Dawno nie było poezji, a ja muszę odreagować.
Okoliczności rzeczywistości zmusiły mnie do liryki, prozą już nie daję rady.
A zatem:
Brzęczała na
tym zgniłym brzuchu much orkiestra
I z wnętrza larw czarne zastępy
Wypełzały ściekając z wolna jak ciecz gęsta
Na te rojące się strzępy.
Wszystko się zapadało, jarzyło, wzbijało,
Jak fala się wznosiło,
Rzekłbyś, wzdęte niepewnym odetchnieniem ciało
Samo się w sobie mnożyło.
Czerwie biegły za obcym im brzmieniem muzycznym
Jak wiatr i woda bierząca
Lub ziarno, które wiejacz swym ruchem rytmicznym
W opałce obraca i wstrząsa.
Ch. Baudelaire "PADLINA" (fragment)
tłumaczył: Mieczysław Jastrun
Czarny blog prezentuje:
SCENARKI / POMYSŁY NA PRZYGODY
(72)
POMOCE / REKWIZYTY
(40)
RAPORTY Z SESJI
(33)
INSPIRACJE / MYŚLI
(15)
POEZJA / CYTATY
(15)
OPOWIADANIA / SHORTY
(7)
DEADLANDS
(5)
GEMINI - ang.
(5)
-
.
- Witaj! Poniżej znajdziesz pomysły na przygody, scenariusze rpg, generatory i opowiadania w klimatach fantasy - wszystko (poza poezją i scenariuszami do Gemini rpg) autorstwa Maestro, choć często inspirowane różnymi źródłami. Fani systemów Warhammer, Monastyr, Gemini, Warlock!, Cień Władcy Demonów, D&D, Veasen czy Symbaroum i innych światów RPG powinni znaleźć tu coś dla siebie. Szczególnie chciałbym pomóc początkującym Mistrzom Gry. Nie szukajcie tu rzeczy, które szybko się dezaktualizują. To ma być źródło konkretnych inspiracji do sesji gier fabularnych z niewielkim dodatkiem teorii rpg. Krwiste mięcho role playing.
Przyjazny
port zamienił się w pole bitwy. Dobrze zapowiadający się pracodawca stał się wrogiem. Bohaterowie
spod Muru stali się ściganymi banitami.
Szara
Kompania od tygodnia przebywała w Białym Porcie. Dołączył do niej dowódca - sir
Eryk - który powrócił z wyprawy na Skagos wraz z dwudziestką nowych rekrutów.
Negocjowanie kontraktu z lordem Manderlym przedłużało się. Odpowiadający za to
Łańcuch wraz z pomocnikiem niemalże zamieszkali na Dworze Trytona. U lorda
Wymana gościł też sir Davos, mały Rickon Stark i jego brat Jon Snow, zwany
Odrodzonym Jonem. Rankiem sądnego dnia pod „Pękniętego Wieloryba”, gdzie
zamieszkiwał sztab najemników wraz z weteranami kompanii, przybył oddział
gwardii pałacowej. Zbrojni mieli eskortować Lady Selyse i jej córkę Shireen do
Nowego Zamku. Bohaterowie nie chcieli oddawać dziewczynki. Nakłonili jej matkę
(uzależnioną od uspokajających ziółek Kalispery) by szpiegowała lorda Wymana podczas
pobytu na jego dworze, a w kwestii Shireen by wyraziła wolę pozostania dziewczynki
z kompanią. Kapitan gwardii odszedł jak niepyszny jedynie z lady Selyse.
Później,
około południa, Kalispera wracała ze spaceru po mieście, podczas którego
uzupełniała zapasy swoich substancji. Zwróciła uwagę na sir Iana Storma kręcącego
się po zaułkach. Rycerz zmierzał właśnie do gospody zamieszkiwanej przez kilka rodzin
Dzikich ewakuowanymi zza Muru wraz z dziećmi, kiedy niespodziewanie natknął się na
idącego od Nowego Zamku Jona Snow. Kalispera zbliżyła się do mężczyzn
chcą sprawdzić, czy czegoś nie knują. Obudziło się w niej bowiem silne przeczucie
niebezpieczeństwa (szósty zmysł postaci). Wówczas nastąpił atak. Trzech nożowników i usadowiony na
piętrze łucznik zamierzało zabić Jona. Kalispera poradziła sobie z pierwszym
przeciwnikiem, zmartwychwstaniec i się Ian wykończyli dwóch innych, ale
strzelec zdołał zranić Jona, który po chwili omdlał, niewątpliwie na skutek
trucizny. Kalispera nie była w stanie mu pomóc. Kiedy tylko sir Ian dołączył do
niej z rannym jeńcem – łucznikiem, wszyscy szybko ruszyli pod „Pękniętego
Wieloryba”.
Tymczasem
do karczmy wrócił oddział gwardii pałacowej. Uzbrojonych z trójzęby i półzbroje
ludzi było dwa razy więcej niż rankiem. Do karczmy ponownie
wkroczył kapitan gwardii i ponownie zażądał w imieniu lorda Manderly
wydania „lady Shireen”. Żarty się skończyły, sytuacja była poważna. Sir Eryk
nie zgodził się na wypuszczenie dziewczynki, a kiedy kapitan gwardii zaczął
grozić i obnażać miecz - wycelowano w niego łuki i kusze. Najszybciej
zareagował Finn, wyborowy łucznik i nowa postać gracza prowadzącego
Muchę. Gwardziści pochylili trójzęby, ale ich zagrożony i upokorzony dowódca
rozkazał wycofanie. Jego ludzie otoczyli gospodę. Po raz trzeci, tym razem z
zewnątrz, kompanioni usłyszeli polecenie natychmiastowego wydania dziewczynki pod
opiekę lorda Wymana i po raz trzeci to zignorowali. Po chwili gwardzistów
wsparły zwołane oddziały strażników miejskich, do garnizonu gwardii wysłano
kurierów.
Kalispera
wraz z sir Ianem, niosącym nieprzytomnego Jona Snow, wracali właśnie do gospody
prowadząc poturbowanego jeńca. Widząc co się dzieje, bez namysłu zdecydowali
się na bezczelne w swej brawurze działanie: sir Ian wtargnął do środka karczmy
poprzez kordon strażników, przez chwilę ogłupiałych zachowaniem rycerza. Kalispera
z kolei odciągnęła kilku innych zbrojnych historyjką o „uprowadzeniu Shireen”.
Nie zmieniło to jednak położenia najemników oblężonych w „Pękniętym
Wielorybie”. Gwardziści żądali od kompanionów złożenia broni i natychmiastowego
wypuszczenia Shireen.
Łapiduch
zajął się Jonem Snow, który jednak po chwili przestał oddychać, szokując sir
Iana. Na miejscu nie było Viriona i Jona Hollarda, szkolili oni nowych
rekrutów, głównie Dzikich, na placu nieopodal Śnieżnego Septu. Mucha był na
nabożeństwie Hexogi w pobliżu portu. Krótka narada będących na miejscu BG była
bardzo nerwowa. Sir Eryk stwierdził, że dziewczynkę należy oddać, tylko w jaki
sposób? Finn ustawił kilku strzelców w oknach gospody. Protesty przestraszonych
właścicieli przybytku szybko uciszono. W końcu dowódca kompanii przestąpił próg
karczmy i oznajmił gwardzistom, że najemnicy sami odprowadzą Shireen do zamku.
O oddaniu broni mowy być nie może. Tego było kapitanowi gwardii za dużo,
sięgnął po miecz i zwarł się z sir Erykiem krzycząc do swoich ludzi. Finn i
jego łucznicy wystrzelili w gwardzistów. Najemnicy walcząc cofnęli się do
środka karczmy. Z pomocą porucznika sir Eryk zabił swego przeciwnika, ale sam
otrzymał pchnięcie w szyję. Drzwi „Pękniętego Wieloryba” ponownie
zabarykadowano. Gwardziści odciągnęli swoich rannych i zabitych, zaalarmowali
zamek. Polubowne rozwiązanie przestało być możliwe, przelano krew.
Sir
Ian odciągnął od drzwi Shirren, ale nie mieszał się w walkę, wciąż wstrząśnięty
śmiercią Białego Jona.
Tymczasem
przebywająca z dala od „Pękniętego Wieloryba” Kalispera postanowiła dostać się
na zamek podając się za letniacką księżniczkę ocalałą z ataku piratów…
W
gospodzie Sir Eryk był coraz słabszy, wciąż krwawił, ale ignorował prośby Willa
Łapiducha i swego troskliwego giermka Mikaela. W końcu zemdlał. Ocknął się za
to, czy raczej powrócił (ponownie!) do życia, Biały Jon! W mieście, do każdej z
noclegowni zajmowanych przez Szarą Kompanię skierowano oddziały wojska. W
pobliże „Pękniętego Wieloryba” przybył sam sir Marlon Manderly, dowódca gwardii,
kuzyn i doradca lorda Wymana. Powstrzymał swych ludzi przed szturmem i zażądał
od kompanii natychmiastowej kapitulacji. Na negocjacje z sir Marlonem wyszli
nieuzbrojeni porucznik Kell i Mikael. Kuzyn lorda powtórzył swoje warunki
jednocześnie podkreślając, że zabójcy gwardzistów zostaną straceni. Zezwolił
też na powrót dwójki bohaterów do karczmy.
Kompanioni
nie zamierzali się poddać. Finn, oprócz łuczniczego talentu będący także uczony
w prawie, głowił się nad jakimś pokojowym rozwiązaniem. Sprawy jednak zabrnęły
za daleko, sytuacja była nie do opanowania. Wówczas Kell Rayder, warg
odpowiadający obecnie za cały oddział, podjął próbę przejęcia ciała sir
Marlona. Zadanie było wyjątkowo trudne nie tylko pod względem wysiłku woli i
ducha, ale także w wymiarze moralnym. Kell wślizgnął się duchowo do głowy
rycerza i stoczył z nim psychiczny pojedynek. Wygrał go a następnie
zakomenderował odwrót spod karczmy. Rozkaz spotkał się z niedowierzaniem, ale w
końcu go wykonano. Kiedy tylko tylne wyjście gospody było bezpieczne,
kompanioni wyślizgnęli się nim na zewnątrz, unosząc ze sobą ciała sir Eryka i
porucznika Kella. Wiele wskazywało na to, że w innych punktach miasta trwają
potyczki między Dzikimi kompanionami a zbrojnymi lorda. Nie wiadomo, co działo
się z Virionem i Jonem Hollardem. Kalispera dzięki swym gładkim słówkom i
ujmującej powierzchowności została przyjęta do zamkowego garnizonu i doczekała
się spotkania z maesterem Theomore’m. Odrodzony Jon Stark (niegdyś Snow)
postanowił zostać w Białym Porcie przy bracie Rickonie i spróbować wyjaśnić
zamach na swoje życie. Sir Ian Storm zdecydował się do niego przyłączyć.
Reszta
bohaterów, prowadzonych przez Finna i Mikaela, przekradła się do portu,
przebiła przez straże Bramy Fok i kilku zbrojnych pilnujących dwa z czterech kompanijnych
statków. Odbito od nabrzeży, chwycono za wiosła, nieliczni kompanioni z morskim
doświadczeniem stawiali żagle. Kell wrócił do swego ciała po tym jak
doprowadził do „samobójczej” śmierci sir Marlona.
Na
odpływających statkach była ledwie szósta część Szarej Kompanii, na szczęście na
pokładzie był Wystrzępiony Sztandar. Nie było za to Viriona, Hollarda, Muchy, Kalispery,
Łańcucha, Marka Myszora i Jednorękiego – zostali w Białym Porcie. Martwi lub
żywi. Los kompanionów płynących na statkach też nie był pewny: z ufortyfikowanych
pirsów wystrzeliły skorpiony i ogniomioty, w pogoń na zbiegami ruszyły dwie
galery wojenne z floty lorda Wymana. Stan sir Eryka był ciężki. Śmierć deptała najemnikom po piętach i obrzydliwie się śliniła.
Szara
Kompania stawała przeciwko Innym i Zimie Zim, ścierała się z Botlonami i
Żelaznymi Ludźmi. Konflikt z grubym lordem Manderly’m mógł się okazać znacznie
groźniejszy. Z banalnej sytuacji rozwinęła się tragedia. Ze zlekceważonej iskry wybuchł pożar.
Gra o tron to bezwzględna konkurencja, a historia uczy, że nawet Dzicy muszą od czasu do czasu ugiąć kolan aby przeżyć. Szarzy Kompanioni okazali arogancję, na którą najemników stać tylko wówczas, kiedy dyktują warunki. Za błędy, choćby niezawinione, zawsze płaci się cenę...
Koło się zamknęło. Szara Kompania
przybyła na Północ stawiając pierwsze kroki wraz z wojskami Stannisa we
Wschodniej Strażnicy i z tego samego zamku teraz odpływała. Skład i stan
osobowy uległy przez ten czas wielu zmianom. Przeszło pięć miesięcy temu, w bitwie z armią Dzikich Mance’a Raydera brało
udział 340 szarych braci, przeżyło 125. Podczas zdobywania i utrzymania Winterfell
oddział zmniejszył się do siedemdziesięciu kilku osób. Obecnie nominalnie pod
Wystrzępionym Sztandarem służy blisko 400 mężczyzn, głównie Wolnych Ludzi, ale
czy wszyscy sprostają wyzwaniom? Weteranów stanowiących rdzeń kompanii i
pamiętających jeszcze kontrakty w Essos zostało trzydziestu. Niemal wszyscy są
oficerami i podoficerami. Nieco większą ilość stanowią zbrojni z południa,
pochodzący z rozbitej Armii Stannisa. Stu ludzi rekrutuje się spośród północnych górskich klanów Wullów, Norrey’ów i
Liddle’ów. Kilkunastu to dezerterzy z Nocnej Straży i oddziałów wiernych
Boltonowi. Jest jeszcze kilku niedorostków i starców z Ostatniego Domostwa,
przyjętych z litości i służących jako ciury obozowe. Cała reszta to Dzicy, czy
też Wolni Ludzie, grupa niejednolita, bo pochodząca z czterech plemion
straszliwie doświadczonych przez grozę Innych i głodny mrok za Murem. Wszyscy
trafili teraz do Białego Portu. A oto jak się to stało.
Poprowadzona za Mur wyprawa odrodzonego Białego Jona skończyła się
połowicznym sukcesem. Zza Muru przyprowadzono po lodzie pewną grupę Wolnych
Ludzi, ale zwabiono także upiory. Przybrzeżne wody Zatoki Fok i port Wschodniej
Strażnicy były zamarznięte a statki, którymi kompania miała odpłynąć, tkwiły w
lodzie. Na szczęście doświadczenie i pomysłowość bohaterów poradziły sobie z
tym. Kadłuby uwolniono i uszczelniono, zaś lód został skruszony za pomocą Rogu Zimy.
Dokonał tego Kell Rayder (grający na magicznym instrumencie już któryś raz z
rzędu) w towarzystwie Muchy, który po wszystkim przypisał
oczywiście sukces woli i mocy Hexogi.
Wschodnia Strażnica została
obsadzona przez kilkunastu ludzi z Nocnej Straży, którzy po raz ostatni
poprosili sir Eryka o wsparcie obrony Muru. Kapitan miał jednak inne plany. Sam
postanowił udać się z nieliczną eskortą na Skagos, by zgłębić istotę swej
bogini. Reszta sztabu, po długiej i burzliwej naradzie, w której głos, poza BG,
zabrali również sir Davos Seaworth i Biały Jon, zdecydowała, że kompania ruszy statkami
na południe, do Białego Portu – siedziby teoretycznie przychylnego i
wypłacalnego lorda Wymana Manderly. Odrodzony Jon Snow, zwany Białym, wspierany(chyba
silniej niż by sobie tego życzył) przez sir Iana Storma, wciąż chciał odzyskać
Winterfell i tam stawić czoła najazdowi Innych. Pojął jednak, że sam tego nie
uczyni, a stolicę Północy można równie dobrze zdobywać od strony południowej.
Również sir Davos, pragnący pomszczenia na Boltonach swego króla i syna Devana,
głosował za Białym Portem – dobrym miejscem dla ochrony Rickona Starka i
Shireen Baratheon. Jon Hollard porzucił myśl o samotnym odwiedzeniu Braavos, co
ucieszyło jego towarzyszy, zwłaszcza sir Eryka. Kapitan ze smutkiem przyjął za
to decyzję sir Iana Storma o odłożeniu ślubowania służby Szaremu Sztandarowi.
Kilka dni we Wschodniej Strażnicy
upłynęło majstrom kompanii nader pracowicie. Szkutnicy krzątali się przy
statkach, kruszono za pomocą kafarów lód, zaś dwie duże zamkowe kuźnie
pracowały pełną parą. Dzięki zgromadzonej przez Nocną Straż stali, kowale
kompanii zdążyli wykuć kilka sztuk broni z domieszką obsydianowego pyłu. Do
Ostatniego Domostwa wybrał się w skórze ptaka Biały Jon z listem zawierającym
propozycję ewakuacji dworzyszcza Umberów, zabrania nielicznych już mieszkańców
na statki. Odrodzony w magicznym ogniu Jon już nie wierzył, że postawiony tysiące
lat temu Mur wytrzyma inwazję Innych. Wznoszenie lodowej fortyfikacji
rozpoczęło się wszak po poprzednim najeździe, u zarania Wielkiej Wiosny i Mur
nigdy nie musiał zdać swojego najważniejszego egzaminu. Od setek lat mieszkańcy
Westeros byli pewni, że chroni ich przed rajdami dzikich barbarzyńców.
Kiedy przyprowadzeni zza
Muru dzicy w większości klęknęli przed Szarym Sztandarem (jakaż zmiana dokonała
się w tych dumnych ludziach przez ostatnie tygodnie!) zdobywając dzięki temu
miejsce na statkach, kompania odpłynęła. Pełznąca z północy po zamarzniętym
morzu mroczna mgła, pełna kłów i szponów mrozu, rozwiała się wraz z rozbiciem
lodu. Zapewne na krótko, ale szarzy bracia nie oglądali się za siebie. Duża
łódź sir Eryka popłynęła na wschód, ku Skagos, trzy większe statki ruszyły
wzdłuż wybrzeża na południe, po drodze zatrzymując się by przyjąć na pokład
kilkudziesięciu uchodźców z Ostatniego Domostwa. Kell ponownie zobaczył swego
ojca – Mance’a Raydera. Kasztelan Hother Umber, zwany Kurwistrachem, nie
opuścił jednak domu swych przodków. W liście do sir Eryka poprosił o uwolnienie
swego lorda i bratanka Greatjona z łap Freyów.
Wcześniej, na zadziwiająco
spokojnym jak na tą porę roku morzu, bohaterowie dostrzegli dryfujący statek.
Był to „Kos” należący do Nocnej Straży. Na pokładzie znajdowali się ledwo żywi
dzicy ewakuowani z Hardhome. Swoich ożywionych zmarłych zamknęli pod pokładem.
Po sztormie i utracie żeglarzy osłabieni i ranni ludzie nie byli w stanie
przybić do brzegu. Kompania pomogła potrzebującym, a „Kosa” wzięła na hol, by
rankiem rozprawić się z upiorami nawiedzającymi jego pokład. Przy okazji
potwierdzono skuteczność nowej broni ze stali „obsydianowej”.
Pogoda wciąż dopisywała i
rejsu czterech statków wypełnionych bardzo zróżnicowanymi ludźmi nic nie
zakłóciło. Niewielka flotylla minęła Wdowią Strażnicę, potem wpłynęła na wody
Ugryzionej Zatoki. Minęła Stary Zamek, archipelag Trzech Sióstr i skręciła ku
Białemu Portowi leżącemu u ujścia szerokiej rzeki Biały Nóż. Do samego miasta
popłynął na początku tylko jeden ze statków „Ciasne Koryto”, jak nazwali ją
kompanioni. Na pokładzie byli, między innymi, wszyscy Bohaterowie Graczy (Virion,
Hollard, Kell, Mucha, Storm) oraz sir Davos i Odrodzony Jon. Biały Port, najludniejsze
miasto i najważniejszy port Północy (podobno piąte co do wielkości miasto w
Westeros) stanowił dla przybyszów wielką odmianę. Po pierwsze zniknął mróz. Śnieg
jeszcze tutaj nie dotarł. Mimo chłodnego wiatru kompanioni mieli wrażenie, że
trafili do cudownej krainy ciepła, ładu i spokoju. Zadbane nabrzeże, imponujący
podwójny port z falochronami i ufortyfikowanymi molami oraz wznosząca się nad
tym wszystkim duża metropolia z bielonymi kamiennymi piętrowymi domami – to wszystko
imponowało, zwłaszcza Dzikim, którzy myśleli, że trafili do stolicy świata
zamieszkałej przez południowych królów. W porcie stały też wojenne galery.
Jeden z okrętów pod znakiem trytona Manderlych eskortował „Ciasne Koryto” do wysokiej
przystani, skąd było widać nabrzeże kupieckie wypełnione pstrą zbieraniną
towarów z różnych stron świata. Bohaterowie zostali przepytani i eskortowani do
jednej z gospód, padło na „Pękniętego Wieloryba”. Tam się zaczęło. Pierwszy złotem
błysnął Mucha. Później zamówiono wszystko co ciepłe: od kilku kobiet dla
Viriona, przez paszteciki, korzenne wino, kąpiel, łaźnię i nagrzane łoże. W
oczekiwaniu na audiencję u lorda BG zamawiali pranie, cerowanie, kupili sobie
nowe szaty, ostrzygli się i ogolili, a potem znów używali wszystkich
przyjemności, które niesie cywilizacja. Życie w Białym Porcie tak bardzo
kontrastowało z ich losem na Północy, że nie wychwycili wysokich cen i
zaniepokojenia niektórych mieszkańców. Lord Manderly prowadził bowiem od
niedawna wojnę z Freyami i Boltonami. Będąc w konflikcie z królewskim
namiestnikiem północy występował przeciw Żelaznemu Tronowi.
Reszta statków została
wpuszczona do portu i już wszyscy, pod czujnym okiem miejscowych zbrojnych,
mogli odetchnąć. Sir Ian Storm dbał o najmłodszych uciekinierów z Północy, ale
nie tracił też z oczu Białego Jona. Virion próbował ogarnąć nowych rekrutów, w
przerwach oddając się cielesnym uciechom, które z kolei Mucha próbował godzić z
obowiązkami kapłana Hexogi. Kell spędził trochę czasu z ojcem umiejętnie ukrywając,
jakie wrażenie robi na nim wielkie miasto. Znalazł też nowego ptaka-chowańca,
oczywiście mewę. Jon Hollard wrócił do swych medytacji i szkolenia nowych braci
w szermierce. Dopiero po trzech dniach bohaterowie stanęli przed obliczem lorda
Wymana Manderly, Lorda Zbyt Grubego By Dosiąść Konia. Wcześniej audiencji dostąpił
sir Davos. Posłuchanie BG było krótkie i dosyć nieprzyjemne. Brak obycia
najemników, niezastosowanie się do wytycznych maestera Theomore’a i ekspresyjność
Muchy (nawet sir Ian nie błysnął etykietą a jedynie naśladował wycofanego Jona
Snow) sprawiło, że szybko znaleźli się za drzwiami. Nie wyrzucono ich z Dworu
Trytona tylko dlatego, że wstawił się za nimi Davos, a lord i jego kuzyn,
dowódca gwardii pałacowej Marlon Mandery, pamiętali walkę szarych kompanionów z
Freyami podczas Bitwy Na Jeziorze. Freyów zaś Spasiony Lord nienawidził całym
sercem. Potrzebował też mieczy, choćby najemnych, do swej wojny. Sir Davos załagodził
więc sytuację, potem na indywidualna audiencję został poproszony Odrodzony Jon.
Ostatecznie drużyna dowiedziała się kilku rzeczy o bieżącej sytuacji
politycznej w Westeros i przymierzyła się do kontraktu z Dworem Trytona.
Co działo się przez kilka
miesięcy, podczas których kompania była odcięta od wieści ze świata?
W Dorzeczu nie ustał chaos
po wojnie Młodego Wilka. Siły królewskie zdobyły wszystkie zamki, jednak walki
partyzanckie wciąż trwały. Blackfish, ostatni z dowódców Robba Starka (i
ostatni Tully na wolności) wciąż aktywnie działał kąsając stronników
Lannisterów. Kraina była też pełna dezerterów i zbójów.
W jak zawsze spokojnej Dolinie
rządził osierocony mały Robert Arryn pod okiem grupy doradców.
Nowym władcą Żelaznych Wysp
był Euron Greyjoy. Krakeny regularnie atakowały bogate Reach, grabiąc,
porywając i siejąc strach. Zagrożone było samo Stare Miasto!
Tymczasem Regent Królestwa,
Kevan Lannister został jakiś czas temu skrytobójczo zamordowany, wcześniej upokorzono
Cersei Lannister. Mała Rada rozpadła się. Wydawało się, że czas Lannisterów
przeminął. W stolicy było niespokojnie. Armia Tyrellów utrzymywały jako taki
ład, Mace Tyrell układał się z Wiarą wspierając swą córkę – królewską żonę i
izolując młodego króla Tommena.
Najciekawsze wieści dochodziły
z Krainy Burzy, co zaniepokoiło Davosa. Wylądowały tam wojska Złotej Kompanii (grupa
dziesięciu tysięcy najemników, którzy nigdy w swej historii nie złamali
kontraktu) , wspierającej niejakiego Młodego
Gryfa, zgłaszającego pretensje do tronu Westeros. Młody mężczyzna podawał się
za cudownie ocalałego Aegona Targaryena i wraz z wojskami oblegał (może już
zdobył?) Koniec Burzy.
Szara Kompania wypoczywała,
reorganizując się, szkoląc i czekając na powrót dowódcy – sir Eryka. Łańcuch dopracowywał
kontrakt z sekretarzami Dworu Trytona. Królowa Selyse i Shireen, podobnie jak
Davos i Rickon Stark, byli gośćmi lorda Wymana. W Białym Porcie przebywał też Harwood
Stout, jednoręki lord i wierny lennik zabitej lady Barbrey Dustin. Bohaterowie
byli niepocieszeni, że ich sława – zdobywców Winterfell – nie rozeszła się
szeroko po świecie. Co więcej, lord Stout utrzymywał przed swym sojusznikiem Wymanem
Manderlym, że to on zdobył na chwilę stolicę północy. Na świecie nie było sprawiedliwości.
Szara Kompania była głodna chwały! Pierwszą możliwością zaspokojenia tego uczucia miało być
zdobycie Fosy Cailin, ale o tym w następnej przygodzie.
---------------------
28. sesją kampanii zakończyliśmy
pewien etap gry. Na chwilę (być może dłuższą, to zależy od Graczy) opuściliśmy
mroczną, mroźną i ponurą Północ, trafiając ponownie w świat pełen spisków, intryg
i wojny. Świat nieustającej gry o tron.
Oślepiona
śnieżną zadymką, uderzana podmuchami lodowatego wiatru, zmarznięta ale nie
złamana, Szara Kompania stanęła obozem wśród oszronionych, nagich drzew
półtorej mili od Wschodniej Strażnicy.
Zadanie:
opanowanie fortecy i powiadomienie Nocnej Straży za pomocą kruka pocztowego.
Spodziewane zagrożenie: nieznane; prawdopodobnie upiory oraz władający nimi Biali Wędrowcy.
Sir
Eryk zlecił zmartwychwstałemu Białemu Jonowi zorientowanie się w kwestii pomocy
Dzikim przebywającym za Murem. Do Wschodniej Strażnicy kapitan wysłał zaś przed
świtem zwiad: porucznika Kella, zręczną Venę i trzech młodych górali z klanu
Wullów. Kell poprzedził wycieczkę rozpoznaniem powietrznym w skórze ptaka,
niestety silny wiatr od morza i gęste opady śniegu uniemożliwiły powodzenie tej
akcji. Zwiadowcy ruszyli wzdłuż Muru i przepadli w zadymce zasłaniającej
Wschodnią Strażnicę. Minął mroźny poranek, sine niebo rozświetliło się słabymi
promieniami słońca. Jon Biały (dawniej Snow), również wykorzystujący talenty
warga, zawiadomił kapitana, że za Murem wciąż są żywi Wolni Ludzie i należy ich
uratować. Priorytetem kompanii była jednak Wschodnia Strażnica.
Tuż
przed południowym nabożeństwem Hexogi sir Eryk zwołał naradę sztabu.
Postanowiono wysłać na zwiad drugą grupę, w której znaleźli się Virion,
fechtmistrz Jon Hollard, sir Ian Storm oraz sześciu weteranów kompanii. Hollard
pożegnał się czule z Ythar, sir Ian zapewnił zaś Białego Jona o swym oddaniu.
Zmartwychwstaniec wciąż sprawiał wrażenie rozkojarzonego, postanowił poszukać
czardrzewa i "porozmawiać z bratem". Skogoski szaman i młody Rickon
Stark (cichy ale wobec obcych agresywny chłopiec rozmawiający z jakąś
niewidzialną istotą o imieniu "Kudłacz") prawie nie rozstawali się z
ożywionym w ogniu "obiecanym wybrańcem".
Niespodziewanie
sir Iana zaatakowała w obozie Heare, pragnąca pomścić swego mężczyznę. Musiała
dowiedzieć się szczegółów śmierci Odira od ozdrowiałego Tormunda. Hollard
zręcznie rozbroił rudowłosą kobietę a rycerz przeszkodził Virionowi zastosować
typowe środki karne, a więc kułak i kopniak. Sir Ian próbował przeprosić i
tłumaczyć się obezwładnionej Heare, ale rezultat nie był do końca zadowalający.
Kobieta odeszła złorzecząc.
Nieco
później sir Eryk naradzał się z Davosem Seaworthem, Łańcuchem i Dratwą. Powoli
kształtował się plan odwiedzin (drogą morską) Białego Portu władanego przez
Manderlych... W przerwach Kalispera i
Ythar próbowały odwieść dowódcę od pomysłu wypuszczenia Jona Hollarda na
„wycieczkę” do Braavos. Valyriański miecz fechtmistrza i jego umiejętności były
potrzebne kompanii jak nigdy dotąd.
Tymczasem
dziewięciu zwiadowców ruszyło do Strażnicy trzymając się linii drzew i
zachodząc zamek od południa. Był to jedyny posterunek Nocnej Straży posiadający
fortyfikacje: baszty i zwieńczony zębami blank solidny mur. Początkowo wszystko
zasłonięte było kurtyną śnieżnej zadymki, jakby skumulowanej nad nabrzeżem i
zabudowaniami twierdzy. Wycie wichru szorującego po krawędzi wielkiego Muru,
podmuchy gwiżdżące wśród wież Strażnicy i wściekłe odgłosy fal bijących o
poszarpany kamienny brzeg, ucichły nagle kiedy prowadzeni przez Viriona
zwiadowcy zbliżyli się do morza. Na głębokim śniegu nie było żadnych śladów.
Wszędzie niepodzielnie panowała
nieruchoma martwota, monotonna biel plamiona szarością skał i murów, na
których nie było widać żywego ducha... Drużyna ruszyła ostrożnie w kierunku
niewielkiego portu, pewnie stąpając w niedźwiedzich łapach (góralskie rakiety)
to świeżo odpadłym śniegu.
Nagle
spod białego puchu wystrzeliła blada dłoń i pochwyciła żelaznym uściskiem nogę
Jona Hollarda! Kość wytrzymała, a pewna ręka fechmistrza valyriańską stalą
odrąbała paskudny potrzask. Chwilę później spod śniegu wyłoniły się sylwetki
kolejnych napastników. Niebieskookie upiory w różnym stanie, powstrzymanego
mrozem, rozkładu rzuciły się na kompanionów. Rozgorzał krótki, nierówny bój.
Najemnicy dysponowali obsydianowymi ostrzami, dwoma mieczami ze smoczej stali i
pewniej czuli się na śniegu. Martwiaki zostały szybko rozgromione. Następnie
drużyna zbliżyła się do murów Strażnicy i w dwóch osłaniających się grupach
zeszła ostrożnie do portu. Panowało tu przenikliwe, bolesne zimno. Wiatr
zamarł, przy nabrzeżu stało pięć statków, wyglądających na niedbale i w pośpiechu opuszczone. Żagle kilku, wciąż
rozwinięte, dziwnie znieruchomiały, jakby zamarzły. Powierzchnia wody również znieruchomiała i zeszkliła się. Brama zamku prowadząca do portu była zapraszająco rozwarta, ziała
zimnem i ostrymi cieniami. Virion wyczuwał w tym pułapkę i zarządził odwrót.
Kiedy znów byli pod murem fortecy, Hollard posłyszał coś nad głową, spojrzał w
górę. Spomiędzy blanków spadały upiory, jak kamienie zepchnięte z murów. Krzywy
Dan miał pecha i uderzenie jednego z ciał złamało mu kark. Pozostali
odskoczyli, a potem, posłuszni komendzie, dopadli do martwiaków i zniszczyli je. Kolejna fala "skoczków" byłą już w
powietrzu. Ktoś z kompanionów się potknął, wsparł go ramieniem sir Ian. Drużyna
szybko wycofała się w kierunku lasu. Zrazu nikt jej nie ścigał. Dopiero po chwili, z otwartej bramy
zachodniej, na białe błonia wysypało się kilkanaście sylwetek. Piątka jeźdźców
na martwych koniach i brnący w śniegu piesi. Upiory. Bohaterowie utrzymywali dystans, a
potem kilkakrotnie ostrzelali ścigających obsydianowymi grotami. Znów przydały
się "niedźwiedzie łapy" i właściwe poruszanie na głębokim śniegu, ćwiczone od
czasów marszu przez Wilczy Las.
Zwiadowcy
wrócili do obozu o zmierzchu. Virion zdał raport, a przy kolacji sztab dumał
nad kolejnymi działaniami. Sir Eryk niepokoił się o porucznika i resztę
zaginionych. Zamarznięte morze komplikowało plany morskiej wyprawy. Ostatecznie
zdecydowano się na atak na Wschodnią Strażnicę o bladym świcie. Decyzję
przyspieszy powietrzny zwiad Jona Snow wcielonego w kruka. Zmartwychwstaniec
potwierdził, że Kell i Vena żyją zabarykadowani na najwyższym poziomie baszty "Berta".
Niemniej straszliwe zimno panujące w całym zamku groziło uwięzionym rychłą
śmiercią.
Jon
Snow mówił znów o Winterfell, chciał odbić warownię. Twierdził, że jest w
kontakcie ze swym bratem obecnym w świętych drzewach. Groził, że Bolton
sprzymierzy się z Białymi Wędrowcami a Winterfell jest niezbędne w obronie
Westeros, kiedy Mur padnie a Zima Zim ruszy na południe. Emocje buzowały.
Zmęczeni
bohaterowie w końcu poszli spać. W swoim namiocie Jon Hollard długo i namiętnie
kochał się z Ythar, nie przeczuwając, że jest to pożegnanie z ukochaną kobietą.
O
północy nadeszła bowiem śmierć. Cały obóz ogarnęło lodowate tchnienie zimna
Innych. Ludzie zapadali w coraz głębszy sen, niepostrzeżenie przechodząc do
krainy śmierci, by następnie otworzyć oczy ziejące zimnym błękitem. Na
szczęście nieliczni, jak sir Ian Storm, Biały Jon i Kalispera, tknięci
przeczuciem, obudzili się na czas i zaalarmowali (dobudzili) towarzyszy. Nie
zawsze zdążyli. Niektórzy ze śpiących obok byli już upiorami.
Hollarda
obudziły z niespokojnego snu lodowate palce Yhtar błądzą po jego ciele. Uda
kobiety zacisnęły się na żebrach fechtmistrza. Nie była to pieszczota tylko
zimne okrucieństwo. Oczy Ythar płonęły upiornym błękitem! Jon prawie się nie
wahał, sięgnął po miecz i ciął z krzykiem. Upiór zginął, ale pełna grozy noc
dopiero się zaczynała.
Na
zewnątrz w obozowisku panował chaos i paraliżujące, upiorne zimno, ale ludzie
nie panikowali. Dało o sobie znać doświadczenie, dyscyplina i wysokie morale.
Krzyczano komendy, chwytano za broń, tarcze i pochodnie, dorzucano do ognisk. Najemnicy
biegali nie tylko z potrzeby pośpiechu. Stanąć znaczyło: zamarznąć. Tu i ówdzie
zmagano się z martwymi towarzyszami o niebieskich oczach. Na szczęście takich
było niewielu, większość ocknęła się na czas, by nie oddać się zimnu.
Po
chwili objawił się główny wróg. W ciemności zamajaczył wielki, rozświetlony
niebieską łuną kształt z diamentowego lodu, nad którym wirowały symetryczne
stożki śnieżnej zamieci - coś na podobieństwo skrzydeł gigantycznego owada. Czy
był to żywiołak? Demon? Lodowy smok albo lewiatan? Twór miał kilka odnóży i
ramion, był pełen ostrych kątów i opalizujących błękitnie płaszczyzn; fraktalny
kościec i lodowe „łuski” przetykane soplami przenikały się wzajem, wielka bestia
kroczyła w zgrzytliwych dźwiękach kruszonego szkła z siłą mamutów.
Sir
Eryk rozkazywał i wdziewał z pomocą giermka zbroję, Virion skrzyknął
najtwardszych weteranów i sformował linię tarcz na drodze lodowego stwora.
Przed szturmem na bestię najemnicy zostali ostrzelani gradem lodowych igieł
wystrzelonych z siłą bełtów arkubalisty. Wiele sopli przebiło tarcze, ciała,
serca. A potem ci, którzy przeżyli zaatakowali. Z prawej flanki szarżowali Hollard
i Hennic uzbrojony w sztandar kompanii. Drzewiec jest lancą ze smoczej kości,
działa na Innych podobnie jak obsydian. Fechmistrz i włócznik ramię w ramię
doskoczyli do wroga i unikając lodowych dzirytów oraz wirujących ostrzy
pokrywających nogi stworzenia, zaatakowali. Na lewym skrzydle walczył sir Ian
Storm, osłaniający tarczą i własnym ciałem wybrańca – Białego Jona. Mężczyźni przetrwali
bez poważnych ran grad lodowych igieł i dołączyli do starcia. Nieco dalej
wielki kapłan Mucha próbował użyć Rogu Zimy, ale przy pierwszej odważnej próbie
stracił przytomność.
Silny,
celny cios Hennicka lancą sprawił, że lodowy konstrukt zawibrował i pękł na
dwoje. Nie zdezintegrował się jednak, jedynie podzielił na dwa mniejsze, nie
mniej zacięte twory. Do walki dołączyło więcej braci z kompanii, jednak
obsydian kruszył się na lodowych pancerzach bestii. Jedna z nich zionęła chłodem
tak wielkim, że kilku mężczyzn padło bez przytomności. Zostali od razu
przyszpileni sztychami sopli do ziemi, lodowe odnóża zmiażdżyły im twarze.
Stało by się tak również z Hollardem, ale Hennic wyciągnął osłabionego
fechtmistrza spod lodowych brzytew, ocucił go na uboczu. Jon dostrzegł wówczas,
że dornijski włócznik wykrwawia się z głębokich ran. Już nikt nie był w stanie
mu pomóc. Wyszeptano pożegnania, zamarzła samotna łza. Valar morghulis me'maleris.
Tymczasem
sir Eryk, Virion oraz sir Ian wraz z towarzyszami unicestwili dwa lodowe twory,
które rozsypały się jak kryształowe naczynia ciśnięte na kamienna posadzkę.
Kiedy konstrukty zniknęły, pojawił się Biały Wędrowiec. Dosiadał ich, czy był
ich częścią? Nie wiadomo. Zwinnie zaatakował mierząc (rozmyślnie?) w
zmartwychwstałego Jona. Jednak drogę zastąpił mu sir Ian, który po skruszeniu
lodowego miecza przeciwnika (nic nie równa się valyriańskiej stali!) wraził swe
ostrze w pierś Białego Wędrowca unicestwiając go. Reszta kompanii odpierała
hordę niebieskookich upiorów – kilkudziesięciu martwaków, które cofały się na
wschód zamiast atakować. Być może Inni chcieli wciągnąć kompanię w pułapkę, ale
sir Eryk nie zastanawiał się nad tym. Najemnicy przeszli do frontalnego szturmu
kierując się ku Wschodniej Strażnicy. Po drodze pokonali lodowe zasieki i
ukrytych pod śniegiem umarlaków. Potem wpadli w otwarte wrota zamku i zaczęli
ciężki bój z setkami upiorów, w ciemnościach i paraliżującym zimnie. W fortecy
bohaterowie dostrzegli jeszcze jednego Białego Wędrowca. I stało się niebywałe
- Inny rzucił się do ucieczki!
Przebiegł przez cały zamek, dotarł do
głównego pomostu w porcie. Tu się zatrzymał i odwrócił. Zamarznięta, niebieska,
śmiercionośna zjawa. Za nią majaczyły w ciemności maszty i żagle statków
zastygłych w lodzie. Inny cisnął w podchodzących bohaterów gradem igieł (swych
paznokci?!), spojrzeniem zmrozi ich dusze, każdy oddech był przeszywającym
bólem w piersi. To jednak było za mało, by powstrzymać wściekłych, kipiących
zemstą i adrenaliną bohaterów. Mimo ran, kontuzji i zmęczenia, Sir Ian, Virion
i Hollard zaatakowali równocześnie nieludzkiego przeciwnika! Inny kręcił się
jak fryga, wirował ze swymi wąskimi mieczami zbyt szybko by oko śmiertelnika
mogło nadążyć, błyskawicznie uderzał ostrzami. Nie przełamał jednak obrony
bohaterów, a potem ugiął się pod ich ciosami. W końcu eksplodował w niebieskiej
chmurze diamentowego pyłu…
Minęło
kilka godzin. Wschodnią Strażnicę oczyszczono z upiorów. Uratowano
zamarzających zwiadowców – Kella i Venę.
W międzyczasie nadszedł
kolejny siny świt. Niebo przybrało kolor wzdętego, gnijącego ciała. Światło
padające na zryty, pokrwawiony śnieg wydawało się być brudne, oleiste. Kompania
w ciszy lizała rany, zabezpieczała zdobytą fortecę i liczyła martwych.
Przeciągano trupy na stosy oblewane oliwą. Żywi mieli w ustach zakrzepłą krew
zmieszaną z żółcią żołądków. Skostniałe ręce drżały, czernieły odmrożone palce
i nosy, rany jątrzyły.
Sir
Eryk wydał rozkazy, wysłał kruka do Czarnego Zamku. Kell rozgrzewał się przy
ogniu i winie, Virion buszował w zbrojowni i kuźni Wschodniej Strażnicy. Chciał
mieć skuteczną broń na Innych. Za podpowiedzią sir Iana, Mark Myszor miał
spróbować dodać do wykuwanej broni obsydianowego pyłu. To była jednak
pieśń przyszłości. Teraz wszyscy zachodzili w głowę, czy Zatoka Fok odmarznie,
czy statki popłyną? Lód mógł przecież poważnie uszkodzić ich kadłuby…
Ostatnie
sceny tej przygody?
Jon
Hollard wraz z towarzyszącym mu Will'em Łapiduchem w milczeniu podpala pogrzebowy stos
Ythar i Hennicka. Takich upiornych palenisk jest wiele. Czarny dym wiruje
niespokojnie w mroźnym powietrzu, wyraźnie widoczny na tle białej ściany
pobliskiego Muru. Mucha wycina skrawki odzieży poległych aby wszyć je w Szary
Sztandar, z którego strzępów niewiele już zostało. Cóż, bracia giną ale kompania
trwa. Gdzie teraz zaprowadzi ją przeznaczenie?
Jon
Snow dostaje zgodę, by zamarzniętym morzem obejść Mur i sprowadzić tylu Wolnych
Ludzi, ilu się da. Wyrusza z nim Jon Hollard, sir Ian Storm, ozdrowiały Tormund
Zabójca Olbrzyma i kilku innych. Po chwili dogania ich Haere. Tuż po bitwie na
zamku odnalazła Storma i w ciemnym kącie, bez słowa, dała wyraz swej dzikiej namiętności.
Ma teraz nowego mężczyznę i musi go pilnować. Niewielka grupka szybko znika z
oczu, wtopiona w biel przykrytą cieniem mroku zza Muru…
I jeszcze refleksja Jona Hollarda, pióra prowadzącego go gracza Jacha:
I jeszcze refleksja Jona Hollarda, pióra prowadzącego go gracza Jacha:
Blizny
zasklepiają otwarte ciało, kra zwiera morskie zatoki. Zima nadeszła. Jon
Hollard przestał już zwracać uwagę na przenikający aż do szpiku kości chłód.
Ten, który oblekł jego serce jest znacznie gorszy. Jeszcze bardziej zamknął się
w sobie po śmierci Ythar i Hennica. Dręczą go wspomnienia niby nakłuwające od
wewnątrz, krążące tętnicami sopelki lodu.
Ogień
połyskujący na zakrwawionych ostrzach rzeźników Boltona. Wrzeszczący Mikael.
Czym ten chłopak zawinił? Damon-Tańcz-Dla-Mnie rzucający psom na pożarcie
zerwane z Hollarda Przymierze z Bogiem Śmierci. Jon już tyle razy widział
śmierć oszukaną, wyszydzoną. Widział jak sługusi Oskórowanego Człowieka
przemieniają ją w ciągnący się dniami groteskowy spektakl, w niczym nie
przypominający spokoju przejścia w sen wieczny u boku Bezimiennego Boga.
Widział
ten nie zdradzający żadnej ludzkiej myśli lazurowy blask oczu Ythar,
najwierniejszej kobiety, która wyrwała go ze szponów śmierci za życia, z okowów
szaleństwa. W najgorszym koszmarze nie śniło mu się, że własnym mieczem będzie
musiał przerwać jej lodową, niebieskooką pantomimę życia, akt najgłębszej
pogardy wobec majestatu śmierci. Człowiek obrócony w marionetkę Innego, przez
wieczność zatrzymany na progach Domu Bezimiennego Boga. Czy Ythar doznała łaski
śmierci? Czy Inny obrócił w lód jej duszę, tak jak jej ciało?
Chociaż
Hennic Drought miał piękną śmierć. Pełną znaczenia. Oddał życie za Szarą
Kompanię. A może za Hollarda, którego wydobył spod mroźnych ostrzy lodowego
demona?
Może
Hollard już całkiem stracił wiarę w śmierć, a może to śmierć Dornijczyka w
rozlewającym się morzu zła pozostała tym, czym powinno być przejście w objęcia
Bezimiennego Boga?
Włócznik
na kilka dni zanim poległ, przekonywał Hollarda do pozostania w Westeros, bo na
wagę złota będzie wprawy szermierz z valyriańską stalą w ręku.
Czy
Jon przyjmie jego słowa jako testament, który powinien wypełnić? W końcu
przybył do Westeros kierując się wolą wyjaśnienia zaginięcia (a więc znów
zawieszenia między życiem a śmiercią) jedynego krewnego - kuzyna Dontosa. Może
więc zdecyduje się udać na Południe, w stronę Królewskiej Przystani? Z kolei
służąc u boku Stannisa, całym sercem był przekonany, że najbardziej palącą
potrzebą jest obrona Krainy Człowieka przed najazdem Innych i Umarłych.
Mówi
bardzo mało. Na każde pytanie o to, co zamierza zrobić, odpowiada:
-
Mężczyzna musi wrócić.
Nie
mówi już dokąd. Do Braavos? Do Winterfell? Może jeszcze gdzie indziej, a może
nie o podróż mu wcale chodzi?
Jakąś
wskazówką zdają się jego ostatnie kroki, gdy nie mówiąc słowa dobywa miecza i
wyrusza u boku ser Iana Storma i Jona Białego Smoka, by przemierzyć skutą
jeszcze na kamień Zatokę Fok i wyciągnąć niedobitki Wolnych Ludzi z potrzasku
błękitnookiej nie-śmierci.
Zaskakująco
sporo zaś potrafią powiedzieć jego własne oczy. Jeśli tylko ma się odwagę w nie
spojrzeć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)