jeźdźców. Jeden z rycerzy chciał poznać losy lady Dustin, pod Winterfell usłyszał dziwne rzeczy. Sir Eryk i Mucha oględnie odpowiedzieli o okolicznościach śmierci szlachcianki i jej pogrzebie. Winę za całe zło zrzucili na górali. Na koniec, udało się nawet kompanionom zdobyć dodatkowego wierzchowca.

Szara Kompania minęła Długie Jezioro, Wilczy Las został z tyłu. Przydrożne osady i gospodarstwa były w większości opuszczone i złupione. Być może przez dzikich albo oddziały Ramseya Boltona. Po kolejnych kilku dniach marszu najemnicy znaleźli się stosunkowo blisko Ostatniego Domostwa – rodowej siedziby Umberów. Hother „Kurwistrach” zaproponował gościnę, mając nadzieję, że jego dworzyszcze nie wpadło w obce ręce. Okazało się, że stara warownia oparła się na razie wszystkim przeciwnikom, mimo że wewnątrz pozostały głównie kobiety, kalecy i dzieci. Szara Kompania została w Ostatnim Domostwie kilka dni. Wszyscy zachowywali się grzecznie, chętni bohaterowie mogli sobie poużywać z samotnymi, głodnymi mężczyzn wdowami z Północy. W twierdzy najemnicy zostawili także okaleczonego Mance’a Raydera, dla którego powrót na Mur mógłby różnie się skończyć, oraz słabującego Jona Hollarda wraz z jego kobietą, Ythar. Ostatniej nocy nad siedzibą Umberów przemknęła spadająca gwiazda. Omen, ale czego? 

Dalsza podróż przebiegła bez przygód, choć wszyscy mieli wrażenie, że to cisza przed burzą. Wreszcie na horyzoncie kompanioni dostrzegli białą linię wyraźnie odcinającą się od szarych, skłębionych chmur. Mur, jeden z cudów świata, imponująca starożytna budowla wysoka na 200 metrów. Co miała powstrzymać? Jakie zło tysiące lat temu tak bardzo wystraszyło żyjących w Westeros Pierwszych Ludzi, Olbrzymy i mityczne Dzieci Lasu, że zjednoczyli się oni by wybudować coś tak monumentalnego?  Cóż, Szara Kompania to nie filozofowie, tylko najemnicy. Zatrzymali się na nocleg w Kretowisku - dużej i nieporządnej osadzie kilka mil na południe od Czarnego Zamku. Mucha wypytywał miejscowych o najnowsze wieści z Muru i okolic, zgromadził wiele plotek, ale trudno było oddzielić prawdę od fałszu, zwłaszcza, że działy się rzeczy niecodzienne. Pewne było jedno: za Murem zapadła wieczna noc i panował mróz tak straszliwy, że zamarzało tam samo powietrze.



Następnego ranka, kiedy Szara była znów w drodze, dotarł do niej posłaniec od nowego lorda dowódcy Nocnej Straży, z zaproszeniem i prośbą pomocy. Obie rzeczy zostały przez bohaterów odrzucone, przynajmniej na razie. Kompania ruszyła na północy zachód, do Nocnego Fortu, gdzie miała znajdować się małżonka króla Stannisa i jego ludzie. Nocny Fort, niegdyś największy zamek Nocnej Straży, leżał w ruinie. Kiedy na Mur przybył Baratheon, rozpoczęto powolną odbudowę warowni, w której obecnie zamieszkiwała królowa Selyse z dworem. Uszczelniono i odnowiono kilka budynków, dziedziniec ogrodzono palisadą, postawiono stajnię. Wewnątrz mieszkało około 100 ludzi w tym kilku południowych rycerzy. Oraz lady Melisandre, Czerwona Kapłanka.


Szara Kompania rozbiła obozowisko na zewnątrz Nocnego Fortu, pod zagajnikiem. Bohaterowie widzieli nieopodal krążącego pośród drzew wielkiego białego wilkora, albinosa z czerwonymi ślepiami i świeżymi bliznami na ciele. Zwierzę odważnie zbliżyło się do ludzi, zjadło nawet kawał mięsa z rąk Kella, później jednak przepadło w zaroślach.


Do Nocnego Fortu, a później przed oblicze królowej Salyse i jej wuja oraz opiekuna sir Axella Florenta, wpuszczono jedynie sir Eryka, Kella, Muchę i Viriona. Bohaterowie oddali małą Shireen, którą matka powitała dość powściągliwie, a później bez ogródek wyjawili los Stannisa, składając u stóp królowej Światłonoścę i sztandar Baratheona. Straszliwe wieści zdruzgotały małżonkę zmarłego króla. Jej namiestnik i wuj Axell Florent, również będący w pełnym niedowierzania szoku, odprawił BG. Zanim jednak kompanioni opuścili Nocny Fort, spotkali się z lady Melisandre, nieobecną u boku królowej. Czerwona Kapłanka, jak zwykle w burzy ognistych włosów oraz zbyt cienkiej i wydekoltowanej szkarłatnej sukni, zaprosiła bohaterów na prywatną rozmowę w swej komnacie. Tam zaproponowała im pracę – nowy kontrakt. Zapłatą miały być szlachetne kamienie. Zaliczkę wyczarowała kobieta magiczną sztuczką. Wprost z ognia piecyka wyciągnęła dwa rozżarzone do białości węgle, ścisnęła je w ręku bez oznak bólu a kiedy otworzyła dłoń, jej ciało było nienaruszone. Na gładkiej dłoni leżały dwa krwawo-różowe klejnoty. Wręczyła je sir Erykowi. Bohaterowie nie chcieli w kontrakcie religijnych zapisów dotyczących Pana Światła, ale zgodzili się na potwierdzenie umowy krwią. Dokument został sporządzony i podpisany kilka godzin później. W międzyczasie Kell zagadnął zbrojnych z Nocnego Fortu o dzikich. Szukał Val i małego synka Mance’a Raydera. Słyszał kwilenie niemowlęcia. Rozmówcy zaprzeczyli jednak, by na zamku znajdował się ktoś z dzikusów.    

Kilka godzin po podpisaniu umowy bohaterowie zostali zaprowadzeni przez lady Melisandre, ich nowego pracodawcę, do lodowatej komnaty leżącej gdzieś miedzy fundamentami Muru. W mroku, na białym katafalku będącym wielkim, surowym blokiem lodu, leżało ciało młodego mężczyzny z wieloma ranami korpusu.

- Oto prawdziwy Azor Ahai – powiedziała cicho lady Melisandre wskazując na zamarznięte zwłoki - On nas poprowadzi naprzeciw Ciemności. W imieniu Pana Światła zatryumfuje nad Innym! Tej sprawie teraz służycie.