Dark Fantasy Role Play

mroczne mięcho ku czci Melpomeny złożone w ofierze

  • .
    - Witaj! Poniżej znajdziesz pomysły na przygody, scenariusze rpg, generatory i opowiadania w klimatach fantasy - wszystko (poza poezją i scenariuszami do Gemini rpg) autorstwa Maestro, choć często inspirowane różnymi źródłami. Fani systemów Warhammer, Monastyr, Gemini, Warlock!, Cień Władcy Demonów, D&D, Veasen czy Symbaroum i innych światów RPG powinni znaleźć tu coś dla siebie. Szczególnie chciałbym pomóc początkującym Mistrzom Gry. Nie szukajcie tu rzeczy, które szybko się dezaktualizują. To ma być źródło konkretnych inspiracji do sesji gier fabularnych z niewielkim dodatkiem teorii rpg. Krwiste mięcho role playing.

Omówiłem już, lepiej lub gorzej, bagna i góry - dwie klasyczne scenografie fantasy. Przyszedł czas na najważniejsze, wyjściowe i pierwotne dla przygód spod znaku rpg środowisko - podziemia. Podzielić można je z grubsza na naturalne i sztuczne. Zajmiemy się najpierw tymi pierwszymi, czyli jaskiniami, pieczarami, grotami i kawernami.

Jaskinia to pojęcie najbardziej ogólne, określające każdą dużą pustą przestrzeń w skałach.
Pieczara jest pojęciem pokrewnym, oznaczające podziemną komorę z dostępem do wody deszczowej i częściowo do światła. W pieczarach często są podziemne zbiorniki wodne.
Grota - tak naprawdę pojęcie to oznacza kryptę - to podziemna komnata połączona z powierzchnią tunelem, ale potocznie jest to synonim jaskini i tak będziemy ją traktować.
Kawerna to każda niewielka, pusta przestrzeń w skałach, coś znacznie mniejszego od jaskini.


Czym jest jaskinia mniej technicznym językiem?
To tajemnica skrywana przez chłodny mrok, z dala od ciepła i światła słonecznego, to niepokojące echa i dźwięki, to wyzwolone z podświadomości lęki, to zagadka i niebezpieczeństwo, to potencjalny grobowiec, każdego, kto się zapuszcza w nieznane podziemia.

Jaskinie powstają w różny sposób: podczas krzepnięcia lawy, na skutek długotrwałego działania wody (na takich się skupimy), na skutek erozji, działań lodowca, zapadlisk i innych zjawisk tektonicznych. W scenariuszach rzadko bierzemy pod uwagę morfologię jaskiń, więc i tutaj nie będziemy się tym specjalnie przejmować. Wynotuję po prostu jakie elementy kojarzą się z podziemiami naturalnymi i na co warto zwrócić uwagę podczas planowania i prowadzenia przygody w takiej lokacji.

Jaskinie to dobre kryjówki dla mrocznych mocy czy nikczemników wyjętych spod prawa (ale też władców, jak nasz Łokietek), sekretne skarbce, więzienia, siedliska istot (koboldów, morloków, trolli), sekt i całych plemion czy rodzin potworów, zdegenerowanych kanibali, mutantów, świątynie podziemnych bóstw i prymitywne, starożytne grobowce. Jaskinia to swego rodzaju przedsionek piekła, świata podziemnego zamieszkałego przez demony lub dusze ludzkie.

W podziemiach najczęściej, choć nie zawsze (wszak obok może drzemać wulkan, gejzer lub gorące źródło), jest chłodno albo nawet zimno. Wilgoć, zwykle obecna w większej lub mniejszej ilości wody (lub pary) skrapla się na ścianach, kapie, sączy się, ścieka, szemrze, płynie strużkami, strumykami, całymi podziemnymi rzekami lub nieruchomo zalega w jeziorach pieczar. Chłód i woda są wszechobecne, natrętne, drażniące. Przenikają do kości, do myśli, do snów.
Jeśli chcecie, prowadząc przygodę w takiej lokacji, można co któreś słowo wplatać wyraz "kap", "kap - kap". Imitujcie też echo, powtarzając niektóre dialogi, obniżajcie i podnoście ton głosu by oddać fenomeny dźwiękowe podziemi.

Węglan wapnia obecny w typowych jaskiniach krystalizuje się dzięki działaniu wody w formie kalcytu - minerału, który przybiera różne kształty - od kryształów po nacieki jaskiniowe: stalaktyty (rosnące od góry w dół), stalagmity (rosnące od dołu ku stropowi) i stalagnaty. Te ostatnie to zrośnięte stalaktyty i stalagmity - słupy czy kolumny łączące strop jaskini z jej podłożem, zwanym przez krasnoludy spągiem.
Z przylegających do siebie stalaktytów powstają całe draperie naciekowe, zwisające ze stropu zasłony o przeróżnych, fantastycznych kształtach, lśniących jak zaczarowane w blasku latarni czy pochodni.

Jaskinie mogę być pełne drobnych lub olbrzymich kryształów (na przykład wzmacniających każdy dźwięk), ale też wypełnione lodem i uwięzionymi w nim niezwykłymi stworzeniami, lub pełne zastygłej niezwykle lawy.

W podziemiach jest zwykle wilgotno, podłoże jest pofałdowane, ale gładkie a więc śliskie i zdradliwe. Gdzie niegdzie można stąpać po naniesionych osadach - piasku, żwirze, glinie, kościach, odchodach nietoperzy, itd. Zewsząd słychać kapanie, widać zwodnicze refleksy światła, tańczące cienie. Chyba, że ktoś nie ma żadnego źródła światła. Wówczas nie widać nic, wyostrza się zmysł słuchu, dotyku i węchu. W takich chwilach przypominamy sobie o bogach i modlitwa sama przychodzi na usta.

Na ścianach widać różnokolorowe zacieki, mineralne (w tym solne) wykwity, czasem dziwaczne porosty, niezwykłe plamy, rzadziej naskalne malowidła i symbole. Jaskinia może być leżem niedźwiedzia, tygrysa szablozębnego, smoczym skarbcem lub prastarym cmentarzyskiem zapomnianej rasy olbrzymów. Skalne kształty pokryte liszajami nacieków można łatwo pomylić z ołtarzami ofiarnymi, wielkimi kośćmi, kamiennymi klatkami, przyczajonymi drapieżcami... Widać tu i słychać rzeczy, których nie ma.

W jaskiniach mówimy ciszej, szepczemy, by nie zdradzić swojej obecności czy pozycji potencjalnym nieprzyjaciołom. Poruszamy się ostrożniej, wolniej, czasami pochyleni, trzymając w jednej z rąk latarnię lub łuczywo. Ślizgamy się, ocieramy o lodowate, wilgotne, niemal lepkie ściany, przeciskamy przez wąskie szczeliny, tracimy orientację pośród dziwacznych skalnych kształtów, wijących się przejść, ślepych odnóg tuneli, nisz i kolejnych komór. Podziemne formy przywodzą na myśl trzewia jakiegoś skamieniałego lewiatana, układ pokarmowy gigantycznej, martwej od tysiącleci bestii. Eksplozja lub potężne uderzenie może spowodować zarwanie się części stropu, zablokowanie wyjścia, albo otworzenie się połączenia do innej komory, kawerny czy groty.

W jaskini panuje specyficzny mikroklimat. Można się tu natknąć na zmumifikowane, skamieniałe lub zamarznięte ciało albo zupełnie skorodowany, pokryty kalcytem miecz. Temperatura w ciągu całego roku niemal się nie zmienia.
Na suficie grot za dnia śpią nerwowo nietoperze, zimą całe ich kolonie zapadają w letarg. Pod nimi zbiera się guano, na którym mogą rosnąć niezwykłe, zaadaptowane do mroku rośliny i grzyby. Niektóre z nich mogą być fluorescencyjne, inne mogą do siebie wabić dźwiękami. Kryształy sterczące ze ścian mogą być formą inteligencji, drapieżny mech u wejścia jaskini może żywić się ciepłem żywych istot i nie obawiać się ognia.
Niespodziewany trzepot stada nietoperzy, chaos w ciemności, może śmiertelnie przerazić, do tego stopnia, że postradamy pochodnię, rozbijemy lampę, czy skręcimy kostkę.

Istoty żyjące permanentnie w jaskiniach, czyli w całkowitych ciemnościach, charakteryzują się zanikiem zmysłu wzroku i pigmentu na ciele (lub futrze). Ich skóra najczęściej jest biała lub przezroczysta, uwidaczniająca wewnętrzne organy i ich pracę... U wielu, posiadających zmysły wzroku w zaniku, występować może światłowstręt, strach przed ogniem. Wiele stworzeń jaskiniowych zamieszkuje w wodzie lub jej pobliżu. Ślimaki, wije, robale, skorupiaki, dziwaczne ryby, wielomackowe dennice, przerazy, płazy i gady; jak bazyliszki, amfisbeny czy świecące węże, gwarantują odpowiednią dawkę adrenaliny...

Bardzo często całe partie jaskiń (pieczar) są zalane wodą, czy to płynącą - w formie podziemnych strumieni i rzek, czy stojącą - jak oka, jeziora i całe podziemne morza. W przygodzie jaskiniowej warto umieścić gdzieś motyw syfonu - odcinka tunelu wypełnionego wodą aż po strop (zbiera się ona w najniższym punkcie). Krótkie zalane odcinki da się pokonać nurkując, ale zawsze pozostaje pytanie, czy wystarczy powietrza i odwagi w lodowatej, czarnej jak demoniczna krew wodzie?

Z jaskiniach zdarzają się szczeliny i przepaście, które trzeba przeskakiwać (krawędzie są śliskie), obchodzić lub pokonywać dzięki niebezpiecznej wspinaczce. Są odcinki tuneli tak wąskie, że większość ekwipunku trzeba porzucić.
Ciągnięcie za sobą na linie(lub pchanie przed sobą) pancerzy i długich ostrzy nie jest dobrym pomysłem. W sytuacji, kiedy trzeba będzie uciekać, rozpadliny, syfony i przeciski znacząco podnoszą napięcie. Podobnie jak brak dodatkowego metra liny czy zamoknięcie zapasowych pochodni.
Czas mija szybko, a żywność i źródła światła szybko się zużywają. W zamkniętych,ślepych małych komorach, do których można dostać się tylko nurkując, zużywa się także powietrze. Ciasne przejścia wywołują klaustrofobię. Utknięcie między wąskimi skałami w ciemności, która wydaje się dusić, niemal gwarantuje atak paniki. Szarpanina i wrzaski na pewno zwabią ciekawskich mieszkańców mrocznych miejsc, przyzwą zjawy, duchy zmarłych tu wcześniej nieszczęśników...

Rozdzielenie się drużyny w jaskini to skrajna głupota. Postradanie krzesiwa i hubki lub strata paliwa do latarni kończy się tragicznie. Dobranie odpowiedniego ekwipunku, odzieży i broni to ledwie wyjściowa szansa na przeżycie.

Jaskinie są fascynujące ale też wyczerpują. Wysysają siły z człowieka, mamią zmysły, zwodzą, straszą zachwycając przy tym. Można się w nich zatracić, zgubić na wieki, kręcąc dookoła w poszukiwaniu wyjścia.
W zimnych, wilgotnych pieczarach trudno spać. Bardziej przytulne groty najczęściej mają już swoich lokatorów. Jaskinie mogą być schronieniem, kryjówką, ale i pułapką, ostatnim dramatycznym aktem na drodze poszukiwaczy przygód. Należy czuć przed nimi pokorę, inaczej zemszczą się bezwzględnie.


Z innych naturalnych "podziemi" wymienić należy:
- kratery wulkanów - wygasłych lub nie, najlepiej uśpionych. Poza kominem, którym uchodzi magma, w wulkanie można znaleźć tunele polawowe, komory i kanały uformowane przez lawę.
- wnętrzności gigantycznych istot (np. żółwi wielkości wyspy, jonaszowych megaryb, żołądków gargantuicznych czerwi, itd), do których bohaterowie mają szanse trafić podczas swoich przygód. Ale to już zupełnie inna historia...

Góry to jeden z podstawowych elementów scenografii przygód fantasy.
Poniższe omówienie to oczywiście powierzchowny szkic, ale powinien się przydać prowadzącym, zwłaszcza tym początkującym.
________________________________________________

Pagórki i wzgórza tworzące pofałdowany wyżynny teren, swoiste przedpole gór, to pogórze. Dalej, za nimi, rozciąga się pod niebo łańcuch gór.
Są monumentalne, sięgające chmur, dostojne, potężne, wzbudzające pokorę, odwieczne, niewzruszone, obojętne, surowe, niedostępne. Bywają też ponure, tajemnicze, malownicze, zasnute pasmami mgły, upstrzone plamami lasów i śniegowymi czapami.Stalowo-szare, brunatne, sine, trupioblade czy koloru brudnego ołowiu, mogą być zwarte i smukłe jak rząd pik, albo wypolerowane, wytarte i wygniecione ciężarem czasu.

Widoczny z daleka łańcuch górski, czy kilka charakterystycznych szczytów przywodzić może na myśl głodne, szczerbate zębiska, skorodowane ostrza wymierzone w niebo, potrzaskane kości, drapieżne pazury czy łagodne, krzaczaste garby naznaczone strupami skał.

W zależności od wysokości, pory roku i klimatu flora i fauna gór może wyglądać bardzo różnie. Przyjmijmy jako wzorzec region umiarkowany.
W najniżej położonych obszarach, na pogórzu, występować może las mieszany: bukowo - jodłowy (albo dębowo - klonowy) z olszyną, sosnami, świerkami i jaworami. Jeśli ktoś chce można tam także umieścić sekwoje. Z roślin wymieńmy trujące tojady, słonecznice, parzydła, paprocie, fiołki i trawy. Wyżej znajdują się karłowate drzewa liściaste, jarzębina, i różne odmiany iglaków: sosny, świerki, choiny,
limby, a jeszcze wyżej pojawia się kosodrzewina,jarząb, z roślin rdesty, zawilce, widłaki. Na szczytach wysokich gór rosną niemal tylko porosty.
W świecie zwierząt warto odnotować niedźwiedzie, wilki, lisy, zające, jelenie, rysie lub pumy, jeżozwierze, szopy, kozice, świstaki, kruki, orły, sępy, puchacze, drozdy, głuszce, harpie...
Zdarzają się płazy: salamandry i traszki. Z gadów na pewno spotkać można przeróżne jaszczury,jaszczurki, węże (żmije lub grzechotniki), bazyliszki. No i, oczywiście, smoki ;-)

Za zielonymi, pofałdowanymi wzniesieniami pogórza wyrastają potężne lesiste stoki, ciągnące się aż do wyniosłych stromizm gór na horyzoncie - nieskończonej perspektywy postrzępionych skał i ostrych grani, ginących gdzieś w oddali, gdzie dostojnie wznoszą się ośnieżone szczyty. W niektórych miejscach pasmo górskie zdaje się być rozcięte przez potężne szczeliny, poprzez które, gdy słońce zaczyna się obniżać, raz po raz widać białe refleksy wodospadów.

Góry to kraina samotnych granitowych głazów, niewielkich sosnowych zagajników, spłowiałego mchu i małych żywotnych kwiatków i roślin, które można znienacka znaleźć w osłoniętych od wiatru miejscach. Kraina pustych, surowych krajobrazów i poznaczonych zmarszczkami, tonących w cieniach skał, wrzosów i kolcolistu, niespokojnych szarych chmur i niestałej pogody. Zdarza się, że wicher dmie tak, jakby miał do przekazania słuchaczowi nieskończony smutek, nie dający się wyrazić słowami.

Pełno tu cieni, a zmrok nadchodzi nagle, niespodziewanie. Ciemność skrada się od samego bladego świtu.Odległości w górach są złudne, czas ulotny, a pogoda stokroć bardziej zmienna niźli kobieta.
Deszcz zamienia wąski, skalisty szlak w zdradliwą, śliską rynnę.
Wicher szarpie ubraniem, próbuje zepchnąć w przepaść, siecze zimnem i mrozi do szpiku kości.
Burza z piorunami to prawdziwy horror, groźba lawiny, zasypania, obsunięcia się ziemi. A to wszystko tylko wiosną i latem, bowiem zimą w góry wybiera się jedynie szaleniec...

Szlaki górskie, jeśli w ogóle istnieją, wiją się, prowadzą na manowce, nagle się urywają; gdzie indziej to wspinają się, to biegną stromo w dół albo prowadzą wąskimi półkami nad przepaścią, niepewną granią, skalnymi mostami nad szczelinami, trawersują pochyłe zbocza, przecinają wartkie potoki i nikną w rumowiskach.

W górach roi się od band zbójców, dziwnych pustelników, czarowników-eksperymentatorów, tajemniczych monastyrów, wszelkiego rodzaju ludzi i istot bezpiecznych w swoich niedostępnych, wysokich kryjówkach. Można natknąć się tam także na ponure zamczyska, groźne górskie fortece, góralskie wioski, kamieniołomy, strażnice i forty, wieże czat, pracujące i opuszczone kopalnie srebra i soli, osady poszukiwaczy złota, pasterskie szałasy, groty i jaskinie, obozy osadników na przełęczach...

W górach każdy usłyszy twój krzyk, ale jego odbite od wielu skalnych powierzchni echo niekoniecznie pozwoli cię odnaleźć. Głośny hałas czy eksplozja zdolna jest wywołać lawinę, osypisko,tąpnięcie, trwale zatarasować szlak albo zrzucić z niego całą karawanę. Konwoje osadników, którzy nie zdążyli przekroczyć gór przed zimą, często odnajdywane są po wiosennych roztopach lub nawet wielu latach. Zamarznięte ciała o szklistych oczach i włosach lśniących od kryształków lodu to upiorny widok, który zapada w pamięć do końca życia...

Góry pełne są niespokojnych duchów, surowych i popędliwych bóstw, niespokojnych żywiołaków, cierpliwych padlinożerców i głodnych drapieżników.


Co jeszcze można znaleźć w górach? Jak nazwać poszczególne elementy krajobrazu?

Koleby / koliby(naturalne zagłębienia i wnęki pod skałami) dają ochronę przed deszczem i piorunami, często są schronieniem pasterzy i pustelników, albo leżami dzikich zwierząt.

Hale (stosunowo płaskie, trawiaste obszary do wypasu w wysokich górach) i połoniny (dobre jako pastwiska łaki i rozległe płaskie obszary w niższych partiach gór / niższych górach jak Beskidy)często poznaczone są niskimi murkami z polnych kamieni i prostymi szałasami. Owce, kozy, psy pasterskie, kołujące na niebie sokoły, świstaki kryjące się po norach - to stałe elementy górskich pastwisk latem.

W dużych nieckach - kotlinach pogórza i dolinach między szczytami, rozrzucone są osady górali - szczerych, prostolinijnych, twardych, ale i radosnych ludzi (bądź nieludzi). Znają oni góry jak własną kieszeń i je szanują. Okoliczne wąwozy, przełomy rzek (kaniony), malownicze wodospady, lodowate, krystalicznie czyste strumienie pełne pstrągów, leśne ostępy, wodne oka, pieczary i kawerny nie stanowią dla nich tajemnicy, ale nie podzielą się swoją wiedzą z byle kim.

W górach, poza szczytami, spotkać można:
-zbocza (pochylona powierzchnia wklęsła) i stoki (bardziej wypukłe powierzchnie),
-żleby (wklęsłe, rynnowe i stromościenne wcięcia w zboczach powstałe na skutek erozji),
-wypukłe żebra skalne wyglądające jak przypory wierchów,
-granie (strome, ostre i skaliste grzbiety lub pasma górskie o ostrej krawędzi utworzone przez stykające się zbocza),
-postrzępione turnie (niedostępne, skaliste, ostre szczyty o stromych, nawet pionowych ścianach),
-samotne kolumny skalne przypominające maczugi czy grzyby,
-rumowiska / rozwaliska skalne (obszary pokryte rumoszem czyli okruchami skalnymi: żwirem, drobnymi blokami kamienia)
-gołoborza, czyli rumowiska skalne na stoku
-piargi, czyli rumowisko skalne u podnóża stoku

poza tym przepaście, strome urwiska, szczeliny, wąskie półki, nawisy, urwiska, kominy którymi można się wspinać zapierając o blisko siebie położone ściany i wiele, wiele więcej...

Szczurołap

Posted by Maestro On 2 komentarze

Pomysł na prostą przygodę, jakich nie brakuje na szlaku, w punkcie wyjścia oparty o starą niemiecką legendę spisaną przez Jacoba i Wilhelma Grimm.


Premudium, czytane w całkowitej ciemności:

W zimnej ciemności szlocha samotne dziecko. Drobne dłonie zaciśnięte w piąstki nie mogą zatamować łez. Małe ramiona drżą. Płacz malucha niesie się echem, powraca zwielokrotniony, jakby w mroku rozpaczały dziesiątki, setki podobnych dzieci, równie przerażonych. Tylko ciemność słucha tej rozdzierającej serce skargi niewinnych…

Nagle, poza szlochem słychać coś jeszcze. Dziwną melodię dobiegającą z daleka… coraz bliższą. Jest szybka, skoczna ale niepokojąca, powoduje szybsze bicie serca. Dźwięk piszczałki, może fletu, zbliża się – rozpaczające dziecko milknie. Odrywa dłonie od zapłakanej twarzy. Duże, ślepe w całkowitej ciemności oczy o wielkich źrenicach rozszerzają się jeszcze bardziej, zaczerwienione lico malca blednie. Teraz przepełnia go strach jeszcze większy, niż przed chwilą, choć zdaje się to nie możliwe…


Zapalamy świece, włączamy klimatyczną muzykę i jazda!

Drużyna trafia do pogrążonego w żałobie miasteczka Hemeln. Mężczyźni są milczący, o zaciśniętych ustach i zaczerwienionych oczach, wielu pogrąża się w alkoholowym otępieniu, kobiety płaczą, pocieszają się w grupach. Praca leży zaniedbana, stragany porzucone, psy włóczą się po pustych, cichych ulicach. Jakieś nieszczęście nawiedziło to miejsce…

Niedawno Hameln cierpiało od wielkiej plagi myszy i szczurów. Nikt nie mógł sobie poradzić z tym przekleństwem, prośby do bogów, kolejni wynajmowani szczurołapowie i alchemicy - wszystko zawodziło. Pewnego dnia w miasteczku zjawił się człowiek w kurtce uszytej z wielu kawałków kolorowych, jaskrawych materiałów, w błazeńskiej czapce z dzwoneczkami, dlatego nazwano go "cudakiem". Podawał się za niedościgłego szczurołapa, mistrza nad mistrzami w rozgramianiu wszelkich szkodników i obiecał, że za konkretną, olbrzymią sumę pieniędzy uwolni miasto od plagi w ciągu godziny. Mieszczanie ugodzili się z nim i obiecali żądaną sumę pieniędzy. Wówczas komediant wyciągnął piszczałkę, zagrał na niej, a wtedy szczury i myszy powychodziły ze wszystkich domów, kanałów, piwnic i ustawiły się za nim. Szczurołap skierował się ku bramie miasta, a cała gromada zwierząt podążała jego śladem jak zaczarowana. Gdy doszedł do rzeki Wezery płynącej nieopodal murów miejskich, zdjął ubranie i wszedł do rzeki, a za nim ruszyły wszystkie zwierzęta, które się potopiły (choć szczury dobrze pływają).
Gdy mieszczanie zorientowali się, że zostali ostatecznie uwolnieni od plagi, zaczęli pod różnymi pozorami wymawiać się od zapłacenia obiecanego cudakowi honorarium, a kiedy szczurołap zaczął ich upominać i grozić wyrzucono go z miasta z mieszkiem marnych szylingów. Trzy dni później, w samo południe pojawił się znowu. Tym razem ze strasznym wyrazem na pomalowanej na biało-czerwono twarzy i w czarnej pelerynie. Ponownie na ulicach miasteczka zabrzmiała piszczałka. Tym razem jednak miała inny dźwięk. Natychmiast wyszły z domów nie myszy i szczury, ale dzieci, chłopcy i dziewczynki, od trzeciego roku życia, a wśród nich była także już prawie dorosła córka burmistrza. Cała czereda podążała za nim, a on wywiódł ją za miasteczko na zarośnięte wzgórza, gdzie wraz z nimi przepadł. Widział to pasterz, który z ranną owieczką na ramionach nadszedł z daleka (był poza zasięgiem melodii), a potem wrócił do miasta, przynosząc tę wiadomość. Rodzice ( i inni dorośli) pod wpływem melodii całkowicie sparaliżowani, teraz całą gromadą wyszli i przerażeni szukali swoich dzieci. Wysłano posłańców do wszystkich miejscowości, aby dowiadywali się, czy ktoś nie widział dzieci, choćby tylko niektórych. Wszystko na próżno. W sumie zginęło czterdzieścioro dzieci (tą liczbę można zaniżyć – zależy to od wielkości osady). Dzień później dwoje z zaginionych dzieci wróciło do Hameln - z tego jedno oślepło, a drugie oniemiało; niewidome nie potrafiło pokazać miejsca, ale mogło powiedzieć, gdzie grajek ich zaprowadził, a drugie znało (widziało) miejsce, ale nic nie słyszało… Ktoś podobno widział w dniu porwania płynące z nurtem Wezery dziecko, ale sprawdzenie długiego odcinka rzeki niewiele dało. Ta, zdawało by się nieistotna informacja, może się jednak bardzo przydać BG w dalszej części przygody. Ktoś ją powinien drużynie przekazać!

W Hameln oferują wielką nagrodę (w tym honorowe obywatelstwo miasteczka lub jakąś zaszczytną funkcję) temu, kto sprowadzi dzieci z powrotem. Mieszkańcy uważają się za przeklętych, dotkniętych klątwą, żałują swojej lekkomyślności i błagają o pomoc.

Oczywiście zakładamy, że bohaterowie graczy podejmą się wyzwania, licząc, że nie zostaną tak okpieni jak wcześniej mściwy szczurołap, zapewne czarnoksiężnik.

Pierwszą trudnością będzie wyciągnięcie informacji z dwójki kalekich dzieci. Niech to będzie pięcioletni chłopiec i o dwa lata starsza dziewczynka – rodzeństwo. Ich rodzice mają opory przed udostępnieniem swych przestraszonych pociech grupie mniej lub bardziej obszarpanych awanturników (wcześniejsze próby przesłuchania dzieci nie powiodły się). Kiedy się to już uda, okaże się, że maluchy nie mają ochoty „rozmawiać” o strasznym dniu, w którym tak je okaleczono. Potrzeba tu cierpliwości i ciepła – jednym słowem odpowiedniego podejścia. Kiedy dzieci (pamiętajmy o ich wieku!) zaczną wreszcie przekazywać informacje (chłopiec niemowa za pomocą gestów, dziewczynka drżącym głosem), to będzie to raczej odpowiadanie na pytania prostym „tak” lub „nie”.

Bohaterowie dowiedzą się w ten sposób, że uprowadzone dzieci dotarły do zalesionych wzgórz kilka mil za miastem (to wiadomo już wcześniej), przekroczyły zimny strumień i zbliżyły się do kilku skał, czy może wielkich głazów, na których rosły dwa splątane konarami, krzywe drzewa – w tym jedno uschnięte. Tam melodia się zmieniła (o tym fragmencie trudno jest dzieciom „opowiadać”, wahają się i sugerują pytaniami bohaterów) - wówczas to pięciolatek stracił głos a dziewczynka oślepła (związane t było z działaniem dzikiej magii). Dzieci, wciąż przymuszone melodią wspięły się na skałę (najpierw te większe i starsze) i robiły „coś” wokół drzewa. Przestraszony niemy pięciolatek będzie miał problem z wytłumaczeniem (w końcu się rozpłacze), że posłuszne poleceniu Komedianta dzieci, odchyliły od głazu uschnięte martwe drzewo, a wówczas reszta po kolei zniknęła pod ziemią. W rzeczywistości dzieci, jedno po drugim, weszły w dziurę pomiędzy kamieniami. Rodzeństwo było na końcu szeregu i kiedy grajek na chwilę przerwał grę by wydać jakieś polecenie, jakimś cudem udało im się uciec. Nie wiedzieli, jak ostatnie z dzieci znika pod ziemią wraz ze szczurołapem, a zwolnione z uchwytu uschnięte drzewo wraca (za pomocą drugiego, splątanego z nim gałęziami) na swoje miejsce zaś jego martwe korzenie maskują ślady istniejącego przejścia.

Tak czy inaczej drużyna musi dotrzeć na wzgórza, popisać się kilka razy tropieniem (w okolicy krążyło lub krąży wiele podobnych grup poszukiwawczych), odnaleźć skałę i dwa splecione ze sobą drzewa.
Czy do celu doprowadzą talenty tropiciela, maga czy umiejętne przesłuchanie dzieci, to zależy tylko od drużyny.

Na miejscu jest trochę śladów (jakaś wstążka, połamane gałęzie, zdarty z głazu mech, itd.), ale nigdzie nie widać miejsca ukrycia wielkiej gromady dzieci ani żadnego wejścia pod ziemię. Skała jest spękana i właściwie składa się z kilku olbrzymich, stykających się ze sobą głazów (cały zagajnik jest na jednym z kilku rozległych wzgórz) więc teoretycznie pomiędzy nimi może być jakaś pusta przestrzeń, jednak nie widać żadnego śladu wejścia. W tym miejscu można (jeśli ktoś to potrafi) wyczuć magię.

Cały trik polega na tym, żeby użyć siły (wystarczy jeden wojownik) i w odpowiednim kierunku popchnąć jedno z dwóch drzew (to uschnięte) rosnących na szczycie skały. Obumarły, ale nie spróchniały, pień odchyli się na części swych korzeni jak na zawiasach, odsłaniając pionową szczelinę w skale, dotąd zamaskowaną bezpośrednio pod drzewem. Kiedy puści się uschnięte drzewo, to za sprawą przyciągania splątanych gałęzi żywego towarzysza, powoli powróci ono na swoje miejsce ponownie zasłaniając otwór. Całość zostało dodatkowo wzmocniona i zamaskowana magią – korzenie uschniętego drzewa wbijają się w szczelinę i ukrywają większość podejrzanych śladów.

Szczelina jest wystarczająca, by zmieścił się w niej dorosły człowiek i prowadzi niemal pionowo w wilgotną, pełną robactwa ciemność między głazami. Dziura nie jest głęboka. Prowadzi do niewielkiej naturalnej komory (czy BG mają źródło światła? Oczywiście należy iść gęsiego i nie dźwigać na sobie całości bogatego uzbrojenia), skąd dalej biegnie w głąb wzgórza ziemno-skalny korytarz opadający po spirali w dół.

Wzgórze było niegdyś kurhanem, o komorze grobowej splądrowanej i zapomnianej już przed setkami lat. To tam prowadzi wijący się korytarz. Z głównej komory (w której oczywiście są pradawne kości, zbutwiałe skóry, może jakieś naskalne malowidła – np. przodków krasnoludów – decyzja MG) jest tylko jedno wyjście – ponownie korytarz, tym razem wygodniejszy i większy, prowadzący pod kątem 30 stopni w dół po linii prostej. Podziemny korytarz umocniony jest kamiennymi stemplami i ciągnie się dobre 200 metrów. Na jego końcu jest grota, niegdyś stanowiąca obóz miejscowych zbójców, teraz tylko siedlisko nietoperzy (jeśli na zewnątrz jest dzień, to pewnie śpią, ale się obudzą) i może czegoś jeszcze. To coś mogło dopaść jedno czy dwoje dzieci prowadzonych tu przez grajka. Zwłoki maluchów to bardzo ponury akcent tego miejsca. Reszty dzieci jednak tu nie ma.

Grota jest długa, złudnie rozległa, zdradliwa, zimna i wilgotna. Pośród stalaktytów i stalagmitów, kapania wody, tańczących cieni i ech, drużyna znajdzie pewnie wyjście. Przez nie dostają się tu nietoperze i tędy wydostały się dzieci zaczarowane melodią szczurołapa. Wyjście, niemal niewidoczne z zewnątrz, znajduje się nad zarośniętym brzegiem rzeki Wezery, nieopodal płytkiego brodu. Kamieniście tu i zdradliwie (są też resztki padliny – gryzoni z Hameln) więc dzieci niekoniecznie były tędy prowadzone. A może jednak? Jeśli drużyna przypomni sobie informację o dziecku niesionym z prądem rzeki, to być może przekroczy bród i zacznie tropić we właściwym miejscu.

Minęło kilka dni od porwania, bród i prowadzący dalej trakt jest stosunkowo często uczęszczany, więc ślady są trudne od odnalezienia. Od czego są jednak bohaterowie?

Incydenty po drodze, przeszkody i wskazówki, MG może mnożyć do woli. Niedaleko jednak musi znajdować się miejsce (zapewne gracze trafią tam po zmroku), gdzie obozuje grajek – szczurołap. Jest sam i na razie zachowuje się cicho. Mimo, że jest oszołomiony narkotykiem, podejść go będzie trudno, a pokonać magię melodii (może ona obezwładniać, paraliżować, uwodzić lub rozkazywać), kiedy już zacznie ją grać, jeszcze trudniej. Bohaterowie mogą zatkać sobie uszy albo zastrzelić porywacza z daleka. Na pewno wymyślą coś kreatywnego. Zabijać cudaka nie powinni, bo kto wskaże im wówczas położenie zaginionych dzieci?

Zakładam, że drużyna pokona magię melodii i skutecznie przesłucha szalonego komedianta. W chwili ataku jest pod wpływem narkotyku i można, a nawet należy go odgrywać jak groteskową postać batmanowskiego „Jokera”. W rozmowie z cudakiem niewiele rzeczy prócz przypalania skutkuje. Szaleniec śmieje się śmierci w twarz, filozofuje, porównuje się z bohaterami, symuluje itd. Najlepiej zabrać mu narkotyk i poczekać, aż odezwie się w nim głód używki lub będzie pragnął nią zniwelować zadawany ból. Bohaterowie mogą się wówczas dowiedzieć, że grajek jest w bliskich stosunkach z jakąś sektą lub wstrętną rasą (w Warhammerze będą to Skaveni, w Monastyrze Deviria) i kiedy został oszukany w Hameln, ubił inny interes (tak naprawdę sam zwabił szkodniki do miasta, żeby móc wykonać swój obłędny plan). Porwał i sprzedał dzieci czarnym charakterom jako niewolników / zakładników/ króliki doświadczalne do eksperymentów na ludziach. Nie zapłacono mu złotem tylko narkotykiem (lub i „spaczeniem” jeśli to Warhammer).

Ot i wszystko. Przynajmniej w tym tekście, bo przed bohaterami jeszcze wiele wysiłku. Muszą szybko odnaleźć handlarzy niewolników / szczuroludzi, odbić dzieci, uratować świat ich zrozpaczonych rodziców, wymierzyć sprawiedliwość lub jej namiastkę „tym złym”. Ale dopilnowanie tego to już wasze zadanie, Drodzy Mistrzowie.

Pozdrawiam!

Aha,
Flet szczurołapa to oczywiście magiczny artefakt. U mnie, a stworzyłem tą przygodę pod Warhammera, była to specjalnie spreparowana kość elfia (pusta w środku jak u ptaków), poddana skaveńskiej obróbce. Wewnątrz fletu znajdował się zielonkawy, ostry jak monomolekularne włókno włos demona z ochłani Chaosu. Zamknięty w instrumencie nikomu nie wadzi, ale po rozłupaniu delikatnego fletu „monowłókno” może boleśnie zranić. Albo ożyć i jak wicień wniknąć pod skórę pechowego bohatera.
Takie finały są najlepsze, prawda?

Słodkie szkraby, pocieszne berbecie, urocze, małe niewiniątka… Dzieci. W ponurych światach niebezpiecznych przygód te małe istotki mogą stać się bardzo groźne albo bardzo smutne, same doświadczając potworności znanych z pierwotnych, brutalnych wersji baśni braci Grimm lub z naszej szarej rzeczywistości.
Mam dla Was garść motywów związanymi z dziećmi właśnie. Motywów mniej lub bardziej ogranych i znanych, inspirowanych różnymi źródłami. Na 1 czerwca z tym nie zdążyłem…


- Dzieci jako ofiary BG

MG może poprowadzić taką przygodę jako przerywnik, oderwanie się od ciągu scenariuszy czy większej kampanii i refleksję nad poprzednią sesją, w której gracze dali akurat upust swoim (lub swoich bohaterów) morderczym instynktom. Drużyna znów kogoś zabiła, ukatrupiła kolejnego mniej czy bardziej bezimiennego łotra, a może całą ich gromadę? Może bohaterowie spalili kilka chałup w napotkanej wiosce, usiekli bandytów, kultystów czy gardłujących wieśniaków? Jeśli tak się stało, to prowadzący może zafundować graczom następujący pomysł.
Wcielą się w gotowe, rozdane przez MG role, role dzieci. Smarkacze znają się, wychowywali się razem, psocili i tłukli się między sobą regularnie żyjąc mniej lub bardziej sielankowo pod opieką dorosłych. Teraz tych dorosłych - rodziców, może nauczycieli, starszego rodzeństwa lub kuzynostwa – zabrakło. Zginęli przez jakąś bandę awanturników, wędrownych zbirów (oczywiście chodzi o standardowych bohaterów graczy). Opiekunowie zostali przez nich zamordowani lub uśmierceni z powodu ich decyzji. Możliwości może być dużo.

Przygoda opowiada o tym, jak dzieci postanawiają pomścić swoich bliskich. Organizują się (być może będzie tu potrzebny jakiś prowodyr będący Bohaterem Niezależnym), namawiają, emocjonują i postanawiają działać. Chcą pomścić swych opiekunów, ruszają w ślad za drużyną bohaterów.
Myślą jak dzieci i potrafią tyle co dzieci, ale cóż z tego? Odebrano im coś bardzo ważnego i nie godzą się na to.
Gracze dosyć szybko zorientują się, że przyszło im grać „drugą stroną”. Poznają racje swoich niedawnych przeciwników, czy raczej ich podopiecznych, ba - będą musieli sami te racje przedstawić, oczywiście bardziej emocjonalnie niż racjonalnie.

Jak wszystko się skończy? Czy dzieci skonfrontują się z drużyną? Czy ich atak będzie miał miejsce na tej sesji, czy na początku następnej – kiedy gracze wrócą już do swoich standardowych bohaterów?
Mistrz Gry musi dobrze to przemyśleć.



- Dzieci mroku

Kolejna wioska gdzieś na prowincji, z dala od dużych miast, pośród kłosów pszenicy, która już dawno powinna zostać ścięta. Być może niedawno w okolicy miała miejsce wojna, zaraza – drużyna BG może ale nie musi zdawać sobie z tego sprawy. Dla niej to kolejny przystanek na drodze poszukiwacza przygód. Zapomniane plony, zaniedbane obejścia, puste chaty… To na pewno zdziwi BG. Na pierwszy rzut oka sioło wydaje się być opuszczone. Wszędzie pełna napięcie, dziwna cisza… Żadnych zwierząt, śladów walki. Mieszkańcy mogli zbiec z jakichś powodów do lasu lub zamku swego pana, ale musiało się to stać wiele dni temu…
Nagle okaże się, że w wiosce jednak jest życie! Mieszkają tu ludzie. Dzieci. Ze strachu przed BG proces ujawniania będzie długotrwały, nadejdzie wieczór. Samodzielne, obdarte, umorusane sieroty w różnym wieku, żadne nie starsze niż 12 lat. Z niepewnością ugoszczą bohaterów, opowiedzą o wojnie lub zarazie, która zabrała rodziców. Będą nieskładne, nieprecyzyjne. Mogą wzbudzić podejrzenia. Potem (oby nie było za późno dla BG) okaże się, że cała sprawa ma się zupełnie inaczej. Dzieci zabijają dorosłych, oddają ich w ofierze jakiemuś mrocznemu bóstwu – idolowi mającemu swój ołtarz w pobliskiej jaskini / sadzie / polu. Tak zginęli ich rodzice i wszyscy trafiający do wioski. Czy dzieci opętał demon? Czy pomieszały się im zmyły (np. od sporyszu)? Czy stoi za tym jednak jakiś dorosły (nekromanta, demonolog)? Przyczyny mogą być różne, niektóre dzieci mogą być niewinne, zdominowane przez resztę. Co uczynią bohaterowie?

Po inspiracje odsyłam do filmu „Dzieci kukurydzy” i lektury „Władcy Much”.



- To przecież twoje, nie pamiętasz?

Kiedy bohaterowie po dłuższej nieobecności (minimum 9 miesięcy) wrócą w odwiedzane niegdyś strony, na jednego z nich czeka niespodzianka. Podrzucony pod drzwi izby koszyk z wrzeszczącym niemowlakiem i krótkim liścikiem, nieznana, roztyta niewiasta z niemowlęciem na rękach i wyrzutem w oczach albo informacja o śmierci znanej kobiety w połogu i niemowlęciu / dziecku oddanym do sierocińca z wiadomością, kto niewątpliwie jest jego ojcem. Cóż uczyni wybrany bohater (zakładam, że sytuacja dotyczy tylko jednego BG, chyba że drużyna współdzieliła fizyczną miłość do konkretnej niewiasty – może o tym nie wiedząc?? Zdecyduje się łożyć na dziecko? Zadbać o odpowiednich, zastępczych opiekunów (w przypadku śmierci matki)? Ożenić się (w przypadku kiedy matka żyje)? Nazwać dziecko? Przygarnąć? Jeśli tak, to może ktoś inny jest już emocjonalnie związany z berbeciem? Być może jego matka ma już męża, który jednak nie nadaje się na ojca?
Prowadzący może całą sytuację bardzo skomplikować (matka żyje, ale jest śmiertelnie chora, jej rodzice domagają się decyzji BG, wioska grozi drużynie wendettą, itp. itd.)a reszta bohaterów (o ile naprawdę są przyjaciółmi)też znajdzie sobie zajęcie - chociażby w postaci pomocy towarzyszowi w rozwiązaniu niespodziewanej sytuacji. Nie na każdej przygodzie trzeba eksplorować podziemia.


INNE POMYSŁY

Zlecenia z dziećmi mogą być bardzo różne i dwuznaczne moralnie. Wiele drużyn zapewne nie wzdrygnie się przed wykonaniem zlecenia porwania (zabicia?) kogoś dla pieniędzy, zwłaszcza jeśli ten ktoś zostanie przedstawiony w bardzo złym świetle przez pracodawcę bohaterów. Jeśli jednak okaże się, że cel tak naprawdę jest dzieckiem lub takowe, kochające go, posiada, sytuacja zapewne nagle i radykalnie się zmieni. Tylko że BG mogą być zmuszeni do wykonania zadania poprzez przymus, np. szantaż.

Niewinne, zapłakane dziecko może się okazać zamaskowanym potworem. Kto pozwoli na jego skrzywdzenie, nawet osobie krzyczącej „Tnij, to wampir!” (najlepiej jak będzie to krzyk w języku obcym, niezrozumiałym dla BG)? Gracze mają opory przed krzywdzeniem dzieci ( i bardzo dobrze) i MG może to odpowiednio wykorzystać przeciwko ich bohaterom. Bezwzględna, zmiennokształtna, inteligentna istota na pewno wykorzystała by tą ludzką słabość. To ostatnie zdanie oczywiście nie odnosi się do prowadzącego ;-))

Zlecenie ochrony rozwydrzonego do granic możliwości siedmiolatka (albo całej grupki) to zadanie karkołomne. Takiemu wyzwaniu może nie sprostać nawet grupa zaprawiona w walce z orkami i Siłami Ciemności. A na siedmiolatka zapewne coś lub ktoś czyha i da o sobie znać właśnie w tym momencie, kiedy bohaterowie zmęczą się niańczeniem smarkacza… Groteskowa, humorystyczna na pozór przygoda może mieć tragiczny finał, jeśli bohaterowie się nie postarają.

A może drużyna ma przewieźć chłopca, sierotę, do pewnego klasztoru, gdzie zostanie on wykastrowany jak trzeba? Dzieciak ma piękny głos i jego opiekunowie chcą, żeby mutacja okresu dojrzewania nie zmieniła tego. Bohaterowie przez przypadek dowiedzą się tego, podczas podróży zaprzyjaźnią z chłopcem. Co zdecydują się uczynić w finale? We wszystkim chodzi o wielkie pieniądze, o prestiż, o władzę. Nie jest łatwo w tym wszystkim znaleźć miejsce na przyzwoitość i sprzeciw wobec brutalnych reguł rzeczywistości.

O nagłym odmłodzeniu drużyny do wieku dziecięcego nie będę już pisał. Sami jednak możecie się domyślić, że w światach magii taki przypadek jest całkiem prawdopodobny. Jak skończą bohaterowie fizycznie cofnięci do wieku pięciolatków? Przestanie być zabawnie kiedy trafią do sierocińca a ich ekwipunek zostanie skonfiskowany, prawda?

Ostatnim pomysłem, najbardziej chyba pasującym do świata Warhammera, jest mutant lub demon, który rodzi, czy raczej "produkuje" z siebie istoty – swoje sługi - wyglądające jak dzieci (lub halflingi). Wszystkie te homunkulusy / pomioty są ograniczone umysłowo i fizycznie identyczne, jak klony czy bliźniaki jednojajowe. Jedyne co potrafią wołać to „Mamo, mamo!” Strzegą swego rodziciela jak mrówki królową i wyglądają jak słodkie sześciolatki. Na pewno na chwilę poważnie skomplikują życie drużynie tropiącej w okolicy mutanta. Ta chwila może być bardzo istotna…

To tyle.

Na koniec warto pamiętać, że dzieci, czy raczej potomstwo, ma większość istot, nawet tych odrażających (niekoniecznie nikczemnych), zamieszkujących ponure światy dark fantasy. Uczucia rodzicielskie bywają zaś silniejsze niż wszystko. Wspomnijcie chociażby „Beowulfa” i matkę Grendela. Z motywu rodzic - dziecko można zbudować całą epopeję...

Ja gorę, gorę!

Posted by Maestro On 0 komentarze

Prosta (dla MG) i krótka przygoda z elementami grozy kierowana dla początkujących i średnio zaawansowanych postaci i graczy przedkładających nastrój oraz odgrywanie nad zawrotną akcję.

Drużyna dzielnych poszukiwaczy przygód, zmęczona po całym dniu wędrówki, zbliża się do niewielkiej wioski. Łany zboża (o ile to nie ponura deszczowa jesień) głaskane przez ciepły wiatr szumią usypiająco, jak piasek przesypywany w klepsydrze. Świerszcze grają niemrawo, leniwie. Jest parno, idzie na burzę. Nad chatami widać siwe dymy z kominów, wreszcie będzie można coś zjeść – miskę kaszy ze skwarkami, pajdę chleba ze smalcem, placek czy chociaż groch z kapustą. W brzuchach burczy, do ust bohaterów napływa ślina. Wreszcie zasłużony odpoczynek…
Kiedy drużyna dochodzi do obrośniętej łopianem niewielkiej kapliczki stojącej nieopodal drogi prowadzącej do wioski, słyszy rozdzierający kobiecy krzyk. Sielanka pryska, słońce przysłaniają chmury, wiatr przybiera na sile. Nie jest już ciepły – teraz szarpie odzież, chce zerwać kapelusze.
Krzyk się powtarza. Rozpaczliwy. Jak wołanie o pomoc albo protest. Niewątpliwie dobiega z sioła, spomiędzy chat.

Kiedy bohaterowie tam dotrą, zapewne biegiem, zobaczą niecodzienny obrazek. Oto na placyku w centrum wioski, pod drewnianym palem, usypano niewielki stos, na który prowadzona jest młoda niewiasta, skrępowana i cierpiąca. To ona krzyczy i szlochając błaga o łaskę co chwila szarpiąc się w rękach dwóch rosłych chłopów. Obok stosu, mając za widownię blisko czterdziestu miejscowych, stoi szczupły mężczyzna w ciemnym odzieniu z symbolem religijnym na piersi. Modli się głośno, na kapłana jednak nie wygląda. Długie buty do konnej jazdy, rękawice zatknięte za pas i brzeszczot obciążający biodro zdradzają kogoś w stylu łowcy czarownic. Bardzo młodego, bardzo przystojnego i najwyraźniej równie religijnego łowcy…
Kobieta krzyczy „Nieeeeeeeeeee!”, „Opamiętajcie się”, „Litości”, wyrywa się, płacze. Dookoła ludzie patrzą milcząco, obojętnie. Jakiś piegowaty chłopak, uśmiechając się jak idiota, trzyma w rękach płonącą pochodnię trzy kroki za modlącym się przystojniakiem.

Jeśli bohaterowie nie zareagują, dziewczyna zostanie przywiązana do pala, a stos zapłonie. Buchnie gęsty dym, przysłaniając wyjącą kobietę, ogień zacznie łapczywie pożerać drewno. Chwilę później, tuż przed uduszeniem się (będzie już za późno na interwencję), niewiasta wykrzyczy swoje ostatnie słowa.
„Przeklinam was, przeklinam was wszystkich! Ogień, ogień! Niech was pochłonie, jednego po drugim. Ogieeeee…” Skona, a jej ciało zaczną ogarniać płomienie. W powietrzu rozniesie się ohydny, słodkawy zapach. Kilka osób odejdzie, skryje się w chatach. Młodzieniec, zdecydowanie tutaj nie pasujący, strzepnie z rękawa pył i ruszy do wioskowej gospody, małego parterowego budynku nieopodal. Kilku chłopów z wiadrami wody baczy, by ogień nie wymknął się spod kontroli. Mieszkańcy wioski milczą, nasyceni widowiskiem, przepełnieni grozą.

Jeśli drużyna spróbuje zapobiec kaźni natrafi na poważne problemy. Wieśniacy zaczną wyzywać bohaterów od obcych i przybłędów, w dłoniach niektórych pojawią się widły, siekiery, sierpy (albo kosy). Jeśli postaci wyglądają na szlachciców albo bardzo groźnych wojowników, chłopi nie będą się wyrywać, poprzestaną na gardłowaniu i zezowaniu na młodego mężczyznę w czerni, który najwyraźniej jest tu prowodyrem.
Kimkolwiek by nie byli BG, młodzieniec spokojnie zbliży się do nich prosząc o spokój i donośnym, pewnym głosem spyta o imiona i pochodzenie bohaterów, a następnie, nie speszony żadną odpowiedzią, powie, że „Ta kobieta jest wiedźmą, ohydną guślarką zatruwającą życie w wiosce i okolicy. Wyrok zapadł, musi zginąć. Odstąpcie i nie narażajcie swych dusz na potępienie”. Będzie stanowczy i nie oglądając się na nikogo sam chwyci dziewczynę, w czym natychmiast pomogą mu wieśniacy. Młodzieniec jest bardzo pewny siebie, a kiedy bohaterowie będą chcieli użyć wobec niego siły, to chłopi zareagują bez względu na status drużyny.
Jak się później okaże pierwsze wrażenie było błędne. Mężczyzna w czerni nie jest łowcą czarownic, tylko młodszym synem miejscowego magnata, właściciela tej wioski, przygotowującym się do kariery kapłańskiej. Wrócił kilkanaście dni temu w rodzinne strony, odwiedził raz czy dwa wioskę i przez przypadek odkrył niecną działalność wszetecznej czarownicy. Dla miejscowych młodzieniec to pełnoprawny kapłan a do tego syn ich pana, nic złego stać mu się nie może, bo cała wioska poniesie konsekwencje. Mieszkańcy zareagują więc naprawdę ostro (może polać się krew), co może zdziwić BG nawykłych do spolegliwości chłopów. Paradoksalnie drużynę przed krzywdą (ciężkim poturbowaniem, bo głupio tak zginąć choć to bardzo w stylu „dark”) ocali młody szlachcic.
Jeśli bez względu na wszystko bohaterowie nie odpuszczą i zaczną walkę na poważnie, to zapewne (oczywiście zależy to od liczebności i umiejętności BG) uratują niewiastę. Szlachcic włączy się w walkę (jest uparty, arogancki i nie cierpi przegrywać – zimny drań z niego), zapewne zostanie ranny lub zabity, podobnie będzie z kilkoma wieśniakami. Reszta szybko ucieknie do chat. Mimo początkowej determinacji to rolnicy, nie wojownicy.

Jeśli BG odstąpią od ratunku lub zostaną pokonani, to będą świadkami śmierci niewiasty i jej ostatnich słów. Jeśli zaś uwolnią dziewczynę (w grę wchodzi tylko krwawe rozwiązanie), to będą musieli szybko wynosić się z wioski.
Kilka godzin później ruszy za nimi konny pościg grupy zbrojnych lokalnego magnata – ojca rannego (zabitego?) młodzieńca, właściciela rzeczonej wioski i pana ubitych chłopów. Drużyna to awanturnicy bez przynależności i domu, więc nikt im nie pomoże. Staną do konfrontacji lub gdzieś się ukryją. Być może za sprawą magnata zostaną banitami ściganymi przez prawo. Bohaterowie wkrótce ujrzą listy gończe ze swoimi podobiznami i nazwiskami (tymi, którymi przedstawili się szlachcicowi). Jednak dziewczyna zostanie uratowana…
Jak wygląda jej historia? Banalnie. Młodemu szlachcicowi już dwa lata temu wpadła w oko, spotykali się w tajemnicy. On ją wykorzystywał, a ona (cóż, naiwna gąska) zakochała się po uszy. Młodzieniec zniknął na blisko rok za sprawą kapłańskich nauk w mieście. Dziewczyna trwała w swej miłości, odmawiając innym zainteresowanym jej ręką, choć pochodzili z tej samej klasy społecznej i oferowali jej wiele. Trzymała się z dala, opiekowała samotnie coraz bardziej chorą matką, ostatnią na świecie osobą z rodziny. Ludzie zaczęli gadać, wzięli ją na złe języki, przez obrażone uczucia, przez jej odmienność. Kiedy młodzieniec kilkanaście dni temu wrócił do majątku ojca (przerwa w kapłańskich studiach) nie omieszkał odwiedzić dawnej kochanki. Znudziła mu się tym razem bardzo szybko i powiedział jej o tym wprost. Dziewczyna nie mogła w to uwierzyć. Po błaganiach i wyznaniu miłości posunęła się głupia do gróźb, szantażu i zmyślania. Powiedziała mu o spędzonej po jego wyjeździe ciąży, o tym, że pójdzie do ojca młodzieńca, a jeśli trzeba to do miasta, do kapłanów i powie o nim całą prawdę - kim jest, jak traktuje ludzi i że zabił jej dziecko, kiedy się urodziło (to kłamstwo). Mówiła wiele rzeczy, prawie oszalała widząc jak zmarnowała swoje życie dla drania i oszusta. Szlachcic nie pozostał jej dłużny. Kiedy dowiedział się, że kochanka rzeczywiście próbowała audiencji u jego ojca, wściekł się. Częściowo z urażonej dumy, częściowo ze strachu przed surowym i oschłym ojcem, uruchomił całą lawinę zdarzeń, nad którymi szybko stracił kontrolę. Mając olbrzymi autorytet w wiosce uważającej go już za kapłana, nie tylko za syna pana, młodzieniec doprowadził w dniu przybycia BG do parodii procesu i skazania dziewczyny, której w tym momencie umarła (pozornie, tak naprawdę zasłabła, ale o tym później) matka, jakoby podtruwana przez córkę. Pozostawiona samej sobie niewiasta, rzeczywiście korzystająca z ziół i pewnych praktyk matki – prawdziwej wiedźmy, była bez szans. Chłopi jej tu nie chcieli, wielu czuło zawiść, reszcie jej los już dawno stał się obojętny….

Tyle kulisów całej sprawy, o których drużyna może się nigdy nie dowiedzieć. Najważniejsze jest to, że po matce dziewczyna odziedziczyła pewną moc, wystarczającą by rzucić klątwę w chwili śmierci. Objęła nią wszystkich obecnych, winnych i niewinnych, starców i młodych, kobiety i dzieci. To była ślepa, dzika, pełna nienawiści zła magia, czarna moc. Zło rodzi zło, prawda?

Po spaleniu niewiasty niebo nagle zasnują chmury, w parnym powietrzu da się poczuć niezwykły zapach zwiastujący burzę (ozon). Porywisty, zimny wicher rozhula się między chatami. Nawet jeśli zdegustowani wioską bohaterowie będą chcieli się stąd wynieść, to pogoda w tym skutecznie przeszkodzi. Zaczyna padać, grzmieć, błyskać. Nie ma wyjścia – drużyna musi zatrzymać się w tutejszej gospodzie lub u któregoś z chłopów. W prymitywnej karczmie kilku mężczyzn komentuje cicho spalenie wiedźmy. Jeden drugiego utwierdza w przekonaniu, że „tak było trzeba”. Jest tu też młody szlachcic obsługiwany uniżenie przez gospodarza i sołtysa w jednej osobie. Obecni są mniej lub bardziej niechętni wobec drużyny, zależy to od wcześniejszych wydarzeń, ale BG zaspokoją pragnienie i głód i unikną przemoknięcia. Burza przybiera na sile, leje jak z cebra. Po chwili dach zaczyna w kilku miejscach przeciekać… Kap, kap, kapu, kap, kap, kap, kapu, kap, kapu kap, kap, kap, kap, kapu, kap…

Dobre kilka godzin później, kiedy na zewnątrz przestanie już padać, ale za to zapadnie noc a trakt zamieni się w błoto, bohaterów obudzą krzyki. Jak się okaże w jednej z chat stała się przerażająca rzecz – spłonął, czy bardziej konkretnie – spalił się, mężczyzna. Mąż i ojciec rodziny. Jego żonę obudziło nieznośne gorąco. Jak szlochając nieskładnie opowiada, wyskoczyła spod pierzyny, zabrała dzieci śpiące w nogach łóżka i z przerażeniem patrzyła na śpiącego męża, który płonął niebieskim ogniem. Żar był tak duży, że kości ręki, czaszki i części żeber obróciły się w proch (to oznacza naprawdę olbrzymią temperaturę, niewątpliwie magię)! Nogi i drugie ramię tylko lekko się przypiekły, podobnie pościel. To cud, ale ogień nie zajął łóżka, powały czy nielicznych mebli. Kobieta jest w szoku, więc łatwo się tego wszystkiego z niej nie wydobędzie, ale jej wersję potwierdzą oględziny miejsca. Nieszczęsny wieśniak zapalił się jakby od środka, nagle i bardzo intensywnie, ale najwyraźniej krótko. Niezwykłe…

Godzinę później powtórzy się to w innej z chat. Tym razem spali się starsza kobieta sypiająca na przypiecku. Nic jednak nie wskazuje na to (o ile bohaterowie zbadają miejsce śmierci), że stało się to za sprawą paleniska. Trzecią ofiarą, tym razem pół godziny później (tej nocy BG się nie wyśpią) będzie młody szlachcic. Może stanie się to w chwili, kiedy bohaterowie postanowią się z nim poważnie rozmówić? Chłopi już szepczą o ostatnich słowach dziewczyny, nie trzeba być bystrym (wystarczy przesądnym) by szybko zacząć łączyć pewne fakty. Młodzieniec nagle zamilknie, wybałuszy oczy, zegnie w pół bez słowa i poczerwienieje. A potem na jego klatce piersiowej wybuchnie ogień – jakby ktoś przebił go pochodnią albo fajerbolem. Mężczyzna pada, jego korpus na oczach świadków obraca się popiół, gorąco i płomienie bijące Z WNĘTRZA ciała są nieznośne. Wszystko trwa ledwie chwilę, niebieskawy ogień gaśnie tak samo nagle, jak wybuchł. W ciemnym, niskim pomieszczeniu robi to przerażające wrażenie. Co tu się dzieje?
Noc w wiosce będzie bardzo długa, pełna grozy. Co kilka – kilkanaście minut gdzieś słychać krzyk, pada kolejny trup. Umierają nawet dzieci… Ktoś wskakuje do studni chcąc zawczasu uniknąć koszmarnej śmierci. Ludzie modlą się, płaczą i złorzeczą. Ktoś prosi, nie – błaga BG o pomoc. Zapłakana matka pokazuje swoją małą córeczkę, jeszcze żywą . „Ona niewinna” mówi, „Pomóżcie panie! Nie dajcie jej spłonąć, błagam!”

Tymczasem bohaterowie powinni zacząć niepokoić się o samych siebie, bez względu na to jak zachowywali się wcześniej wobec prowadzonej na stos dziewczyny. Jak osiągnąć taki efekt? Niech któryś z wieśniaków opowie, że jego sąsiad przed samospaleniem czuł nisko w piersi, jakby w brzuchu, dziwne pieczenie. Pił w gospodzie dużo, chciał ugasić to uczucie, nie udało się. A kilka godzin później ogień jakby rozciął go na dwoje, korpus zamienił się kupkę popiołu! Jeśli bohaterowie zaczną prowadzić dochodzenie, przepytywać ludzi, to informacje o pieczeniu poprzedzającym zgon powtórzą się. Bardzo wiele osób na pieczenie już się uskarża. Wybucha panika. Zaraz po tym jednego, losowo wybranego BG, zacznie boleć brzuch. Nie kiszki, tylko wyżej, jakby żołądek… Piecze. Podobne dolegliwości chwilę później poczuje inny bohater… Trzeba coś zrobić, cenna jest każda minuta!

Najprawdopodobniej drużyna obwini o wszystko spaloną dziewczynę i jej klątwę (to poprawna wersja). Może jednak zaczną od sprawdzenia pożywienia i napitku serwowanego w gospodzie. Wiele wskazuje na to, że pożar w ludziach wybucha gdzieś w trzewiach albo w piersi… Karczmarz był piątą ofiarą, więc raczej za to nieszczęście nie odpowiada, podobnie zmarły szlachcic. Mistrz Gry może zmylić bohaterów informacją (zdobytą wśród chłopów) o jakimś zakochanym z spalonej wieśniaku, który nie był na kaźni, a jest parobkiem sołtysa i pracuje w gospodzie. To ślepy trop.
Jeśli BG stwierdzą, że przyczyną całego horroru jest klątwa zabitej okrutnie niewiasty to co można zrobić? Modlitwy najwyraźniej nie pomagają.

Drużynie pozostaną dwie główne możliwości – jakieś rytuały nad ciałem niewiasty albo / i zbadanie jej chaty położonej na obrzeżach wioski. To pierwsze nie przyniesie żadnego rezultatu. Zwłoki dziewczyny, wciąż upiornie sterczące na palu pośród zwęglonego opału, są częściowo uwędzone, częściowo spalone, cuchną okrutnie. Na jej opuchniętej twarzy zastygł grymas śmierci, długie czarne włosy niemal całkowicie spłonęły…

Jedyne (poza jakimiś nieprzewidywalnymi, genialnymi rozwiązaniami, na które gracze mają prawo wpaść) rozwiązanie i powstrzymanie zgonów w wiosce kryje się w chacie zabitej dziewczyny. Wciąż panuje noc, wszędzie błoto, kapanie wody, zimny wiatr, wilgoć potęgująca uczucie chłodu, niewyspanie… W małej, jednoizbowej chacie jest całkowicie ciemno, ogień na kominku zgasł. Na prostym łóżku leży jakieś ciało, całe przykryte lnianym prześcieradłem – zwłoki matki spalonej niewiasty. BG zapewne dowiedzieli się o zmarłej matce dziewczyny od tej samej osoby, która wskazała im miejsce jej zamieszkania.
Tak naprawdę starsza kobieta zapadła w płytką śpiączkę, wciąż oddycha, choć trudno to stwierdzić. Jej duch jest w chacie, przywiązany do ciała, niespokojny, tylko częściowo świadomy horroru jaki stał się udziałem dziewczyny a później całej wioski. Chwilę po wejściu bohaterów do chaty poltergeist da o sobie znać. Fetysze z kości ptaków i piór zagrzechoczą u powały, zawirują. Zakracze stary, ślepy kruk siedzący na tyczce w kącie. Drzwi się zatrzasną i ktoś, albo coś niewidzialnego zacznie w nie skrobać...

Ducha, czy raczej duszę starej guślarki interesuje los córki. Matka nie wie, gdzie podziewa się jej dziewczynka. Jest zagubiona, samotna, przeczuwa coś złego. Bohaterowie będą musieli obłaskawić poltergeista (dusza nie chce wypuścić ich z chaty), porozumieć się z nim (dusza będzie stukać – raz na tak, dwa razy na nie, albo wielokrotnie ze zdenerwowania) lub sprawić, aby dusza wróciła do ciała kobiety (być może zobaczą, że oddycha) – w tym celu „wystarczy” ją obudzić (przyda się wiedza medyczna, alchemia, zielarstwo lub znajomość magii) i wówczas porozmawiać. Tylko stara wiedźma będzie znała sposób na powstrzymanie przekleństwa, ale… nie będzie jej na tym zależało po tym, gdy już pozna los córki. Trudno ją oszukać, kobieta chce widzieć swoje dziecko, żąda tego. Jest umierająca i żaden szantaż nie zrobi na niej wrażenia. Jeśli BG będą szczerzy i opowiedzą historię sprzed kilku godzin a następnie przekonają ją, że umierający wieśniacy są w większości (czyżby?) niewinni, guślarka zgodzi się pomóc, ale postawi warunki.
Po pierwsze nakaże godnie pochować córkę w jakimś poświęconym miejscu (cmentarza nie ma w wiosce, tylko dobrą milę dalej, ale jest kapliczka), dowiedzieć się o szczegóły całej historii i opowiedzieć ją sobie. Uwolnieni z chaty BG będą więc musieli odprawić pogrzeb (powiedzieć kilka słów nad grobem?), a potem przesłuchać spanikowanych chłopów (chyba że poznali wcześniej kulisy historii) – tu wiele może wiedzieć zakochany w dziewczynie młody wieśniak, który mógł nawet podsłuchiwać szlachcica z kochanką. Połowa mieszkańców wioski jest już martwa, jakaś chałupa płonie, ale nikt jej nie gasi.
Następnie drużyna powinna wrócić do chaty guślarki i opowiedzieć smutne szczegóły. Umierającej kobiecie będzie mało. Zażąda przyniesienia zwłok młodego szlachcica i zmusi bohaterów do asystowania w prymitywnym rytuale nekromancji – przesłucha martwe ciało, wykradnie jego sekrety dotykając językiem szklistych gałek ocznych, grzebiąc w mózgu, wąchając zwęglone resztki wnętrzności. Wiedźma dowie się wszystkiego.
Z minuty na minutę bohaterowie mają coraz mniej czasu. Już prawie wszystkich pieką wnętrzności. Guślarka zacznie swój rytuał, ale najpierw uprzedzi, że zabierze on jedno życie, ktoś musi jej asystować. Taka jest cena ratunku dla reszty. Jeden z BG musi się poświęcić, podać wiedźmie dłoń. Jeśli jego gracz zrobi to tylko dlatego, że ma więcej Punktów Przeznaczenia lub czegoś podobnego, to powinien ten punkt stracić, mimo że osobą, która odda swe życie będzie wyłącznie guślarka.
Kobieta zaczyna odprawiać swe czary. W tym samym momencie Mistrz Gry powinien zacząć opisywać jak ten BG, który pierwszy poczuł pieczenie, czuje nadciągającą śmierć, za chwilę w piersi eksploduje mu ogień… Na szczęście kostucha nie dopadnie drużyny. Tym razem.


W przygodzie bardzo ważny jest nastrój, atmosfera – już od samego początku. Bohaterowie poruszają się na małym obszarze, w ramach jednej wioski, dysponując skąpymi informacjami. W finale muszą działać szybko
i zdecydowanie, czasem wbrew sobie. Na tym jednak polega dark fantasy ;-)))

Dark fantasy to, poza innymi skojarzeniami (naturalizm, realizm, turpizm), dramat i horror. Może warto przypomnieć, wielokrotnie już spisywane, elementy wywołujące niepokój, dezorientację, strach. Sprawy istotne należy utrwalać w nieskończoność, prawda? Wynotowałem sobie niegdyś o czym powinien pamiętać Mistrz Gry prowadząc przygody w konwencji dark fantasy. Oto krótka i zapewne niekompletna lista.

1) BNi i ich motywacje.
Bohaterowie Niezależni, przynajmniej ci istotni dla przygody, powinni być oddani prawdziwie, urealnieni i naturalni. Nie mogą być sztywnymi, martwymi elementami scenografii. Oni też mają swoje cele i motywacje. W dark fantasy dobrze jest skomplikować ich motywacje, sprawić, że BNi będą trudniejsi do przewidzenia w zachowaniu. Oni też mogą mieć wahania nastrojów, mogą zmieniać zdanie, ulegać sugestiom (nie tylko bohaterów), mieć kompleksy, uczucia, kaprysy i własne widzimisię. BNi żyją swoim życiem, są kłopotliwi, a w przygodach chodzi właśnie o kłopoty i ich przezwyciężanie, prawda? Niespodziewana zmiana zachowania BNa może doprowadzić do nagłej wolty w przygodzie, początkowo wyglądającej tak prosto jak budowa kija. Jeśli nagle pracodawca drużyny zmieni zdanie i odwoła misternie zaplanowane, już uruchomione przedsięwzięcie? Jeśli BN postanowi zrobić wszystko na opak? Jak poczują się bohaterowie, jeśli uprowadzą kogoś na zlecenie kogoś, a potem będą musieli go po prostu wypuścić (albo oddać ukradziony przedmiot)? A jeśli porwą kogoś na podstawie błędnego opisu niefrasobliwego pracodawcy, który będzie się potem zarzekał, że „nic takiego nie mówił”? Jeśli po wpływem chwili żona karze wystraszyć męża, a potem z tego zrezygnuje i zawiadomi straż, że jacyś włóczędzy kręcą się pod jej domem?

2) Motywy przygód i inspiracje.
Natchnienia do dark fantasy bardziej szukamy w kinie grozy, w dramacie obyczajowym czy kryminalnym (np. w czarnym kryminale) niż w filmie akcji, zwłaszcza akcji „kopanej”. Skupiamy się na prawdziwych ludziach, ich namiętnościach i problemach, od nich wychodzimy. Smoka i magiczny miecz dodajemy na końcu, to element scenografii, efekt specjalny, który ma służyć fabule, a nie ją definiować. Na ludzkich emocjach można zbudować dziesiątki przygód, podobnie jak czynił Szekspir czy Sofokles ;-)

3) Unikanie definiowania i nazywania zagrożenia, wskazywania stron w bestiariuszu. Tajemnica buduje nastrój napięcia, kształtuje lęk. Nie należy podawać współczynników, poziomu żywotności i nazwy bestii z którą walczą bohaterowie. Podobnie można uczynić z żywotnością postaci – zataić jej liczbowe odwzorowanie, pozostać tylko przy opisie słownym. Tajemnica sprawia, że wyobraźnia graczy zaczyna intensywniej pracować, dopowiadać pewne rzeczy, mnoży też wątpliwości, sprzyja budowaniu napięcia.

4) Ograniczenia czasowe nakładane zarówno na graczy jak i drużynę bohaterów. Wyciągnięcie klepsydry czy włączenie stopera od razu coś sugeruje uczestnikom zabawy. BG mogą mieć też określony w przygodzie limit czasu – muszą się spieszyć by zdążyć przed określoną porą, po której nastąpi egzekucja niewinnego, zadziała trucizna, uwolni się demon.

5) Dawkowanie przemocy, krwi i okrucieństwa. Jak mówią klasycy grozy, kilka kropel krwi lepiej działa na wyobraźnię niż posoka tryskająca strumieniami, zwłaszcza w narracji. Prowadzący ma działać na emocje, grać subtelnie na tajemnicy i niedopowiedzeniu, a nie epatować dosadnością, która bardzo szybko się zużywa i powszednieje.

6) Osłabienie postaci - o tym już kiedyś szerzej pisałem, więc tylko krótko – chodzi o ranę, dolegliwość, fobię, sekret z przeszłości – coś, co w przygodzie sprawi, że bohater nie będzie mógł efektywnie działać, coś będzie mu przeszkadzało (ranna noga spowolni ucieczkę lub uniemożliwi pościg, podobnie lęk wysokości w sytuacji gonitwy po dachach, itd.) To także nękanie dusz i umysłów bohaterów poprzez wizje, omeny, koszmary, przepowiednie, dziwne zdarzenia losowe, fatum. Ataki nie na ciało postaci, ale na jej ducha, psychikę.

7) Uwięzienie, izolacja, odosobnienie, rozdzielenie od towarzyszy. To utrudnia prowadzenie MG i może rozbijać budowany z mozołem klimat, więc należy postępować z tym narzędziem ostrożnie. Warto wspomnieć też o pozbawieniu bohaterów ich ekwipunku, broni i pancerzy – przedmiotów, dzięki którym czują się pewniej. Takie okradzenie postaci często następuje przy motywie uwięzienia całej drużyny.

8) Zwracanie uwagi na szczegóły, drobiazgowe dopytywanie się graczy o precyzyjny opis zachowania się ich postaci, powoduje zaniepokojenie i wzrost napięcia. Prowadzący także w narracji powinien w odpowiednich miejscach podkreślać zdawało by się banalne szczegóły odbierane przez zmysły bohaterów – zapach, dźwięk, kolor, fakturę, światło i cień, smak.

9) W chwilach, kiedy oddziałujemy silnie na emocje, budujemy nastrój, należy uważać, żeby nie pogrzebać całego wysiłku przez nadmiar mechaniki. Rzuty kością mogą rozbić klimat całej sceny. Z drugiej strony kości mogą wzmóc napięcie. Oczekiwanie na wynik rzutu może je kumulować. To zależy od osobniczych cech uczestników zabawy i kontekstu fabuły.


Poza tym w dark fantasy pamiętajcie też o szczypcie realizmu, on też sprzyja strachowi. Nie musi być on nieustannie obecny, ale warto go co jakiś czas przywołać z żelazną konsekwencją. W związku z tym warto wiedzieć, że:

- Trzewiki, zwłaszcza nowe, trzeszczą. Podobnie skórzana uprząż. Pancerz, jakikolwiek by nie był – czyni hałas. Tak samo napinany łuk i brzęcząca u pasa sakiewka. Jeśli jej nie nosisz, to dla poważnego mieszczanina – obywatela zostałeś okradziony albo nie liczysz się jako partner w interesach (nie masz gotówki). W nogawicach i rajtuzach nie ma kieszeni. Mieszek wypchany monetami ukryty przy ciele może boleśnie obcierać ciało.

- Polowanie na zwierza celem zdobycia pożywienia trwa zwykle kilka do kilkudziesięciu godzin. Dlatego tak ważne są racje żywnościowe kupione w zajazdach. Podczas podkradania się do zwierzęcia wiatr może nagle zmienić kierunek i ofiara nas wywęszy.

- Połamane kości czasem źle się zrastają, głębokie rany dokuczają do końca życia (np. zmianę pogody i w chłodne dni), a ołowiane kule rozpadają się w ciele na wiele kawałków. Mimo to ołowiem zatruć się trudniej niż umrzeć z powodu infekcji przez skrawek brudnej szmaty tkwiący w ranie.

- Rany się paprzą. Jeśli przeżyjesz bitwę na pozór z lekką raną, to wciąż jest duża szansa, że zabije cię gangrena w ciągu kilku następnych dni.

- Jeśli kat nie jest profesjonalistą tylko sadystą lub partaczem, to wisielec będzie się dusił w potwornych męczarniach dłuższą chwilę, zamiast zginać natychmiast na skutek pęknięcia karku.

- Smoki zawsze pikują od strony słońca, jeśli coś wielkiego je zakryje, należy uciekać!

- Nikt nikogo nie zabija, jeśli mu się to nie opłaca. Chyba, że jest obłąkany.

- Magowie zbyt ciężko pracowali na swoje umiejętności, by ryzykować życie na szlaku przygód.

- Roztrzaskana latarnia na 90% nie stanie w ogniu, tym bardziej butelka przeciętnego alkoholu.

- Cięciwa kuszy i łuku jest bardzo wrażliwa, łatwo się rozciąga, a od wody nasiąka i traci swoje właściwości. Dlatego warto mieć kilka cięciw, a kusz i łuków nie nosi się bez potrzeby naciągniętych.

- Używane miecze szybko tracą ostrość, wymagają ostrzenia, zużywają się. Miecz wykonany przez pierwszego lepszego kowala z żelaza marnej jakości może np. … pęknąć po drugim ciosie.

- W amoku i chaosie bitwy łatwo pchnąć omyłkowo kompana. Wyćwiczone odruchy ratują twoje życie, ale mogą grozić życiu przyjaciół. Warto trzymać dystans, a walka „plecy w plecy” to rozpaczliwa ostateczność.

- Dla niewyszkolonych ludzi chaotyczny atak grupą na jednego doświadczonego wojownika skończy się najprawdopodobniej bardzo źle, będą sobie bardziej przeszkadzać, niż szkodzić przeciwnikowi.

- Korbacz może zranić niewprawnego użytkownika. Dotyczy to większości broni, ale przy korbaczu bardzo boli…

- Nie lekceważ halabardników (np. typowych strażników miejskich drzemiących na drzewcach tej broni). Zawodowiec biegle władający halabardą jest bardzo niebezpieczny nawet jeśli jesteś na koniu i w zbroi.

- Bandyci atakują z zasadzki mając do tego co najmniej dwukrotną przewagę liczebną.

- Żeby zdobyć obleganą, dobrze wyposażoną twierdzę trzeba dysponować przynajmniej dziesięciokrotną przewagę liczebną nad wrogiem albo mieć zdrajcę w środku. Albo być geniuszem militarnym.

- Zbroje (tak kolcze jak płytowe, lemelkowe, itd.) trzeba naprawiać, nieustannie czyścić, nie da się w nich wygodnie spać i samemu założyć wszystkich elementów. Ale prawdziwy rycerz w swojej płytówce (z wyłączeniem szczególnie ciężkich blach turniejowych) na polu walki zrobi bez problemu przewrót. Dwóch rycerzy w płytówkach może się okładać bez rezultatu przez dłuższą chwilę (zależnie od kondycji). Podobnie chłop, nawet w kupie, nie dysponując wiedzą i wąskim sztyletem a jedynie cepem czy kijem może tłuc leżącego rycerza bez większej szkody dla tego ostatniego.

- Koń to wbrew pozorom bardzo delikatne (i oczywiście drogie zwierzę), o które należy dbać. Szkolony rumak bojowy kosztuje małą fortunę, podobnie jak sokół przyuczony do polowań.

- W karczmach, jeśli nie na podłodze lub ławach, to często sypia się po dwóch lub trzech w jednym łóżku. Cieplej tak, wygodniej i taniej.

- Ludzi luźnych, czyli wagabundów, włóczykijów, awanturników, poszukiwaczy przygód nikt normalny nie lubi, są przecież poza nawiasem społeczeństwa, nieprzypisani do żadnej identyfikowalnej grupy w boskim i feudalnym porządku (cechu, warstwy społecznej, seniora). Włóczędzy są tylko nieco lepsi od wyjętych spod prawa banitów.


No i na koniec trochę myśli filozoficznych dark fantasy:

- Na każdą magię znajdzie się antymagia.

- Nie ma róży bez kolców, a jeśli trafisz na taką, to jest to podróbka.

- W 90% przypadków ludzie są dobrzy tylko wówczas, kiedy mogą sobie na to pozwolić.

- Prawda obiektywna nie istnieje, są tylko jej różne wersje.

Trzy pomysły inspirowane "Czarną Kompanią" Glena Cooka, odpowiednio przeze mnie "podkręcone"

NIEBEZPIECZNE NUMIZMATY
Drużyna przebywa daleko od rodzinnych stron, w obcym kraju, w egzotycznym mieście, którego obyczajów i historii do końca jeszcze nie poznała. Wypełnia tam zlecenie i po wszystkim inkasuje jako zapłatę duży mieszek brzęczących monet, niewątpliwie z cennego kruszcu (złoto / srebro) wyglądających naprawdę wiekowo i wartościowo. Wydaje się, że w obcym kraju honorowana jest raczej lokalna waluta, więc BG prędzej czy później zapłacą gdzieś numizmatami. Jakie będzie ich zdziwienie, kiedy okaże się, że monety te są surowo zakazane w obiegu – ściga się i ostro każe wszystkich, którzy je rozpowszechniają. Przyczyna leży w historii miasta. Bite przed niemal tysiącem lat numizmaty używane były między innymi jako ofiara na ostatnią wędrówkę dla zmarłych – do każdego ciała dołączano monety (np. kładąc je na oczach jako zapłatę dla przewoźnika w zaświaty). Wielkie katakumby pod miastem, obecnie zamknięte, pełne są resztek starożytnych zwłok i cennych numizmatów, ale szabrowanie tego świętego miejsca jest surowo zakazane. Miasto od dłuższego czasu posługuje się zupełnie innym wzorem monet, te zakazane są więc łatwo rozpoznawalne przez rozgarniętych mieszkańców. Dla drużyny oznacza to kłopoty, konieczność ucieczki albo poważnego tłumaczenia się, najpewniej aresztowanie i tortury. Wszak są obcymi, którzy łamią prawo i naruszają spokój zmarłych… To dobry motyw, jeśli MG chce sprawić, by po wykonaniu wcześniejszego zadania BG szybko opuścili miasto.


CHOCHOŁ I RÓŻDŻKA
W trakcie trwającej kampanii drużyna dowiaduje się o miejscu położenia ważnego dla wypełnienia ich misji starożytnego artefaktu – magicznej różdżki. W docelowej lokalizacji (wioska, podziemia, puszcza) odnajdują dziwaczny totem czy może bardziej wyobrażenie bożka zbudowane i czczone przez miejscowych (agresywnych pigmejów, mroczne elfy, mutanty?). Idol ów, nazwijmy go Chochołem, składa się z korzeni, pnączy, wiechci wyschniętej trawy, mchu i gliny. Kiedy już bohaterowie uporają się / dogadają z miejscowymi, i będą chcieli zbadać bożka z bliska, ten porazi ich błyskawicą lub inną mocą.
Okaże się, że nikt (miejscowi o tym oczywiście wiedzą) nie może zbliżyć się do Chochoła, cześć należy oddawać z odpowiedniej odległości. Swoją mocą bożek także odbija / strąca wszelkie pociski (kule, strzały, bełty, pętle ze sznura, pochodnie, latarnie, kamienie, czary, itp.) – przedmioty wytworzone przez istoty rozumne albo/ oraz intencjonalnie mające mu bezpośrednio zagrozić (czytaj „trafić”). Sposób na pokonanie Chochoła jest prosty, ale jego odkrycie może zająć nieco czasu. Drużynie powinno na tym zależeć, bo gdzieś w korpusie stojącego bożka dostrzec można jakiś błyszczący się podłużny przedmiot – niewątpliwie poszukiwaną magiczną różdżkę!
Jedyną siłą zdolną pokonać drewnianego idola jest ogień. Chochoł może się nim zająć, ale nie od bezpośredniego trafienia, tylko od elementów palących się obok. Okaże się bowiem, że na rzucane OBOK kamienie, gałęzie lub strzały (nawet płonące) bożek nie reaguje. Oczywiście usypany i podpalony stos musi być odpowiednio duży i przez dłuższa chwilę podtrzymywany, żeby ogień zajął także Chochoła, ale ten plan wypali w stu procentach. Cała tajemnica tkwi w tym, że bożek nie jest inteligentny. Chroni go proste i jak widać zawodne zaklęcie, które nastawione jest wyłącznie na obronę przed bezpośrednim zagrożeniem – pociskiem wystrzelonym przez istotę rozumną z zamiarem trafienia lub zbliżeniem się takiej istoty na odległość bliższą niż kilkanaście kroków.
Metodą prób i błędów BG powinni odkryć ten wybiórczy mechanizm. Pomoże im w tym na pewno prowadzący, dopytując szczegółowo graczy jak dokładnie zachowują się ich bohaterowie – co zasugeruje istnienie jakiegoś rozwiązania problemu.

Z bliska okaże się (jak już wszystko ostygnie), że różdżka tkwiąca w bożku to pozbawiony mocy przedmiot, po prostu metalowy cylinder… ze szczelnie zamkniętym w środku (nie jest to oczywiste i wymaga dokładnego obejrzenia artefaktu) prawdziwym skarbem – zwiniętym ciasno zwojem (zawierającym potrzebne drużynie zaklęcie/ mapę / przepowiednię czy inną wskazówkę).


DUSZOŁAP
Ciekawym pomysłem na przerażającego BNa, także zaczerpniętym wprost z polecanego przeze mnie cyklu o Czarnej Kompanii Glena Cooka, jest tajemnicza, skrywająca swoje oblicze i szczegóły sylwetki postać, mówiąca, w zależności od okoliczności i nastroju, różnymi głosami. Trudno powiedzieć, czy chodzi o schizofrenię, czy o opętanie przez kilka – kilkanaście dusz czy o kuglarski trik. Te różne głosy, należące do młodych i starych, do mężczyzn i kobiet, do ludzi i nieludzi, cierpiących i wesołych - wychodzą z jednego gardła, wydobywają się spod hełmu lub maski skrywającej lico drobnego humanoida, który może, ale nie musi być człowiekiem. Równie dobrze może być kobietą, niskim mężczyzną lub chłopcem, a może tylko pustym ubraniem i pancerzem zamieszkanym przez czeredę kłótliwych demonów udających żywą istotę… Taka postać idealnie pasuje na nekromantę, demonologa, szalonego uczonego.