Dark Fantasy Role Play

mroczne mięcho ku czci Melpomeny złożone w ofierze

  • .
    - Witaj! Poniżej znajdziesz pomysły na przygody, scenariusze rpg, generatory i opowiadania w klimatach fantasy - wszystko (poza poezją i scenariuszami do Gemini rpg) autorstwa Maestro, choć często inspirowane różnymi źródłami. Fani systemów Warhammer, Monastyr, Gemini, Warlock!, Cień Władcy Demonów, D&D, Veasen czy Symbaroum i innych światów RPG powinni znaleźć tu coś dla siebie. Szczególnie chciałbym pomóc początkującym Mistrzom Gry. Nie szukajcie tu rzeczy, które szybko się dezaktualizują. To ma być źródło konkretnych inspiracji do sesji gier fabularnych z niewielkim dodatkiem teorii rpg. Krwiste mięcho role playing.


Od zdobycia Winterfell minęły ponad dwa tygodnie. Oddział Cristiana Borga nie wrócił, podobnie jak konny goniec wysłany po Wullów. Wróciły za to wrony. Zjawiły się wkrótce po rozwianiu ostatnich słupów smolistego dymu ze stosów palonych zwłok. Nieprzyjemny swąd trupów wsiąkł w szare mury Winterfell, ale na całym terenie twierdzy nie ostały się żadne niepogrzebane ciała, co uspokoiło sir Eryka i Muchę. Wielkie hałdy poczerniałych kości szybko pokrył całun szronu i śniegu, wiatr roznosił prochy poległych i gwizdał w zębach blank. Szara Kompania, z dużą pomocą górskich klanów, umocniła się w obrębie wewnętrznego zamku, obejmującego donżon i Wielką Komnatę. Kompanioni nie mieli czasu na nudę. Najpierw grabież i palenie zwłok, potem musztra, kopanie i maskowanie pułapek na południowym przedpolu twierdzy, kolejne ćwiczenia i wieczorne integracje, skutecznie wypełniały senny zimowy czas. Wojna została gdzieś daleko. Żołądki były pełne,  stopy suche.

Przygodę zaczęliśmy od długiej, rubasznej i osobistej rozmowy postaci przy śniadaniu. Henzi „Mucha” postanowił się ożenić z Petrą, byłą służką lady Dustin i poprosił Kapitana o przeprowadzenie stosownego rytuału w obrządku Hexogi. Nowa religia zaczęła odgrywać coraz większe znaczenie w Kompanii i fabule przygód. Jak wymyślił Khaki (grający sir Eryka), Hexoga jest boginią rozwagi i sprawiedliwości. Nakazuje swoim wyznawcom zawsze dociekać prawdy - nawet kosztem litery prawa i innych zasad. Sprzeciwia się tyranii tak samo jak przestępstwu. Jej wyznawcy walczą z niegodziwością, zakłamaniem i kłamstwem w każdej postaci. Aby zostać członkiem kultu należy „wyznać prawdę”: zdradzić najbardziej skrywany sekret, największą zbrodnię, największy wstyd. Ową „Prawdę” przekazuje się kapłanowi, który zapisuje wszystkie wyznania w Księdze Kłamstw.

Szarzy Bracia chcieli posłuchać o Hexodze i jej prawach. Ślub Muchy i Petry (która przystała na małżeństwo dopiero wówczas, gdy sir Eryk odrzucił jej względy) był dobrą okazją. Kapitan, mieniący się „Rycerzem Hexogi” pełnił rolę kapłana do momentu, kiedy nie przekazał tej funkcji Henzi’emu. Nowożeńcy wyznali sobie i sir Erykowi swoje sekrety, Mucha jako kapłan musiał wypowiedzieć swoją tajemnicę wobec wszystkich. Przyznał się do tchórzostwa - opuszczenia swojej rodziny i przyjaciół w potrzebie, kiedy jego cyrkowy tabor został napadnięty. Paladyn i nowy kapłan Hexogi intensywnie zaangażowali się w krzewienie nowej wiary wśród braci. Tymczasem Kell „Niedźwiedź” oraz Virion mocno się od niej dystansowali, nie wchodząc jednak (na razie?) w spór z przyjaciółmi.

Virion wraz z Jednorękim wytrwale szkolili ludzi. Wszystkim braciom rozdano po jednej sztuce broni ze smoczego szkła, reszta obsydianu czekała w skrzyni, obok zapasów żywności zgromadzonych w piwnicach Wielkiej Siedziby. Starożytny róg sygnałowy zawieszono w sepcie. Mucha, zaznający miodowego miesiąca w ramionach Petry, nie mógł się doczekać, aby zadąć w tajemniczy instrument. Kell prowadził codzienne obserwacje na skrzydłach mewy, koordynował też wysyłanie oddziałów zwiadowczych w najbliższą okolicę.

List od Jorelli Mormont, wysłany krukiem z Niedźwiedziej Wyspy, zaskoczył wszystkich. Dziewczyna pisała o niespokojnych wodach Lodowej Zatoki, o martwych stworach w wodzie i na wybrzeżu, o setkach dzikich przekraczających Most Czaszek na zachodnim krańcu Muru. Kiedy dowiedzieli się o tym górale, wielu postanowiło natychmiast ruszyć do domów, aby dopilnować bezpiecznego dotarcia bliskich do Winterfell.

Tu zaczęły się kłopoty. Bohaterowie nie chcieli pozbywać się „siły żywej” i na różne sposoby przekonywali klanowych wojowników do pozostania. Tłumaczyli i grozili. Doszło do scysji z Torrenem Liddle’m, klanowy naczelnik wziął się za łeb z Virionem, ale zostali rozdzieleni nim komuś stała się krzywda. Górale chcieli też nieco obsydianowej broni, ale BG twardo odmawiali. Trudno powiedzieć, jak by się zakończyła cała sytuacja (sir Eryk rozważał pojedynek z Torrenem!), gdyby nie respekt klanów wobec, nielicznej już przecież, Szarej Kompanii i grupy braci z kuszami w pobliżu. Koniec końców w Winterfell z Kompanią zostało 120 górali, w tym aż 50 Liddlów, niepewnych, czy zostaną wpuszczeni z powrotem. Razem z nowymi rekrutami i weteranami sir Eryk dysponował ponad 170 sprawnymi zbrojnymi. Trzy dni później stan osobowy się zmienił. 
Mrok zjawił się tego wieczora wcześniej. Za wcześnie. Nagle nienaturalna ciemność zagarnęła Winterfell zionąc upiornym mrozem. Pozbawionym wiatru, odbierającym dech i odwagę, martwym ostrym chłodem; kłującym w piersiach i oczach pierwotnym zimnem zamrażającym i kruszącym dusze. Powietrze, noc i sama przestrzeń zdawały się zamarzać, w jednej chwili zlodowaciały proporce, zaś duszące zwoje chłodu owinęły się wokół Wielkiej Siedziby, w której schronili się bohaterowie. Trąbki wzywały wszystkich do bezpiecznych, ciepłych, bronionych budynków, ale nie wszyscy zdążyli. Po chwili nie było nikogo na tyle odważnego i wytrzymałego, aby zdecydował by się wyjść na zewnątrz, w otchłań i pustkę, w której gasły gwiazdy. Zimno wlało się w serca ludzi, wraz z nim zakradły się strach i bezradność. Ogień kominków, kaganków i pochodni nie dawał prawie ciepła, tylko mdłe, mizerne światło, podkreślające blade, przerażone oblicza kompanionów.

Szara Kompania przetrwała jednak tą bardzo długą, pełną strachów, noc, choć pod jej koniec, jakąś godzinę przed świtem, Kell i Virion musieli siłą budzić przyjaciół z paraliżującego snu, przedsionka śmierci. Kiedy zły ziąb minął, a na wschodzie zamajaczyła poświata poranka, bohaterowie poprowadzili wycieczkę z donżonu i zetknęli się z martwymi, choć wciąż chodzącymi, towarzyszami broni – kilkunastoma nieszczęśnikami, którzy nie zdążyli schronić się przed zimnem. Coś ich przemieniło. Po kilku godzinach mrocznego, martwiczego mrozu starcie z ożywionymi trupami niespecjalnie poruszyło szarych braci, mimo że dźgali własnych druhów. Przypominało to dalszą część koszmaru, mimo wszystko lżejszą niż nocna groza. Ogniem, stalą i smoczym szkłem oczyszczono dziedzińce i wejścia do Wielkiej Komnaty, gdzie ranni również przetrwali. Niestety, kilkuosobowy zwiad regularnie patrolujący okolicę poza murami nigdy nie wrócił. Zmarła i przemieniła się też trzecia część jeńców, upiornie upchniętych w przepełnionych lochach. Mucha stracił przytomność, gdy próbował zadąć w wielki, starożytny róg sygnałowy zawieszony w sepcie. Wciągnął w płuca coś z wewnątrz instrumentu, jakby sopel powietrza i ogarnęła go ciemność.
 


Rankiem okazało się, że wokół Winterfell szwenda się kilkaset wygrzebanych spod śniegu trupów. Zwabiono je do bramy i sukcesywnie unicestwiano – smoczym szkłem i ogniem. Bohaterowie przećwiczyli i omówili skuteczność obsydianowej broni, niestety zbyt kruchej wobec kolczug, płyt zbroi czy nawet kilku warstw skór i futer. Ogień sprawował się nieco lepiej. Wydawało się, że światło słoneczne spowalnia ożywieńców,  koło południa stali się ospali, wielu upadło i znieruchomiało. Przed świtem niebieskookie upiory również były wolniejsze od ludzi i niezdarne, ale niezwykle silne, odporne na ciosy. Wyciągnięto wnioski i dostosowano do nich ćwiczenia. Niespodziewanie wrócił Cristian Borg z połową swego konnego oddziału. Zameldował, że Bękart Boltona wyprawił się na sam Mur, po drodze dołączając najwyraźniej posiłki z rodzinnego Dreadfort i chwytając Morsa Umbera.  

Błąkających się i szukających ofiar martwych pokazano Roosowi Boltonowi. Zimne niebieskie oczy Namiestnika Północy jak zwykle niewiele zdradzały, ale długo patrzyły na dziesiątki nienaturalnych stworów urągających boskim prawom. Lord Bolton zaproponował, żeby w takich okolicznościach zapomnieć o swarach. Pomimo ryzyka chciał osobiście wyruszyć do Królewskiej Przystani i przedstawić sprawę królowi. Meldunki Nocnej Straży od zawsze traktowane były na dworze jako przesadzone. Dodatkowo obiecał całkowitą amnestię dla całej Szarej Kompanii i zaszczyty dla jej oficerów, między innymi biały płaszcz Gwardii Królewskiej dla sir Eryka. Bohaterowie odrzucili propozycję bez negocjacji i więzień wrócił do swej komnaty.

Wcześniej na Niedźwiedzią Wyspę wrócił kruk z informacją o zdradzie i hańbie Ramseya występującego nawet przeciwko swemu ojcu. BG prosili też w liście o rozpowszechnienie wieści oczerniających krwawego Bękarta.

Mijały dni. Bohaterowie niecierpliwili się. Nie zwykli tak długo tkwić bezczynnie w jednym miejscu, na dodatek nie wiedząc, jak przebiegają istotne dla nich sprawy, toczące się gdzieś daleko. Maron znów kusił Viriona powrotem na Żelazne Wyspy i swobodnym pirackim życiem, Mance przypominał Kellowi o bliskich na Murze, gdzie zostawił syna i szwagierkę Val. Mucha i sir Eryk pogrążali się w dopracowywaniu kultu Hexogi, czasami zapominając o całym świecie i prześcigając się nawzajem w religijnym zapale. Henzi (pomiędzy figlami ze znudzoną Petrą) ponownie analizował słowa przepowiedni usłyszanej w Wilczym Lesie i kiedy dowiedział się, że sir Eryk tak naprawdę pochodzi z rodu Dayne (tego posiadającego rodowy legendarny miecz o nazwie „Świt” wykuty ze spadłej gwiazdy), gorąco uwierzył w niezwykłość przeznaczenia swego, Kapitana i całej Szarej Kompanii.

Dni mijały, chłodne i spokojne, czasem śnieżne i wietrzne. W powietrzu coś wisiało. Cisza przed burzą. Najpierw jednak przyszedł jej pierwszy podmuch.  

                                                                                   *

Na murach grają trąbki sygnałowe, alarmując, obwieszczając przybycie wroga. Z Wilczego Lasu odpowiadają dźwiękiem rogi, spomiędzy drzew wychodzą liczni piesi wojownicy; okutani w futra i skóry, dzierżący włócznie i maczugi, niektórzy noszą kościane fetysze i totemy. Jest ich wielu…

Mance Rayder, wniesiony przez Kella na mury, rozpoznaje w nowo przybyłych Wolnych Ludzi. Identyfikuje nawet kilku wodzów: Sorena Rozbijacza Tarcz, Ślepego Dossa, Torrega Wysokiego oraz Ygona Ojca. Dzikich jest przynajmniej trzystu, nie wiadomo, ilu siedzi w lesie. Hałasują i prowokują obsadę murów na zachodnich błoniach – przed Bramą Myśliwego. Grupka harcowników podchodzi bliżej i wywołuje Bękarta Boltona, którego najwyraźniej spodziewają się tu znaleźć. Słysząc, kto dzierży teraz Winterfell, domagają się wpuszczenia do środka, żądają otwarcia bram, co spotyka się z oczywistą reakcją bohaterów. Dzicy cofają się i dobre pół godziny naradzają w cieniu drzew. W końcu wysyłają swojego człowieka na rozmowy. To Soren Rozbijacz Tarcz, jeden z wodzów. Zostaje wpuszczony na most zwodzony, za zewnętrzne mury bramy południowej, jedynie w towarzystwie dwóch młodych wojów. Widok kalekiego Mance’a wydaje się nie robić na Sorenie wrażenia, choć jest ciekaw, czy Rayder jest więźniem Kompanii. Uważnie przypatruje się wysokim murom wewnętrznym, sir Erykowi i jego przybocznym, jednocześnie ględząc coś bez ładu i składu o zemście na Boltonach, obietnicy Jona Snow i ratowaniu Mance’a. Pytania BG zbywa, powtarzając wciąż od nowa swój wywód. Nieskładną tyradę przerywa nagle towarzyszący Sorenowi bezimienny, krępy wojownik stojący po lewej.

- Nie pamiętasz mnie, prawda? – pyta, patrząc na Viriona i postępując do przodu. Soren próbuje mu przerwać, warczy groźnie, ale dziki kontynuuje:  - Nie pamiętasz boju pod Murem? A TO pamiętasz?! – tryskając śliną z zarośniętej, pokrytej czyrakami gęby, woj podrywa topór i rzuca się na Viriona! Na oszronionych deskach mostu wybucha wściekła walka na śmierć i życie.   

 

Categories:

0 Response for the ""Martwe, zimne zło" - 18. rozdział kampanii"