Sir
Eryk najwyraźniej spodobał się lady Melisandre, kapłanka dostrzegła coś w
młodym rycerzu i poświęciła mu kilka godzin rozmowy w cztery oczy. Po
powrocie od kobiety w czerwieni kapitan Szarej Kompanii oznajmił tajemniczo, że
natychmiast wyrusza „pod Mur, a może i poza niego” z ważną misją. Miał tam
czegoś szukać, bo w tuzinie ludzi, których zabrał ze sobą, znaleźli się
tropiciele znający lasy, ale również wojownicy, w tym chorąży Cristian Borg.
Od wyprawy wyłgała się Vena, nie mająca ochoty na wycieczki w
pobliże przerażającej lodowej budowli. Sir Eryk oznajmił, że wrócą za kilka –
kilkanaście dni. Komendę nad resztą kompanii objął tradycyjnie jego zastępca – porucznik
Kell Rayder, wspierany najbliższymi doradcami: kapłanem
Muchą i pełniącym obowiązki chorążego Virionem. Szarą Kompanię obowiązywał nowy
kontrakt, służyli teraz lady Melisandrze, a ona była posłuszna R’hllorowi –
Panu Światła.
Obóz
najemników znajdował się około 200 metrów od Nocnego Fortu zajmowanego przez „południowców”
- ludzi królowej Selyse. Dwa wozy, kilka szałasów i namioty kompanii stały na
śniegu, pośród kilkudziesięciu drzew ocalałych po wycince na potrzeby odbudowy
zrujnowanego zamku. Bohaterowie znów żyli w cieniu wielkiego Muru,
zasłaniającego cały świat od wschodu do zachodu.
Do
Nocnego Fortu szarych kompanionów nie zaproszono, oficjalnie z braku miejsca.
Prawda wyglądała tak, że najemnikom domagającym się zaległego żołdu nikt nie
ufał; mimo ocalenia Shireen traktowano ich ozięble. Trudno powiedzieć, czy
mieszkająca na zamku lady Melisandre ujawniła komuś swoją więź z kompanią, ale
i jej stosunki z królową uległy pewnej zmianie.
Czerwona
Kapłanka zjawiła się w obozie kompanii przed południem, ale najpierw
bohaterowie byli świadkami wejścia do Nocnego Fortu ponad setki
wynędzniałych zbrojnych – ludzi Stannisa, którzy towarzyszyli królowi podczas
odwrotu spod Winterfell. Trudno powiedzieć, co przez ten czas robili w Wilczym
Lesie i w jakich okolicznościach ich władca dostał się w ręce Ramseya Boltona,
ale po rozmowie z kilkoma z nich Mucha zorientował się, że wielu męczy wstyd.
Niedobitków prowadził znany bohaterom sir Godry Farring zwany Olbrzymobójcą. Rozpoznał
Muchę, w jego oczach na nowo rozpaliła się zadawniona nienawiść, zapewne
wzmocniona upokorzeniem jakie obecnie przeżywał. Przed spotkaniem z Czerwoną
Kapłanką Kell wysłał jeszcze do zamku Venę, by w sekrecie odnalazła jego
przyrodniego braciszka i Val - siostrę żony Mance’a Raydera.
Na
krótkim spotkaniu lady Melisandre polecila kompanii odnaleźć i schwytać wilkora-albinosa o imieniu Duch, należącego do zamordowanego lorda dowódcy Nocnej
Straży – Jona Snow. Szczęśliwie nie trzeba było uwalniać zwierzęcia z Czarnego
Zamku, gdzie do niedawna był więziony. Bohaterowie przyznali, że ledwie wczoraj
rano widzieli go wśród drzew, na granicy obozu, trop był wyraźny.
Kiedy
po spotkaniu Melisandre przemówiła do części zebranych przy ognisku
kompanionów, nawracając ich w imieniu R’hllora, BG szybko zareagowali
przydzielając wszystkim zadania, a następnie zebrali małą grupę pościgową. Kell
ze swą mewą, Mucha, Virion, Wilgotny Witt, Kwik i Hennick z Dorne ruszyli tropem
wilkora, zostawiając dowództwo Dratwie i Łańcuchowi. Zaczął sypać śnieg, więc
trzeba było się spieszyć. Mijały godziny i mile, dzięki „niedźwiedzin łapom”
noszonym przez bohaterów na butach marsz był znośny, choć długi.
Kilka
godzin później grupa pościgowa wpadła na czwórkę dezerterów z Nocnej
Straży, którzy zareagowali agresywnie i zapłacili za to śmiercią jednego z nich. Virion wraził mu bełt w trzewia. Okazało się, że Wrony zmierzały właśnie do Szarej
Kompanii z myślą o zaciągu. O wilkorze niewiele wiedzieli, opuścili posterunek
zanim bestia zbiegła z Czarnego Zamku, by zmylić pogoń przez jakiś czas
wędrowali na południe. Bohaterowie odesłali dezerterów do swego obozu i w
gęstniejącym śniegu wznowili tropienie wilkora. Jakiś czas później trafili w
okolice Czarnego Zamku, gdzie ślad zwierza się urwał, śnieg zasypał ślady. Kell
wszedł więc w mewę i dokonał powietrznego zwiadu, zaś Mucha podszedł do pobliskiego
czardrzewa szukając mistycznych wskazówek. W szumie nielicznych szkarłatnych
liści kapłan Hexogi usłyszał nie do końca zrozumiałe szepty. „…a jest
kłamsss… za tydzień upadnieszszz… z muruu … ksogothaa... przez stoss i ogień …śmierć… Eryk
...ginieee...”
Mewa
odnalazła wilkora. Niedawno upolował coś lub kogoś. Siedział jak lodowy posąg
wpatrując się w zabudowania Czarnego Zamku. Kell postanowił przyjrzeć się
albinosowi bliżej i to zgubiło jego ptasiego przyjaciela. Wielki nieruchomy wilkor niespodziewanie
wystrzelił w górę i pomimo próby uniku mewy, zmiażdżył ją w swoich
szczękach. W ten sposób Kell „umarł” po raz pierwszy, w jednej chwili stracił swojego
wiernego zwierzęcego towarzysza... Z krzykiem, roztrzęsiony, wrócił do swego ciała. Pomimo szoku
wciąż jednak musiał dowodzić.
Zanim
kompanioni wykonali kolejny ruch, kilku konnych, najpewniej z Nocnej Straży,
wyjechało z zamku i zaatakowało wilkora. Bestia rozprawiła się z nimi
straszliwie, zabiła dwóch i ledwo draśnięta zmusiła resztę do ucieczki. Chwilę
potem atak, z pomocą lin i sieci, przypuścili Szarzy Bracia. Kell próbował
nawet sposobem wargów „wejść” w zmęczone zwierzę, ale tylko odbił się od
lodowatej woli zajmującej ciało wilkora. Porucznika ocalił brawurowym manewrem
Virion, raniąc szarżującego albinosa. Do walki włączyli się inni i wreszcie, z wielkim wysiłkiem,
skrępowano rozwścieczonego Ducha, wcześniej trafiając go jeszcze w łeb i żebra.
Kwik poturbował się, reszta wyszła ledwo z kilkoma siniakami. Związane i nieprzytomne zwierzę bohaterowie pociągnęli na zachód z pomocą
prymitywnych noszo-sań wykonanych w zaroślach. Kell szukał w zapadających
ciemnościach tak długo, aż odnalazł ciało swej mewy. Po oddaleniu się od
Czarnego Zamku grupa spędziła noc w opuszczonym szałasie drwali. Mozolny powrót
zajął niemal cały kolejny dzień. Kiedy bohaterowie dotarli o zmierzchu do
obozu, lady Melisandre już na nich niecierpliwie czekała. Zezwoliła trzem
ludziom (oczywiście byli to BG: Virion, Mucha i Kell) na wejście z nią do
Nocnego Fortu wraz ze skrępowanym wilkorem. Ranna bestia została umieszczona w
podziemiach, nieopodal zamarzniętego ciała Jona Snow. Czerwona Kapłanka
przygotowywała się do jakiegoś ważnego rytuału związanego z „powrotem Azora
Ahai”. Zgromadziła wokół dziwaczne przedmioty i żegnając bohaterów oznajmiła, że przez
wiele godzin będzie potrzebować spokoju...
BG
wyszli z budynku, ale nie opuścili zamku. Mimo zmęczenia chcieli podjąć nocną
akcję oswobodzenia Val i syna Mance’a. Mimo częstych różnic zdań Mucha i Virion
bez chwili wahania zgodzili się zaryzykować dla Kella swym zdrowiem i życiem.
Wcześniej w obozie Vena opisała zamek (przygotowała mapę) i wskazała basztę,
gdzie trzymane było niemowlę oraz dwie kobiety.
Po
drodze bohaterowie widzieli i słyszeli sir Axella Florenta, doradcę królowej,
rozmawiającego z innym południowym rycerzem. Szarzy kompanioni odnieśli
wrażenie, że ludzie królowej, nie wiadomo, czy za jej wiedzą (a być może za
sprawą knowań sir Godry’ego), planowali jakieś działania przeciw Szarej
Kompanii. Najwyraźniej rola lady Melisandre w Nocnym Forcie ostatnio się zmieniła.
W
gęstniejącej ciemności i mrozie, pośród wirujących dookoła rzadkich płatków
śniegu, Mucha w asyście Viriona sprytnie zagadali wartowników, zwabili ich w
ciemny kąt, gdzie bez mrugnięcia okiem zamordowali. Zabijanie wczorajszych
sojuszników przychodziło BG łatwo jak oddychanie… Po wślizgnięciu się
kompanionów do wieży zginął też sam Axell Florent i kolejny strażnik.
Zaskoczona, ale szczęśliwa Val, ładna i energiczna blondynka (przez niektórych
nazywana księżniczką dzikich) została uwolniona. Zdradziła wkrótce, że
niemowlę, którym obok opiekowała się mamka, nie jest prawdziwym synem Mance’a,
tylko bękartem niejakiego Crastera. Dziecko i jego opiekunkę zostawili więc
bohaterowie w baszcie, wyjątkowo żywych.
W
ciemności, po niepilnowanym gruzowisku zasypanym śniegiem, grupka ostrożnie
opuściła Nocny Fort i niezauważona wróciła do swoich. Tej samej nocy, mimo
zmęczenia, bohaterowie nadzorowali i pomagali w umocnieniach obozu przed
oczekiwanym szturmem południowców. Nawet jeśli wcześniejsze podejrzenia nie
miały się sprawdzić, to zabójstwo sir Axella musiało spowodować reakcję.
Na
szczęście następnego dnia BG mogli wypocząć. Przez cała dobę nic się nie
działo, poza konnym (a nie krukiem) wysłanym z Nocnego Fortu na wschód, który
wrócił o zmierzchu. Jednak w południe następnego dnia, przy pięknej mroźnej
pogodzie, prymitywna brama w palisadzie zamku otworzyła się i oczom kompanionów
ukazał się przygotowany do podpalenia stos, z ofiarą przywiązaną do centralnego
pala. Z bliska (Kell nie bez oporów wykonał zwiad przygodną wroną) okazało się,
że to sir Eryk oraz jego giermek mają stać się ofiarami ognia. Z zabudowań
wyłoniła się królowa Selyse z zapłakaną, protestującą Shireen. Na dziedzińcu
zamku, w większości schowani przed oczami szarych braci, czekali w szyku konni
i piesi, gotowi do wyjścia w pole. Jasnym było, że ruin zamku nie dało by się
skutecznie bronić...
Bohaterowie
zdecydowali się na pertraktacje. Mucha, Virion i jego brat Maron ruszyli szybko
ku otwartej bramie. Kapłan Hexogi głośno apelował w imię swej bogini o pokój i
rozmowę. Odwołanie się do obcego bóstwa nie podziałało. Dwóch konnych
zaatakowało poselstwo. Rozpoczęto demonstracyjne zapalanie stosu. Wróg chciał
sprowokować kompanię do ataku, wyjścia spomiędzy drzew i umocnień. Zdesperowany
Kell nakazał grać na Rogu Zimy, niestety, dwóch kolejnych ludzi, którzy tego
próbowali, padło bez zmysłów. Dopiero sam porucznik, wciąż pełen żalu i
wściekłości po stracie mewy, wydobył ze starożytnego instrumentu moc.
Zamarznięta ziemia zadrżała!
Chwilę
wcześniej Virion pokonał atakującego go zajadle lansjera. Maron padł od ciosu
drugiego konnego, którego rozwścieczony Virion również dopadł i skutecznie ukatrupił
pośród trzęsienia ziemi. Mucha nie przejął się wstrząsami, niemal stratowany
przez jeźdźca, otrzepał się i wczuł w rolę kapłana – wzywał Hexogę i groził
przeciwnikom jej mocą nie zwracając uwagi na nieliczne, niecelne strzały.
Czasu było coraz mniej, stos się zajął, pojawił się dym, sir Erykowi
pozostały najwyżej minuty! Kell przemieścił się z rogiem bliżej zamku w asyście
towarzyszy, znów zaczął bezgłośnie dąć w róg, podziemne olbrzymy trzęsły
ziemią. Śnieg i sople zaczęły sypać się z zabudowań Nocnego Fortu, drżały
wieże, pękały ściany, sypała się palisada. Część zbrojnych z południa wyjechała
konno, prowadził ich sir Godry Olbrzymobójca nawołując do szarży. Jak się
jednak okazało, większość jego ludzi nie zamierzała walczyć. Co więcej, zrzucili
Olbrzymobójce z siodła i popędzili na wschód, podobnie jak większość piechurów.
Szara Kompania wdarła się do Nocnego Fortu, gotowa na widok uduszonego dymem
Kapitana. Na szczęście sir Eryk był tylko nieprzytomny – podczas całego
zamieszania lady Melisandre wyszła ze swej samotni i zapobiegła śmierci
rycerza. Kilkoma słowami przywołała też do porządku zbrojnych wciąż obecnych w
zamku.
Ostatecznie
pojmany sir Godry został ciężko pobity przez Viriona, zaś królowa Salyse, jej
dwóch przybocznych rycerzy i dobra setka zbrojnych – zatrzymana przez Szarą
Kompanię. Czerwona Kapłanka była bardzo wzburzona, ale nie losem sir Eryka czy
bitwą, tylko trzęsieniem ziemi, przez które coś w jej zabiegach poszło nie tak.
Stało się coś złego...
[Zapowiedź nowego gracza]
Podczas walki, obok BG wyróżnił się Ian Storm: wędrowny rycerz, który przyłączył się do Szarej podczas pobytu w Ostatnim Domostwie; człowiek, za którego poręczył Hother „Kurwistrach” Umber. Sir Ian odznaczył się odwagą i umiejętnościami, prowadząc główną część sił kompanii, kiedy Hennick Drought osłaniał porucznika.
Lady
Melisandre zabiera nieprzytomnego sir Eryka do siebie. Tymczasem najemnicy
przenoszą się do zrujnowanego Nocnego Fortu, bliżej Muru i kłębiącej się za nim
lodowatej, niebieskookiej Ciemności, wzbierającej, by zalać całe Westeros, a
potem świat.
0 Response for the ""Krew na śniegu" - streszczenie przygody Szarej Kompanii"
Prześlij komentarz