Deepwood
Motte, dworzyszcze rodu Gloverów pośród Wilczego Lasu, początek Długiej Zimy, kolejny
chłodny i rześki świt pod stalowym niebem...
Armia prawowitego władcy Westeros, króla Stannisa Baratheona, obecnie w przeważającej części składa się z ludzi północy – głównie wojowników z górskich klanów: Wullów, Norreyów, Flintów i Liddlów, żeby wymienić tylko największe. Górali jest dobrze ponad trzy tysiące. Do tego dochodzą nieliczne zastępy chorążych Starków: rodu Mormontów, Gloverów i Reedów. Wkrótce, pod Winterfell, do Jego Miłości dołączyć mają hufce Karstarków i Umberów. Trzonem armii są poczty rycerskie i zbrojni lordów południa, wiernych Smoczej Skale od początku wojny o tron. Niemal czterystu rycerzy, ich giermkowie, służba, do tego łucznicy, topornicy i włócznicy. Łącznie blisko 1500 ludzi, 800 koni. Do tego tabory: długa kolumna dwu i czterokołowych wozów osłaniana przez tylną straż i rozsianych po lesie zwiadowców. Szara Kompania to jeden z nielicznych oddziałów najemniczych towarzyszących wojskom króla Stannisa, po bitwie pod Murem zredukowana do 124 osób. A właściwie do 125, bowiem przygoda zaczęła się od krótkiej ceremonii wpisania do Rejestru nowego kompaniona - Kella Niedźwiedzia z klanu Wullów. Wcześniej góral przeszedł niełatwe „próby charakteru” wymyślone przez pozostałych graczy (wypicie końskich szczyn podczas przechadzki po rozżarzonych węglach i tym podobne). W obecności dowódcy kompanii – Starego, Łańcucha pełniącego funkcję skryby, chorążego sir Eryka oraz kilkorga świadków, Kell złożył przysięgę wierności braciom, posłuszeństwa rozkazom i służby Szaremu Sztandarowi.
Następnie
drużyna dołączyła do rozgardiaszu prędkiego zwijania obozowiska,
przedsięwzięcia przypominającego pożar w burdelu. Całym zamieszaniem próbował
komenderować z pomocą Jednorękiego i Kennetha kwatermistrz Dratwa. Rozdzielał
zadania, kopniaki, poganiał, sprawdzał pakowanie namiotów, bezpieczeństwo
prowiantu, itd. Bohaterowie Graczy z mniejszym lub większym zaangażowaniem włączyli
się w ów cyrk. Mucha, Jon Hollard i Kell przyłożyli się ofiarnie do wspólnego
wysiłku, podobnie jak Virion oraz sir Eryk, który dopilnował oporządzenia koni
wierzchowych. Kalispera bezwstydnie wykorzystywała uprzejmość mężczyzn moszcząc
się na jednym z 4 wozów kompanijnego taboru, a wcześniej biorąc pod opiekę
dwójkę starszych dzieciaków od pewnego czasu włóczących się z kompanią. Zwróciła
też na siebie uwagę samego króla Stannisa, co miało zaprocentować w przyszłości…
Tymczasem Siódmy zbijał bąki. Rozkaz zajęcia się bronią strzelecką kompanii
zepchnął na innego kompana (Krzywego Dana) poprzez wygraną w kości i pławił się
w hazardzie aż do momentu przywołania do porządku przez bardziej
odpowiedzialnych towarzyszy.
Godzinę
później armia Stannisa opuściła Deepwood Motte żegnana dźwiękiem rogów. W
grodzie Gloverów pozostało kilku uwięzionych Żelaznych Ludzi (w tym brat
Viriona – Maron), ale córka krakena – Asha Greyjoy została w łańcuchach zabrana
z wojskiem królewskim. Podróżowała na jednym z wozów taboru pilnowana przez
samą Niedźwiedzicę – Alysane Mormont. Długa kolumna marszowa, licząca przeszło 5000
ludzi, zagłębiła się w Wilczy Las.
Pogoda
dopisywała a zryta koleinami leśna droga umożliwiała w miarę szybkie poruszanie
się wojsk. Dookoła szumiały strzeliste sosny, wysokie jodły i choiny, drzewa
strażnicze i świerki, nagie klony i sękate rozłożyste dęby. Na pniach drzew
lśnił szron, gęste zarośla kontrastowały z łachami brudnego śniegu. Pierwszego
dnia armia Stannisa pokonała prawie 22
mile, drugiego 24. Prowadzili ją tropiciele i myśliwi z Deepwood Motte. Do
Winterfell było 300 mil w linii lotu kruka. Szacowano, że dotarcie do twierdzy
zajmowanej przed Boltonów zajmie 15 dni.
Tymczasem
sir Eryk starał się zdyscyplinować kompanię, przywrócić karność sprzed kilku
miesięcy. Nie unikał też religijnych pogadanek z Hexogą, swym osobistym
bóstwem, w roli głównej. Kell Niedźwiedź sprawował się dobrze, najczęściej z
wprawą powożąc zaprzęgiem, karmiąc swą mewę lub zaprzyjaźniając się z Sierotą –
ciekawskim lisem wędrującym z kompanią. Kalispera przyuczała do złodziejskiego
fachu młodą Maggie, dla której stała się mentorką, i próbowała okiełznać bezimiennego
chłopaka o parszywej gębie, kolejną nieletnią sierotę w oddziale. Siódmy w
towarzystwie Viriona głównie pili, grali i spali.
Trzeciego dnia armia pokonała 14 mil lasu. Zryta koleinami droga zamieniła się w ścieżkę. Jeźdźcy musieli częściej prowadzić swoje wierzchowce, karczowano zarośla by umożliwić przejazd wozom. W czasie marszu Mucha i Jon Hollard nawiązali bliższą znajomość z góralami, szczególnie z klanem Wullów. Sam Hugo Wull, zwany Wiadrowym, wódz plemienia, przyjął obrotnego, wygadanego Muchę jako honorowego członka klanu. Hollard miał już wcześniej zapewniony szacunek wśród tych swarliwych, surowych, ale prostolinijnych ludzi północy. Sir Eryk znalazł odpowiedniego towarzysza rozmów w osobie sir Justina Masseya, południowego rycerza, jednego z zaufanych króla, dowodzącego taborami armii. Sir Justin często kręcił się w pobliżu wozu Ashy Greyjoy najwyraźniej wiążąc z branką jakieś matrymonialne plany na przyszłość…
Robiło
się coraz chłodniej, kolumna marszowa wkroczyła do samego serce kniei pełnej
skał i głazów pokrytych brodami oszronionego mchu. Nocami pod obozowiska
podkradał się coraz ostrzejszy mróz. Gęste, iglaste korony drzew odcinały
światło słoneczne i nawet w południe pogrążały puszczę w półmroku.
Sir
Eryk, za sprawą zabiegów Kalispery i jej młodej wychowanicy (potajemnie
malowane znaki na pancerzu), zyskał pewność, że jest wybrańcem bogini Hexogi.
Tymczasem sama Kalispera otrzymała zaproszenia na wieczerzę z królem, najwyraźniej
spragnionym pięknego, niewieściego oblicza w miejsce coraz bardziej zarośniętych
gęb swoich ludzi. Kobieta umiejętnie, powoli i subtelnie rozbudzała w Jego
Miłości pożądanie skrywane za surowym, beznamiętnym obliczem. Wieczerze sam na
sam powtarzały się nieregularnie przez kilka dni. Choć oszczędny w słowach,
król wyjaśnił Kalisperze, że zdobycie Winterfell to wymóg obecnej sytuacji,
przede wszystkim determinacji ludzi północy chcących odbić z łap Boltona Aryę
Stark. Opanowanie i umocnienie pozycji na północy miało być dopiero wstępem do
zajęcia tronu. Wkrótce Żelazny Bank miał wreszcie otworzyć przed królem swoje
zasoby, dzięki którym nie setki a tysiące najemników z Wolnych Kompanii zasili
szeregi Stannisa.
Podczas
wizyt w królewskim namiocie Kalispera zwróciła też uwagę na głośne, przepojone
żarliwą wiarą modlitwy kilkunastu rycerzy przy wielkim ognisku. Co noc zbierali
się tam gorliwi wyznawcy R’hllora, Pana Światła, prosząc o opiekę i
przewodnictwo w wielkim dziele…
Problemy
zaczęły narastać czwartego dnia marszu. Choć mróz zelżał, zaczął padać śnieg, a
wkrótce przebudził się też wicher. Zimne i wilgotne zawieje przeszły w gęstniejące
zadymki. Piątego, szóstego, siódmego i w kolejne dni śnieg wciąż sypał a wicher
smagał maszerujących jak bicz. Śnieżyca wzmagała się, biały puch z godziny na
godzinę gęstniał, zaspy rosły, utrudniało to nie tylko wędrówkę, ale bardzo wydłużało
czas rozkładania i składania obozowisk. Odmrożenia zaczęły się szerzyć jak
plaga. Ludzie, zwierzęta i wozy mozolnie brnęli przez śnieg skrywający zwalone
pnie, korzenie, doły, kamienie, zamarznięte rzeki, stawy i jeziora. Widoczność
sięgała najwyżej kilkunastu kroków. Ludzie i konie łamali nogi, wozy ulegały
uszkodzeniom. Szara Kompania otrzymała rozkaz ochrony i pomocy taborowi, który
został daleko w tyle i rozciągnął się na kilka mil. Znacznie lepiej radzili
sobie górale, zarówno ci na niskich, kudłatych konikach jak i wędrujący pieszo,
wyposażeni w „niedźwiedzie łapy” (rakiety śnieżne). Klany wysforowały się do przodu,
przed awangardę wojsk królewskich, polowały po lasach i traktowały długą
śnieżycę ledwie jako przedsmak nadchodzącej zimy, z pogardą odnosząc się do „południowców”.
Dzięki Musze i Hollardowi, sugestiom Kalispery i rozkazom sir Eryka, „niedźwiedzie
łapy” wkrótce nosili też szarzy bracia męczący się z wozami taboru. Na jednym z
przekraczanych zamarzniętych jezior bohaterowie uratowali od utonięcia furgon,
ale gdzieś dalej niemal utopił się jeden z południowych lordów.
Śnieżyca trwała, ludzie króla zaczęli szeptać o ludzkiej ofierze dla Pana Światła. Racje żywnościowe drastycznie się zmniejszyły, zaczęło się zabijanie koni na mięso. Szara Kompania, dzięki zaradności Dratwy, wydawała dziennie swoim ludziom po małym kawałku słoniny i zapleśniałym sucharze. Ogień dawał więcej dymu niż ciepła, ironią losu było to, że w największej puszczy Westeros nie można było zdobyć suchego drewna. O ciepłą odzież, żywność, a nawet miejsce przy ogniskach, wybuchały bijatyki. Piętnastego dnia marszu połowa drogi do Winterfell nie została pokonana. Śnieżyca nasilała się. Armia robiła dziennie 3, potem 2, a w końcu tylko jedną milę. Wszyscy byli zmarznięci, osłabieni i głodni. Prowiant i pasza kończyły się. W końcu, dwudziestego pierwszego dnia marszu, obóz nie został zwinięty. Wojsko utknęło na dobre w małej, opuszczonej osadzie pomiędzy dwoma dużymi zamarzniętymi jeziorami. Choć wydawało się to niemożliwe, śnieżyca się jeszcze nasiliła, widoczność spadła do kilku kroków, na szczęście ustał wiatr. O mroźnym poranku wielki obóz zdawał się być cichy jak cmentarzysko.
Górale
łowili w przeręblach ryby i południowcy szybko poszli w ich ślady, podobnie jak
Szara Kompania. Bohaterowie starali się czerpać jak najwięcej wzorów od
klanowych wojowników. Jednak
ryby to nie wszystko. Liczba żywych koni bardzo zmalała. Mijały dni. Któregoś wieczora Stary zdradził BG, że
za trzy doby prowiant kompanii skończy się definitywnie. Ludzie przebąkiwali o
dezercji.
Podczas
łowienia z przerębli doszło do scysji pomiędzy szarymi braćmi i zbrojnymi
południowego rycerza, sir Claytona Suggs’a. Przerodziło się to w pojedynek
między sir Erykiem a Suggs’em, z łatwością wygrany przez tego pierwszego. Sir
Clayton stracił pod lodem miecz i odszedł wściekły. Nieco później bohaterowie
odwiedzili obozowisko rodu Karstarków, którzy z dużymi zapasami żywności (przeznaczonej
wyłącznie na własne potrzeby), niedawno dołączyli do armii króla Stannisa.
Siódmemu nie wyszła próba myszkowania i (zapewne) kradzieży cennego prowiantu.
W niektórych z BG obudziły się wątpliwości co do szczerości ludzi Karstarków.
Postanowili niedługo zbadać bliżej temat i podjąć próbę zdobycia części
żywności nowo przybyłych. Zanim do tego doszło, o zmierzchu, Szara Kompania
została odwiedzona przez dużą grupę zbrojnych króla, na czele z sir Clayton’em
i sir Godry’m Farringiem Olbrzymobójcą (prawą rękę Stannisa po stracie
nieodżałowanego sir Richarda Horpe’a). Południowym rycerzom towarzyszył Sylvan,
oddany R’hllorowi szary brat, często spierający się z sir Erykiem, wskazanym
teraz jako heretyk, czciciel demonów i ofiara dla Boga Światła przez
aroganckiego Olbrzymobójcę. Wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Krewki Kell
sięgnął po łuk i w blasku pochodni trafił najpierw celnie sir Godry’ego, a
potem Sylvana. Pierwszy padł co najmniej ciężko ranny i został odciągnięty
przez wycofujących się południowców i sir Claytona, drugi, martwy pozostał na
miejscu. Powiadomiony o wszystkim Stary dostał jakiegoś ataku i mimo pomocy
Łapiducha nie odzyskał przytomności. W innym miejscu wielkiego obozowiska,
oświetlanego setkami ognisk i wielkim paleniskiem na szczycie starej wieży
strażniczej umiejscowionej w pobliżu chat, także wybuchło zamieszanie. Kilku
południowców przyłapano na spożywaniu ludzkiego mięsa, połci wyciętych z ud i pośladków
martwego towarzysza…
Stos
ofiarny dla czerwonego boga został ustawiony. Wśród namiotów, szałasów,
rozpadających się chat i zagród narastała wrzawa, przemoc wkrótce miała
wykipieć.
CDN.
CDN.
Uwaga:
inspiracją dla powyższego tekstu, jak i
całej sesji, była fabuła wybranych fragmentów drugiego tomu „Tańca ze smokami”
Georga R.R. Martina, wydanego przez Zysk i spółka, Poznań 2011 r. Część postaci
(BN), ewentualne cytaty lub parafrazy zawarte w streszczeniu pochodzą właśnie
stamtąd.
0 Response for the ""W głąb Wilczego Lasu" – sesja 5. kampanii "Wichry zimy""
Prześlij komentarz