Dark Fantasy Role Play

mroczne mięcho ku czci Melpomeny złożone w ofierze

  • .
    - Witaj! Poniżej znajdziesz pomysły na przygody, scenariusze rpg, generatory i opowiadania w klimatach fantasy - wszystko (poza poezją i scenariuszami do Gemini rpg) autorstwa Maestro, choć często inspirowane różnymi źródłami. Fani systemów Warhammer, Monastyr, Gemini, Warlock!, Cień Władcy Demonów, D&D, Veasen czy Symbaroum i innych światów RPG powinni znaleźć tu coś dla siebie. Szczególnie chciałbym pomóc początkującym Mistrzom Gry. Nie szukajcie tu rzeczy, które szybko się dezaktualizują. To ma być źródło konkretnych inspiracji do sesji gier fabularnych z niewielkim dodatkiem teorii rpg. Krwiste mięcho role playing.

Dawno nie było poezji, a ja muszę odreagować. Okoliczności rzeczywistości zmusiły mnie do liryki, prozą już nie daję rady.
A zatem:

Brzęczała na tym zgniłym brzuchu much orkiestra
I z wnętrza larw czarne zastępy
Wypełzały ściekając z wolna jak ciecz gęsta
Na te rojące się strzępy.
Wszystko się zapadało, jarzyło, wzbijało,
Jak fala się wznosiło,
Rzekłbyś, wzdęte niepewnym odetchnieniem ciało
Samo się w sobie mnożyło.
Czerwie biegły za obcym im brzmieniem muzycznym
Jak wiatr i woda bierząca
Lub ziarno, które wiejacz swym ruchem rytmicznym
W opałce obraca i wstrząsa.


Ch. Baudelaire "PADLINA" (fragment)
tłumaczył: Mieczysław Jastrun


Przyjazny port zamienił się w pole bitwy. Dobrze zapowiadający się pracodawca stał się wrogiem. Bohaterowie spod Muru stali się ściganymi banitami.



Szara Kompania od tygodnia przebywała w Białym Porcie. Dołączył do niej dowódca - sir Eryk - który powrócił z wyprawy na Skagos wraz z dwudziestką nowych rekrutów. Negocjowanie kontraktu z lordem Manderlym przedłużało się. Odpowiadający za to Łańcuch wraz z pomocnikiem niemalże zamieszkali na Dworze Trytona. U lorda Wymana gościł też sir Davos, mały Rickon Stark i jego brat Jon Snow, zwany Odrodzonym Jonem. Rankiem sądnego dnia pod „Pękniętego Wieloryba”, gdzie zamieszkiwał sztab najemników wraz z weteranami kompanii, przybył oddział gwardii pałacowej. Zbrojni mieli eskortować Lady Selyse i jej córkę Shireen do Nowego Zamku. Bohaterowie nie chcieli oddawać dziewczynki. Nakłonili jej matkę (uzależnioną od uspokajających ziółek Kalispery) by szpiegowała lorda Wymana podczas pobytu na jego dworze, a w kwestii Shireen by wyraziła wolę pozostania dziewczynki z kompanią. Kapitan gwardii odszedł jak niepyszny jedynie z lady Selyse.

Później, około południa, Kalispera wracała ze spaceru po mieście, podczas którego uzupełniała zapasy swoich substancji. Zwróciła uwagę na sir Iana Storma kręcącego się po zaułkach. Rycerz zmierzał właśnie do gospody zamieszkiwanej przez kilka rodzin Dzikich ewakuowanymi zza Muru wraz z dziećmi, kiedy niespodziewanie natknął się na idącego od Nowego Zamku Jona Snow. Kalispera zbliżyła się do mężczyzn chcą sprawdzić, czy czegoś nie knują. Obudziło się w niej bowiem silne przeczucie niebezpieczeństwa (szósty zmysł postaci). Wówczas nastąpił atak. Trzech nożowników i usadowiony na piętrze łucznik zamierzało zabić Jona. Kalispera poradziła sobie z pierwszym przeciwnikiem, zmartwychwstaniec i się Ian wykończyli dwóch innych, ale strzelec zdołał zranić Jona, który po chwili omdlał, niewątpliwie na skutek trucizny. Kalispera nie była w stanie mu pomóc. Kiedy tylko sir Ian dołączył do niej z rannym jeńcem – łucznikiem, wszyscy szybko ruszyli pod „Pękniętego Wieloryba”. 

Tymczasem do karczmy wrócił oddział gwardii pałacowej. Uzbrojonych z trójzęby i półzbroje ludzi było dwa razy więcej niż rankiem. Do karczmy ponownie wkroczył kapitan gwardii i ponownie zażądał w imieniu lorda Manderly wydania „lady Shireen”. Żarty się skończyły, sytuacja była poważna. Sir Eryk nie zgodził się na wypuszczenie dziewczynki, a kiedy kapitan gwardii zaczął grozić i obnażać miecz - wycelowano w niego łuki i kusze. Najszybciej zareagował Finn, wyborowy łucznik i nowa postać  gracza prowadzącego Muchę. Gwardziści pochylili trójzęby, ale ich zagrożony i upokorzony dowódca rozkazał wycofanie. Jego ludzie otoczyli gospodę. Po raz trzeci, tym razem z zewnątrz, kompanioni usłyszeli polecenie natychmiastowego wydania dziewczynki pod opiekę lorda Wymana i po raz trzeci to zignorowali. Po chwili gwardzistów wsparły zwołane oddziały strażników miejskich, do garnizonu gwardii wysłano kurierów.

Kalispera wraz z sir Ianem, niosącym nieprzytomnego Jona Snow, wracali właśnie do gospody prowadząc poturbowanego jeńca. Widząc co się dzieje, bez namysłu zdecydowali się na bezczelne w swej brawurze działanie: sir Ian wtargnął do środka karczmy poprzez kordon strażników, przez chwilę ogłupiałych zachowaniem rycerza. Kalispera z kolei odciągnęła kilku innych zbrojnych historyjką o „uprowadzeniu Shireen”. Nie zmieniło to jednak położenia najemników oblężonych w „Pękniętym Wielorybie”. Gwardziści żądali od kompanionów złożenia broni i natychmiastowego wypuszczenia Shireen.

Łapiduch zajął się Jonem Snow, który jednak po chwili przestał oddychać, szokując sir Iana. Na miejscu nie było Viriona i Jona Hollarda, szkolili oni nowych rekrutów, głównie Dzikich, na placu nieopodal Śnieżnego Septu. Mucha był na nabożeństwie Hexogi w pobliżu portu. Krótka narada będących na miejscu BG była bardzo nerwowa. Sir Eryk stwierdził, że dziewczynkę należy oddać, tylko w jaki sposób? Finn ustawił kilku strzelców w oknach gospody. Protesty przestraszonych właścicieli przybytku szybko uciszono. W końcu dowódca kompanii przestąpił próg karczmy i oznajmił gwardzistom, że najemnicy sami odprowadzą Shireen do zamku. O oddaniu broni mowy być nie może. Tego było kapitanowi gwardii za dużo, sięgnął po miecz i zwarł się z sir Erykiem krzycząc do swoich ludzi. Finn i jego łucznicy wystrzelili w gwardzistów. Najemnicy walcząc cofnęli się do środka karczmy. Z pomocą porucznika sir Eryk zabił swego przeciwnika, ale sam otrzymał pchnięcie w szyję. Drzwi „Pękniętego Wieloryba” ponownie zabarykadowano. Gwardziści odciągnęli swoich rannych i zabitych, zaalarmowali zamek. Polubowne rozwiązanie przestało być możliwe, przelano krew.

Sir Ian odciągnął od drzwi Shirren, ale nie mieszał się w walkę, wciąż wstrząśnięty śmiercią Białego Jona.

Tymczasem przebywająca z dala od „Pękniętego Wieloryba” Kalispera postanowiła dostać się na zamek podając się za letniacką księżniczkę ocalałą z ataku piratów…    

W gospodzie Sir Eryk był coraz słabszy, wciąż krwawił, ale ignorował prośby Willa Łapiducha i swego troskliwego giermka Mikaela. W końcu zemdlał. Ocknął się za to, czy raczej powrócił (ponownie!) do życia, Biały Jon! W mieście, do każdej z noclegowni zajmowanych przez Szarą Kompanię skierowano oddziały wojska. W pobliże „Pękniętego Wieloryba” przybył sam sir Marlon Manderly, dowódca gwardii, kuzyn i doradca lorda Wymana. Powstrzymał swych ludzi przed szturmem i zażądał od kompanii natychmiastowej kapitulacji. Na negocjacje z sir Marlonem wyszli nieuzbrojeni porucznik Kell i Mikael. Kuzyn lorda powtórzył swoje warunki jednocześnie podkreślając, że zabójcy gwardzistów zostaną straceni. Zezwolił też na powrót dwójki bohaterów do karczmy. 

Kompanioni nie zamierzali się poddać. Finn, oprócz łuczniczego talentu będący także uczony w prawie, głowił się nad jakimś pokojowym rozwiązaniem. Sprawy jednak zabrnęły za daleko, sytuacja była nie do opanowania. Wówczas Kell Rayder, warg odpowiadający obecnie za cały oddział, podjął próbę przejęcia ciała sir Marlona. Zadanie było wyjątkowo trudne nie tylko pod względem wysiłku woli i ducha, ale także w wymiarze moralnym. Kell wślizgnął się duchowo do głowy rycerza i stoczył z nim psychiczny pojedynek. Wygrał go a następnie zakomenderował odwrót spod karczmy. Rozkaz spotkał się z niedowierzaniem, ale w końcu go wykonano. Kiedy tylko tylne wyjście gospody było bezpieczne, kompanioni wyślizgnęli się nim na zewnątrz, unosząc ze sobą ciała sir Eryka i porucznika Kella. Wiele wskazywało na to, że w innych punktach miasta trwają potyczki między Dzikimi kompanionami a zbrojnymi lorda. Nie wiadomo, co działo się z Virionem i Jonem Hollardem. Kalispera dzięki swym gładkim słówkom i ujmującej powierzchowności została przyjęta do zamkowego garnizonu i doczekała się spotkania z maesterem Theomore’m. Odrodzony Jon Stark (niegdyś Snow) postanowił zostać w Białym Porcie przy bracie Rickonie i spróbować wyjaśnić zamach na swoje życie. Sir Ian Storm zdecydował się do niego przyłączyć.  

Reszta bohaterów, prowadzonych przez Finna i Mikaela, przekradła się do portu, przebiła przez straże Bramy Fok i kilku zbrojnych pilnujących dwa z czterech kompanijnych statków. Odbito od nabrzeży, chwycono za wiosła, nieliczni kompanioni z morskim doświadczeniem stawiali żagle. Kell wrócił do swego ciała po tym jak doprowadził do „samobójczej” śmierci sir Marlona.

Na odpływających statkach była ledwie szósta część Szarej Kompanii, na szczęście na pokładzie był Wystrzępiony Sztandar. Nie było za to Viriona, Hollarda, Muchy, Kalispery, Łańcucha, Marka Myszora i Jednorękiego – zostali w Białym Porcie. Martwi lub żywi. Los kompanionów płynących na statkach też nie był pewny: z ufortyfikowanych pirsów wystrzeliły skorpiony i ogniomioty, w pogoń na zbiegami ruszyły dwie galery wojenne z floty lorda Wymana. Stan sir Eryka był ciężki. Śmierć deptała najemnikom po piętach i obrzydliwie się śliniła.


Szara Kompania stawała przeciwko Innym i Zimie Zim, ścierała się z Botlonami i Żelaznymi Ludźmi. Konflikt z grubym lordem Manderly’m mógł się okazać znacznie groźniejszy. Z banalnej sytuacji rozwinęła się tragedia. Ze zlekceważonej iskry wybuchł pożar.

Gra o tron to bezwzględna konkurencja, a historia uczy, że nawet Dzicy muszą od czasu do czasu ugiąć kolan aby przeżyć. Szarzy Kompanioni okazali arogancję, na którą najemników stać tylko wówczas, kiedy dyktują warunki. Za błędy, choćby niezawinione, zawsze płaci się cenę... 

Koło się zamknęło. Szara Kompania przybyła na Północ stawiając pierwsze kroki wraz z wojskami Stannisa we Wschodniej Strażnicy i z tego samego zamku teraz odpływała. Skład i stan osobowy uległy przez ten czas wielu zmianom. Przeszło pięć miesięcy temu,  w bitwie z armią Dzikich Mance’a Raydera brało udział 340 szarych braci, przeżyło 125. Podczas zdobywania i utrzymania Winterfell oddział zmniejszył się do siedemdziesięciu kilku osób. Obecnie nominalnie pod Wystrzępionym Sztandarem służy blisko 400 mężczyzn, głównie Wolnych Ludzi, ale czy wszyscy sprostają wyzwaniom? Weteranów stanowiących rdzeń kompanii i pamiętających jeszcze kontrakty w Essos zostało trzydziestu. Niemal wszyscy są oficerami i podoficerami. Nieco większą ilość stanowią zbrojni z południa, pochodzący z rozbitej Armii Stannisa. Stu ludzi rekrutuje się spośród  północnych górskich klanów Wullów, Norrey’ów i Liddle’ów. Kilkunastu to dezerterzy z Nocnej Straży i oddziałów wiernych Boltonowi. Jest jeszcze kilku niedorostków i starców z Ostatniego Domostwa, przyjętych z litości i służących jako ciury obozowe. Cała reszta to Dzicy, czy też Wolni Ludzie, grupa niejednolita, bo pochodząca z czterech plemion straszliwie doświadczonych przez grozę Innych i głodny mrok za Murem. Wszyscy trafili teraz do Białego Portu. A oto jak się to stało.

Poprowadzona za Mur  wyprawa odrodzonego Białego Jona skończyła się połowicznym sukcesem. Zza Muru przyprowadzono po lodzie pewną grupę Wolnych Ludzi, ale zwabiono także upiory. Przybrzeżne wody Zatoki Fok i port Wschodniej Strażnicy były zamarznięte a statki, którymi kompania miała odpłynąć, tkwiły w lodzie. Na szczęście doświadczenie i pomysłowość bohaterów poradziły sobie z tym. Kadłuby uwolniono i uszczelniono, zaś lód został skruszony za pomocą Rogu Zimy. Dokonał tego Kell Rayder (grający na magicznym instrumencie już któryś raz z rzędu) w towarzystwie Muchy, który po wszystkim przypisał oczywiście sukces woli i mocy Hexogi.

Wschodnia Strażnica została obsadzona przez kilkunastu ludzi z Nocnej Straży, którzy po raz ostatni poprosili sir Eryka o wsparcie obrony Muru. Kapitan miał jednak inne plany. Sam postanowił udać się z nieliczną eskortą na Skagos, by zgłębić istotę swej bogini. Reszta sztabu, po długiej i burzliwej naradzie, w której głos, poza BG, zabrali również sir Davos Seaworth i Biały Jon, zdecydowała, że kompania ruszy statkami na południe, do Białego Portu – siedziby teoretycznie przychylnego i wypłacalnego lorda Wymana Manderly. Odrodzony Jon Snow, zwany Białym, wspierany(chyba silniej niż by sobie tego życzył) przez sir Iana Storma, wciąż chciał odzyskać Winterfell i tam stawić czoła najazdowi Innych. Pojął jednak, że sam tego nie uczyni, a stolicę Północy można równie dobrze zdobywać od strony południowej. Również sir Davos, pragnący pomszczenia na Boltonach swego króla i syna Devana, głosował za Białym Portem – dobrym miejscem dla ochrony Rickona Starka i Shireen Baratheon. Jon Hollard porzucił myśl o samotnym odwiedzeniu Braavos, co ucieszyło jego towarzyszy, zwłaszcza sir Eryka. Kapitan ze smutkiem przyjął za to decyzję sir Iana Storma o odłożeniu ślubowania służby Szaremu Sztandarowi.  

Kilka dni we Wschodniej Strażnicy upłynęło majstrom kompanii nader pracowicie. Szkutnicy krzątali się przy statkach, kruszono za pomocą kafarów lód, zaś dwie duże zamkowe kuźnie pracowały pełną parą. Dzięki zgromadzonej przez Nocną Straż stali, kowale kompanii zdążyli wykuć kilka sztuk broni z domieszką obsydianowego pyłu. Do Ostatniego Domostwa wybrał się w skórze ptaka Biały Jon z listem zawierającym propozycję ewakuacji dworzyszcza Umberów, zabrania nielicznych już mieszkańców na statki. Odrodzony w magicznym ogniu Jon już nie wierzył, że postawiony tysiące lat temu Mur wytrzyma inwazję Innych. Wznoszenie lodowej fortyfikacji rozpoczęło się wszak po poprzednim najeździe, u zarania Wielkiej Wiosny i Mur nigdy nie musiał zdać swojego najważniejszego egzaminu. Od setek lat mieszkańcy Westeros byli pewni, że chroni ich przed rajdami dzikich barbarzyńców.

Kiedy przyprowadzeni zza Muru dzicy w większości klęknęli przed Szarym Sztandarem (jakaż zmiana dokonała się w tych dumnych ludziach przez ostatnie tygodnie!) zdobywając dzięki temu miejsce na statkach, kompania odpłynęła. Pełznąca z północy po zamarzniętym morzu mroczna mgła, pełna kłów i szponów mrozu, rozwiała się wraz z rozbiciem lodu. Zapewne na krótko, ale szarzy bracia nie oglądali się za siebie. Duża łódź sir Eryka popłynęła na wschód, ku Skagos, trzy większe statki ruszyły wzdłuż wybrzeża na południe, po drodze zatrzymując się by przyjąć na pokład kilkudziesięciu uchodźców z Ostatniego Domostwa. Kell ponownie zobaczył swego ojca – Mance’a Raydera. Kasztelan Hother Umber, zwany Kurwistrachem, nie opuścił jednak domu swych przodków. W liście do sir Eryka poprosił o uwolnienie swego lorda i bratanka Greatjona z łap Freyów.

Wcześniej, na zadziwiająco spokojnym jak na tą porę roku morzu, bohaterowie dostrzegli dryfujący statek. Był to „Kos” należący do Nocnej Straży. Na pokładzie znajdowali się ledwo żywi dzicy ewakuowani z Hardhome. Swoich ożywionych zmarłych zamknęli pod pokładem. Po sztormie i utracie żeglarzy osłabieni i ranni ludzie nie byli w stanie przybić do brzegu. Kompania pomogła potrzebującym, a „Kosa” wzięła na hol, by rankiem rozprawić się z upiorami nawiedzającymi jego pokład. Przy okazji potwierdzono skuteczność nowej broni ze stali „obsydianowej”.
Pogoda wciąż dopisywała i rejsu czterech statków wypełnionych bardzo zróżnicowanymi ludźmi nic nie zakłóciło. Niewielka flotylla minęła Wdowią Strażnicę, potem wpłynęła na wody Ugryzionej Zatoki. Minęła Stary Zamek, archipelag Trzech Sióstr i skręciła ku Białemu Portowi leżącemu u ujścia szerokiej rzeki Biały Nóż. Do samego miasta popłynął na początku tylko jeden ze statków „Ciasne Koryto”, jak nazwali ją kompanioni. Na pokładzie byli, między innymi, wszyscy Bohaterowie Graczy (Virion, Hollard, Kell, Mucha, Storm) oraz sir Davos i Odrodzony Jon. Biały Port, najludniejsze miasto i najważniejszy port Północy (podobno piąte co do wielkości miasto w Westeros) stanowił dla przybyszów wielką odmianę. Po pierwsze zniknął mróz. Śnieg jeszcze tutaj nie dotarł. Mimo chłodnego wiatru kompanioni mieli wrażenie, że trafili do cudownej krainy ciepła, ładu i spokoju. Zadbane nabrzeże, imponujący podwójny port z falochronami i ufortyfikowanymi molami oraz wznosząca się nad tym wszystkim duża metropolia z bielonymi kamiennymi piętrowymi domami – to wszystko imponowało, zwłaszcza Dzikim, którzy myśleli, że trafili do stolicy świata zamieszkałej przez południowych królów. W porcie stały też wojenne galery. Jeden z okrętów pod znakiem trytona Manderlych eskortował „Ciasne Koryto” do wysokiej przystani, skąd było widać nabrzeże kupieckie wypełnione pstrą zbieraniną towarów z różnych stron świata. Bohaterowie zostali przepytani i eskortowani do jednej z gospód, padło na „Pękniętego Wieloryba”. Tam się zaczęło. Pierwszy złotem błysnął Mucha. Później zamówiono wszystko co ciepłe: od kilku kobiet dla Viriona, przez paszteciki, korzenne wino, kąpiel, łaźnię i nagrzane łoże. W oczekiwaniu na audiencję u lorda BG zamawiali pranie, cerowanie, kupili sobie nowe szaty, ostrzygli się i ogolili, a potem znów używali wszystkich przyjemności, które niesie cywilizacja. Życie w Białym Porcie tak bardzo kontrastowało z ich losem na Północy, że nie wychwycili wysokich cen i zaniepokojenia niektórych mieszkańców. Lord Manderly prowadził bowiem od niedawna wojnę z Freyami i Boltonami. Będąc w konflikcie z królewskim namiestnikiem północy występował przeciw Żelaznemu Tronowi.

Reszta statków została wpuszczona do portu i już wszyscy, pod czujnym okiem miejscowych zbrojnych, mogli odetchnąć. Sir Ian Storm dbał o najmłodszych uciekinierów z Północy, ale nie tracił też z oczu Białego Jona. Virion próbował ogarnąć nowych rekrutów, w przerwach oddając się cielesnym uciechom, które z kolei Mucha próbował godzić z obowiązkami kapłana Hexogi. Kell spędził trochę czasu z ojcem umiejętnie ukrywając, jakie wrażenie robi na nim wielkie miasto. Znalazł też nowego ptaka-chowańca, oczywiście mewę. Jon Hollard wrócił do swych medytacji i szkolenia nowych braci w szermierce. Dopiero po trzech dniach bohaterowie stanęli przed obliczem lorda Wymana Manderly, Lorda Zbyt Grubego By Dosiąść Konia. Wcześniej audiencji dostąpił sir Davos. Posłuchanie BG było krótkie i dosyć nieprzyjemne. Brak obycia najemników, niezastosowanie się do wytycznych maestera Theomore’a i ekspresyjność Muchy (nawet sir Ian nie błysnął etykietą a jedynie naśladował wycofanego Jona Snow) sprawiło, że szybko znaleźli się za drzwiami. Nie wyrzucono ich z Dworu Trytona tylko dlatego, że wstawił się za nimi Davos, a lord i jego kuzyn, dowódca gwardii pałacowej Marlon Mandery, pamiętali walkę szarych kompanionów z Freyami podczas Bitwy Na Jeziorze. Freyów zaś Spasiony Lord nienawidził całym sercem. Potrzebował też mieczy, choćby najemnych, do swej wojny. Sir Davos załagodził więc sytuację, potem na indywidualna audiencję został poproszony Odrodzony Jon. Ostatecznie drużyna dowiedziała się kilku rzeczy o bieżącej sytuacji politycznej w Westeros i przymierzyła się do kontraktu z Dworem Trytona.
 
Co działo się przez kilka miesięcy, podczas których kompania była odcięta od wieści ze świata?
 
W Dorzeczu nie ustał chaos po wojnie Młodego Wilka. Siły królewskie zdobyły wszystkie zamki, jednak walki partyzanckie wciąż trwały. Blackfish, ostatni z dowódców Robba Starka (i ostatni Tully na wolności) wciąż aktywnie działał kąsając stronników Lannisterów. Kraina była też pełna dezerterów i zbójów.

W jak zawsze spokojnej Dolinie rządził osierocony mały Robert Arryn pod okiem grupy doradców.

Nowym władcą Żelaznych Wysp był Euron Greyjoy. Krakeny regularnie atakowały bogate Reach, grabiąc, porywając i siejąc strach. Zagrożone było samo Stare Miasto!

Tymczasem Regent Królestwa, Kevan Lannister został jakiś czas temu skrytobójczo zamordowany, wcześniej upokorzono Cersei Lannister. Mała Rada rozpadła się. Wydawało się, że czas Lannisterów przeminął. W stolicy było niespokojnie. Armia Tyrellów utrzymywały jako taki ład, Mace Tyrell układał się z Wiarą wspierając swą córkę – królewską żonę i izolując młodego króla Tommena.

Najciekawsze wieści dochodziły z Krainy Burzy, co zaniepokoiło Davosa. Wylądowały tam wojska Złotej Kompanii (grupa dziesięciu tysięcy najemników, którzy nigdy w swej historii nie złamali kontraktu) ,  wspierającej niejakiego Młodego Gryfa, zgłaszającego pretensje do tronu Westeros. Młody mężczyzna podawał się za cudownie ocalałego Aegona Targaryena i wraz z wojskami oblegał (może już zdobył?) Koniec Burzy. 

Szara Kompania wypoczywała, reorganizując się, szkoląc i czekając na powrót dowódcy – sir Eryka. Łańcuch dopracowywał kontrakt z sekretarzami Dworu Trytona. Królowa Selyse i Shireen, podobnie jak Davos i Rickon Stark, byli gośćmi lorda Wymana. W Białym Porcie przebywał też Harwood Stout, jednoręki lord i wierny lennik zabitej lady Barbrey Dustin. Bohaterowie byli niepocieszeni, że ich sława – zdobywców Winterfell – nie rozeszła się szeroko po świecie. Co więcej, lord Stout utrzymywał przed swym sojusznikiem Wymanem Manderlym, że to on zdobył na chwilę stolicę północy. Na świecie nie było sprawiedliwości. Szara Kompania była głodna chwały! Pierwszą możliwością zaspokojenia tego uczucia  miało być zdobycie Fosy Cailin, ale o tym w następnej przygodzie.
 
---------------------
28. sesją kampanii zakończyliśmy pewien etap gry. Na chwilę (być może dłuższą, to zależy od Graczy) opuściliśmy mroczną, mroźną i ponurą Północ, trafiając ponownie w świat pełen spisków, intryg i wojny. Świat nieustającej gry o tron.



Oślepiona śnieżną zadymką, uderzana podmuchami lodowatego wiatru, zmarznięta ale nie złamana, Szara Kompania stanęła obozem wśród oszronionych, nagich drzew półtorej mili od Wschodniej Strażnicy.

Zadanie: opanowanie fortecy i powiadomienie Nocnej Straży za pomocą kruka pocztowego.

Spodziewane zagrożenie: nieznane; prawdopodobnie upiory oraz władający nimi Biali Wędrowcy.

Sir Eryk zlecił zmartwychwstałemu Białemu Jonowi zorientowanie się w kwestii pomocy Dzikim przebywającym za Murem. Do Wschodniej Strażnicy kapitan wysłał zaś przed świtem zwiad: porucznika Kella, zręczną Venę i trzech młodych górali z klanu Wullów. Kell poprzedził wycieczkę rozpoznaniem powietrznym w skórze ptaka, niestety silny wiatr od morza i gęste opady śniegu uniemożliwiły powodzenie tej akcji. Zwiadowcy ruszyli wzdłuż Muru i przepadli w zadymce zasłaniającej Wschodnią Strażnicę. Minął mroźny poranek, sine niebo rozświetliło się słabymi promieniami słońca. Jon Biały (dawniej Snow), również wykorzystujący talenty warga, zawiadomił kapitana, że za Murem wciąż są żywi Wolni Ludzie i należy ich uratować. Priorytetem kompanii była jednak Wschodnia Strażnica.

Tuż przed południowym nabożeństwem Hexogi sir Eryk zwołał naradę sztabu. Postanowiono wysłać na zwiad drugą grupę, w której znaleźli się Virion, fechtmistrz Jon Hollard, sir Ian Storm oraz sześciu weteranów kompanii. Hollard pożegnał się czule z Ythar, sir Ian zapewnił zaś Białego Jona o swym oddaniu. Zmartwychwstaniec wciąż sprawiał wrażenie rozkojarzonego, postanowił poszukać czardrzewa i "porozmawiać z bratem". Skogoski szaman i młody Rickon Stark (cichy ale wobec obcych agresywny chłopiec rozmawiający z jakąś niewidzialną istotą o imieniu "Kudłacz") prawie nie rozstawali się z ożywionym w ogniu "obiecanym wybrańcem".

Niespodziewanie sir Iana zaatakowała w obozie Heare, pragnąca pomścić swego mężczyznę. Musiała dowiedzieć się szczegółów śmierci Odira od ozdrowiałego Tormunda. Hollard zręcznie rozbroił rudowłosą kobietę a rycerz przeszkodził Virionowi zastosować typowe środki karne, a więc kułak i kopniak. Sir Ian próbował przeprosić i tłumaczyć się obezwładnionej Heare, ale rezultat nie był do końca zadowalający. Kobieta odeszła złorzecząc.

Nieco później sir Eryk naradzał się z Davosem Seaworthem, Łańcuchem i Dratwą. Powoli kształtował się plan odwiedzin (drogą morską) Białego Portu władanego przez Manderlych...  W przerwach Kalispera i Ythar próbowały odwieść dowódcę od pomysłu wypuszczenia Jona Hollarda na „wycieczkę” do Braavos. Valyriański miecz fechtmistrza i jego umiejętności były potrzebne kompanii jak nigdy dotąd.

Tymczasem dziewięciu zwiadowców ruszyło do Strażnicy trzymając się linii drzew i zachodząc zamek od południa. Był to jedyny posterunek Nocnej Straży posiadający fortyfikacje: baszty i zwieńczony zębami blank solidny mur. Początkowo wszystko zasłonięte było kurtyną śnieżnej zadymki, jakby skumulowanej nad nabrzeżem i zabudowaniami twierdzy. Wycie wichru szorującego po krawędzi wielkiego Muru, podmuchy gwiżdżące wśród wież Strażnicy i wściekłe odgłosy fal bijących o poszarpany kamienny brzeg, ucichły nagle kiedy prowadzeni przez Viriona zwiadowcy zbliżyli się do morza. Na głębokim śniegu nie było żadnych śladów. Wszędzie niepodzielnie panowała  nieruchoma martwota, monotonna biel plamiona szarością skał i murów, na których nie było widać żywego ducha... Drużyna ruszyła ostrożnie w kierunku niewielkiego portu, pewnie stąpając w niedźwiedzich łapach (góralskie rakiety) to świeżo odpadłym śniegu.

Nagle spod białego puchu wystrzeliła blada dłoń i pochwyciła żelaznym uściskiem nogę Jona Hollarda! Kość wytrzymała, a pewna ręka fechmistrza valyriańską stalą odrąbała paskudny potrzask. Chwilę później spod śniegu wyłoniły się sylwetki kolejnych napastników. Niebieskookie upiory w różnym stanie, powstrzymanego mrozem, rozkładu rzuciły się na kompanionów. Rozgorzał krótki, nierówny bój. Najemnicy dysponowali obsydianowymi ostrzami, dwoma mieczami ze smoczej stali i pewniej czuli się na śniegu. Martwiaki zostały szybko rozgromione. Następnie drużyna zbliżyła się do murów Strażnicy i w dwóch osłaniających się grupach zeszła ostrożnie do portu. Panowało tu przenikliwe, bolesne zimno. Wiatr zamarł, przy nabrzeżu stało pięć statków, wyglądających na niedbale  i w pośpiechu opuszczone. Żagle kilku, wciąż rozwinięte, dziwnie znieruchomiały, jakby zamarzły. Powierzchnia wody również znieruchomiała i zeszkliła się. Brama zamku prowadząca do portu była zapraszająco rozwarta, ziała zimnem i ostrymi cieniami. Virion wyczuwał w tym pułapkę i zarządził odwrót. Kiedy znów byli pod murem fortecy, Hollard posłyszał coś nad głową, spojrzał w górę. Spomiędzy blanków spadały upiory, jak kamienie zepchnięte z murów. Krzywy Dan miał pecha i uderzenie jednego z ciał złamało mu kark. Pozostali odskoczyli, a potem, posłuszni komendzie, dopadli do martwiaków i zniszczyli je.  Kolejna fala "skoczków" byłą już w powietrzu. Ktoś z kompanionów się potknął, wsparł go ramieniem sir Ian. Drużyna szybko wycofała się w kierunku lasu. Zrazu nikt jej nie ścigał.  Dopiero po chwili, z otwartej bramy zachodniej, na białe błonia wysypało się kilkanaście sylwetek. Piątka jeźdźców na martwych koniach i brnący w śniegu piesi. Upiory. Bohaterowie utrzymywali dystans, a potem kilkakrotnie ostrzelali ścigających obsydianowymi grotami. Znów przydały się "niedźwiedzie łapy" i właściwe poruszanie na głębokim śniegu, ćwiczone od czasów marszu przez Wilczy Las.


Zwiadowcy wrócili do obozu o zmierzchu. Virion zdał raport, a przy kolacji sztab dumał nad kolejnymi działaniami. Sir Eryk niepokoił się o porucznika i resztę zaginionych. Zamarznięte morze komplikowało plany morskiej wyprawy. Ostatecznie zdecydowano się na atak na Wschodnią Strażnicę o bladym świcie. Decyzję przyspieszy powietrzny zwiad Jona Snow wcielonego w kruka. Zmartwychwstaniec potwierdził, że Kell i Vena żyją zabarykadowani na najwyższym poziomie baszty "Berta". Niemniej straszliwe zimno panujące w całym zamku groziło uwięzionym rychłą śmiercią.

Jon Snow mówił znów o Winterfell, chciał odbić warownię. Twierdził, że jest w kontakcie ze swym bratem obecnym w świętych drzewach. Groził, że Bolton sprzymierzy się z Białymi Wędrowcami a Winterfell jest niezbędne w obronie Westeros, kiedy Mur padnie a Zima Zim ruszy na południe. Emocje buzowały.

Zmęczeni bohaterowie w końcu poszli spać. W swoim namiocie Jon Hollard długo i namiętnie kochał się z Ythar, nie przeczuwając, że jest to pożegnanie z ukochaną kobietą.

O północy nadeszła bowiem śmierć. Cały obóz ogarnęło lodowate tchnienie zimna Innych. Ludzie zapadali w coraz głębszy sen, niepostrzeżenie przechodząc do krainy śmierci, by następnie otworzyć oczy ziejące zimnym błękitem. Na szczęście nieliczni, jak sir Ian Storm, Biały Jon i Kalispera, tknięci przeczuciem, obudzili się na czas i zaalarmowali (dobudzili) towarzyszy. Nie zawsze zdążyli. Niektórzy ze śpiących obok byli już upiorami.

Hollarda obudziły z niespokojnego snu lodowate palce Yhtar błądzą po jego ciele. Uda kobiety zacisnęły się na żebrach fechtmistrza. Nie była to pieszczota tylko zimne okrucieństwo. Oczy Ythar płonęły upiornym błękitem! Jon prawie się nie wahał, sięgnął po miecz i ciął z krzykiem. Upiór zginął, ale pełna grozy noc dopiero się zaczynała.

Na zewnątrz w obozowisku panował chaos i paraliżujące, upiorne zimno, ale ludzie nie panikowali. Dało o sobie znać doświadczenie, dyscyplina i wysokie morale. Krzyczano komendy, chwytano za broń, tarcze i pochodnie, dorzucano do ognisk. Najemnicy biegali nie tylko z potrzeby pośpiechu. Stanąć znaczyło: zamarznąć. Tu i ówdzie zmagano się z martwymi towarzyszami o niebieskich oczach. Na szczęście takich było niewielu, większość ocknęła się na czas, by nie oddać się zimnu.

Po chwili objawił się główny wróg. W ciemności zamajaczył wielki, rozświetlony niebieską łuną kształt z diamentowego lodu, nad którym wirowały symetryczne stożki śnieżnej zamieci - coś na podobieństwo skrzydeł gigantycznego owada. Czy był to żywiołak? Demon? Lodowy smok albo lewiatan? Twór miał kilka odnóży i ramion, był pełen ostrych kątów i opalizujących błękitnie płaszczyzn; fraktalny kościec i lodowe „łuski” przetykane soplami przenikały się wzajem, wielka bestia kroczyła w zgrzytliwych dźwiękach kruszonego szkła z siłą mamutów.

Sir Eryk rozkazywał i wdziewał z pomocą giermka zbroję, Virion skrzyknął najtwardszych weteranów i sformował linię tarcz na drodze lodowego stwora. Przed szturmem na bestię najemnicy zostali ostrzelani gradem lodowych igieł wystrzelonych z siłą bełtów arkubalisty. Wiele sopli przebiło tarcze, ciała, serca. A potem ci, którzy przeżyli zaatakowali. Z prawej flanki szarżowali Hollard i Hennic uzbrojony w sztandar kompanii. Drzewiec jest lancą ze smoczej kości, działa na Innych podobnie jak obsydian. Fechmistrz i włócznik ramię w ramię doskoczyli do wroga i unikając lodowych dzirytów oraz wirujących ostrzy pokrywających nogi stworzenia, zaatakowali. Na lewym skrzydle walczył sir Ian Storm, osłaniający tarczą i własnym ciałem wybrańca – Białego Jona. Mężczyźni przetrwali bez poważnych ran grad lodowych igieł i dołączyli do starcia. Nieco dalej wielki kapłan Mucha próbował użyć Rogu Zimy, ale przy pierwszej odważnej próbie stracił przytomność.

Silny, celny cios Hennicka lancą sprawił, że lodowy konstrukt zawibrował i pękł na dwoje. Nie zdezintegrował się jednak, jedynie podzielił na dwa mniejsze, nie mniej zacięte twory. Do walki dołączyło więcej braci z kompanii, jednak obsydian kruszył się na lodowych pancerzach bestii. Jedna z nich zionęła chłodem tak wielkim, że kilku mężczyzn padło bez przytomności. Zostali od razu przyszpileni sztychami sopli do ziemi, lodowe odnóża zmiażdżyły im twarze. Stało by się tak również z Hollardem, ale Hennic wyciągnął osłabionego fechtmistrza spod lodowych brzytew, ocucił go na uboczu. Jon dostrzegł wówczas, że dornijski włócznik wykrwawia się z głębokich ran. Już nikt nie był w stanie mu pomóc. Wyszeptano pożegnania, zamarzła samotna łza. Valar morghulis me'maleris.

Tymczasem sir Eryk, Virion oraz sir Ian wraz z towarzyszami unicestwili dwa lodowe twory, które rozsypały się jak kryształowe naczynia ciśnięte na kamienna posadzkę. Kiedy konstrukty zniknęły, pojawił się Biały Wędrowiec. Dosiadał ich, czy był ich częścią? Nie wiadomo. Zwinnie zaatakował mierząc (rozmyślnie?) w zmartwychwstałego Jona. Jednak drogę zastąpił mu sir Ian, który po skruszeniu lodowego miecza przeciwnika (nic nie równa się valyriańskiej stali!) wraził swe ostrze w pierś Białego Wędrowca unicestwiając go. Reszta kompanii odpierała hordę niebieskookich upiorów – kilkudziesięciu martwaków, które cofały się na wschód zamiast atakować. Być może Inni chcieli wciągnąć kompanię w pułapkę, ale sir Eryk nie zastanawiał się nad tym. Najemnicy przeszli do frontalnego szturmu kierując się ku Wschodniej Strażnicy. Po drodze pokonali lodowe zasieki i ukrytych pod śniegiem umarlaków. Potem wpadli w otwarte wrota zamku i zaczęli ciężki bój z setkami upiorów, w ciemnościach i paraliżującym zimnie. W fortecy bohaterowie dostrzegli jeszcze jednego Białego Wędrowca. I stało się niebywałe - Inny rzucił się do ucieczki!

          Przebiegł przez cały zamek, dotarł do głównego pomostu w porcie. Tu się zatrzymał i odwrócił. Zamarznięta, niebieska, śmiercionośna zjawa. Za nią majaczyły w ciemności maszty i żagle statków zastygłych w lodzie. Inny cisnął w podchodzących bohaterów gradem igieł (swych paznokci?!), spojrzeniem zmrozi ich dusze, każdy oddech był przeszywającym bólem w piersi. To jednak było za mało, by powstrzymać wściekłych, kipiących zemstą i adrenaliną bohaterów. Mimo ran, kontuzji i zmęczenia, Sir Ian, Virion i Hollard zaatakowali równocześnie nieludzkiego przeciwnika! Inny kręcił się jak fryga, wirował ze swymi wąskimi mieczami zbyt szybko by oko śmiertelnika mogło nadążyć, błyskawicznie uderzał ostrzami. Nie przełamał jednak obrony bohaterów, a potem ugiął się pod ich ciosami. W końcu eksplodował w niebieskiej chmurze diamentowego pyłu…




Minęło kilka godzin. Wschodnią Strażnicę oczyszczono z upiorów. Uratowano zamarzających zwiadowców – Kella i Venę. 

W międzyczasie nadszedł kolejny siny świt. Niebo przybrało kolor wzdętego, gnijącego ciała. Światło padające na zryty, pokrwawiony śnieg wydawało się być brudne, oleiste. Kompania w ciszy lizała rany, zabezpieczała zdobytą fortecę i liczyła martwych. Przeciągano trupy na stosy oblewane oliwą. Żywi mieli w ustach zakrzepłą krew zmieszaną z żółcią żołądków. Skostniałe ręce drżały, czernieły odmrożone palce i nosy, rany jątrzyły.

Sir Eryk wydał rozkazy, wysłał kruka do Czarnego Zamku. Kell rozgrzewał się przy ogniu i winie, Virion buszował w zbrojowni i kuźni Wschodniej Strażnicy. Chciał mieć skuteczną broń na Innych. Za podpowiedzią sir Iana, Mark Myszor miał spróbować dodać do wykuwanej broni obsydianowego pyłu. To była jednak pieśń przyszłości. Teraz wszyscy zachodzili w głowę, czy Zatoka Fok odmarznie, czy statki popłyną? Lód mógł przecież poważnie uszkodzić ich kadłuby…

Ostatnie sceny tej przygody?

Jon Hollard wraz z towarzyszącym mu Will'em Łapiduchem w milczeniu podpala pogrzebowy stos Ythar i Hennicka. Takich upiornych palenisk jest wiele. Czarny dym wiruje niespokojnie w mroźnym powietrzu, wyraźnie widoczny na tle białej ściany pobliskiego Muru. Mucha wycina skrawki odzieży poległych aby wszyć je w Szary Sztandar, z którego strzępów niewiele już zostało. Cóż, bracia giną ale kompania trwa. Gdzie teraz zaprowadzi ją przeznaczenie?

Jon Snow dostaje zgodę, by zamarzniętym morzem obejść Mur i sprowadzić tylu Wolnych Ludzi, ilu się da. Wyrusza z nim Jon Hollard, sir Ian Storm, ozdrowiały Tormund Zabójca Olbrzyma i kilku innych. Po chwili dogania ich Haere. Tuż po bitwie na zamku odnalazła Storma i w ciemnym kącie, bez słowa, dała wyraz swej dzikiej namiętności. Ma teraz nowego mężczyznę i musi go pilnować. Niewielka grupka szybko znika z oczu, wtopiona w biel przykrytą cieniem mroku zza Muru… 

I jeszcze refleksja Jona Hollarda, pióra prowadzącego go gracza Jacha:

Blizny zasklepiają otwarte ciało, kra zwiera morskie zatoki. Zima nadeszła. Jon Hollard przestał już zwracać uwagę na przenikający aż do szpiku kości chłód. Ten, który oblekł jego serce jest znacznie gorszy. Jeszcze bardziej zamknął się w sobie po śmierci Ythar i Hennica. Dręczą go wspomnienia niby nakłuwające od wewnątrz, krążące tętnicami sopelki lodu.

Ogień połyskujący na zakrwawionych ostrzach rzeźników Boltona. Wrzeszczący Mikael. Czym ten chłopak zawinił? Damon-Tańcz-Dla-Mnie rzucający psom na pożarcie zerwane z Hollarda Przymierze z Bogiem Śmierci. Jon już tyle razy widział śmierć oszukaną, wyszydzoną. Widział jak sługusi Oskórowanego Człowieka przemieniają ją w ciągnący się dniami groteskowy spektakl, w niczym nie przypominający spokoju przejścia w sen wieczny u boku Bezimiennego Boga.

Widział ten nie zdradzający żadnej ludzkiej myśli lazurowy blask oczu Ythar, najwierniejszej kobiety, która wyrwała go ze szponów śmierci za życia, z okowów szaleństwa. W najgorszym koszmarze nie śniło mu się, że własnym mieczem będzie musiał przerwać jej lodową, niebieskooką pantomimę życia, akt najgłębszej pogardy wobec majestatu śmierci. Człowiek obrócony w marionetkę Innego, przez wieczność zatrzymany na progach Domu Bezimiennego Boga. Czy Ythar doznała łaski śmierci? Czy Inny obrócił w lód jej duszę, tak jak jej ciało?

Chociaż Hennic Drought miał piękną śmierć. Pełną znaczenia. Oddał życie za Szarą Kompanię. A może za Hollarda, którego wydobył spod mroźnych ostrzy lodowego demona?
Może Hollard już całkiem stracił wiarę w śmierć, a może to śmierć Dornijczyka w rozlewającym się morzu zła pozostała tym, czym powinno być przejście w objęcia Bezimiennego Boga?
Włócznik na kilka dni zanim poległ, przekonywał Hollarda do pozostania w Westeros, bo na wagę złota będzie wprawy szermierz z valyriańską stalą w ręku.

Czy Jon przyjmie jego słowa jako testament, który powinien wypełnić? W końcu przybył do Westeros kierując się wolą wyjaśnienia zaginięcia (a więc znów zawieszenia między życiem a śmiercią) jedynego krewnego - kuzyna Dontosa. Może więc zdecyduje się udać na Południe, w stronę Królewskiej Przystani? Z kolei służąc u boku Stannisa, całym sercem był przekonany, że najbardziej palącą potrzebą jest obrona Krainy Człowieka przed najazdem Innych i Umarłych.

Mówi bardzo mało. Na każde pytanie o to, co zamierza zrobić, odpowiada:
- Mężczyzna musi wrócić.
Nie mówi już dokąd. Do Braavos? Do Winterfell? Może jeszcze gdzie indziej, a może nie o podróż mu wcale chodzi?
Jakąś wskazówką zdają się jego ostatnie kroki, gdy nie mówiąc słowa dobywa miecza i wyrusza u boku ser Iana Storma i Jona Białego Smoka, by przemierzyć skutą jeszcze na kamień Zatokę Fok i wyciągnąć niedobitki Wolnych Ludzi z potrzasku błękitnookiej nie-śmierci.

Zaskakująco sporo zaś potrafią powiedzieć jego własne oczy. Jeśli tylko ma się odwagę w nie spojrzeć.