Dark Fantasy Role Play

mroczne mięcho ku czci Melpomeny złożone w ofierze

  • .
    - Witaj! Poniżej znajdziesz pomysły na przygody, scenariusze rpg, generatory i opowiadania w klimatach fantasy - wszystko (poza poezją i scenariuszami do Gemini rpg) autorstwa Maestro, choć często inspirowane różnymi źródłami. Fani systemów Warhammer, Monastyr, Gemini, Warlock!, Cień Władcy Demonów, D&D, Veasen czy Symbaroum i innych światów RPG powinni znaleźć tu coś dla siebie. Szczególnie chciałbym pomóc początkującym Mistrzom Gry. Nie szukajcie tu rzeczy, które szybko się dezaktualizują. To ma być źródło konkretnych inspiracji do sesji gier fabularnych z niewielkim dodatkiem teorii rpg. Krwiste mięcho role playing.

Wspominki Pablo Koniucha, sługi jaśnie wielmożnego wicehrabiego Le Brandt, przy piwie podsłuchane

Szczotkowanie koni zawsze mnie uspokaja. Kiedy więc jestem z jakiegoś powodu zły, staram się dostać do stajni i po krótkich przygotowaniach zaczynam oporządzanie zwierząt. Koń nigdy nie ma dość szczotkowania. Nie chodzi wszak tylko o zachowanie czystości, ale i o masaż, wielce dla wierzchowca ważny.
Czyszczenie sierści zaczynam od krótkich, szybkich ruchów po jego grzbiecie. Ręka szybko się męczy, ale uparcie koncentruję się na wykonywanej czynności i gniew powoli opada. Zaczynam gładzić boki konia wolniej, długimi, posuwistymi pociągnięciami. Wiem, że sprawia mu to przyjemność i w jakiś sposób udziela się ona także mnie. Czasami zwierzam się wierzchowcowi ze swoich kłopotów, użalam się szeptem na naszego wspólnego pana, złorzeczę na podły los. Potem kupuję jego milczenie workiem obroku lub dzielę się z nim jabłkiem. Lubię ten ciepły koński oddech na swojej dłoni.

Rumak mojego pracodawcy nazywa się Voltan. Ogier ze stajni północnego Kordu. Nie znam się na koniach tak dobrze jak szlachetnie urodzeni, ale to zwierzę jest naprawdę piękne. Wyobraźcie sobie deresza o szerokiej piersi i mocnych, ale smukłych pęcinach. Sierść ma lśniącą, widomy to znak że zdrowy i utrzymany należycie. Duża pierś podobnoż wskazuje, że Voltanowi nigdy nie zabraknie tchu w pędzie. Nie straszny mu też huk muszkietowej palby, szczęk oręża ani zapach krwi. Nasz wspólny pan, wicehrabia Julian Le Brandt, często niestety miesza się w szalone awantury z udziałem tych wszystkich niebezpieczeństw.
- Honor, Pablo – tłumaczy mi przy tym zawsze. – Nie zrozumiesz tego. – dodaje.
A co tu rozumieć?
Ani ja, ani mój bułany Fido nie lubimy zgiełku i niebezpieczeństwa. Fido to mój konik, wałach. Znaczy, nie może sobie poużywać z klaczami. Fido i Voltan żyją ze sobą zgodnie. Każdy zna swoje miejsce, nie ma kłótni i sprzeczek, a ogier hrabiego kąsa i kopie tylko w boju i tylko nieprzyjaciół. Tak go przyuczyli!

Podczas wędrówek z moim panem widziałem różne konie...
Nordany były z nich wszystkich najniezwyklejsze. Rzadkie to już wierzchowce, podobno drogie wielce. Rosłe, wyniosłe, ogromnej budowy, silne i muskularne, ale wcale nie ciężko zbudowane. Ogony mają długie, z gęstym, nieco kędzierzawym włosem. Żyją zaś Nordany podobno nawet do czterdziestu kilku lat!

Matrańskie z kolei koniki, o smukłych szyjach i wąskich głowach czułe są na pieszczoty. Jak mawia mój pan „wielkie do muzyki okazują zamiłowanie i lubią jak dzieci łakocie". Trzeba przyznać, że wspaniałej są te zwierzęta prezencji i urody. Choć duże spokojnego charakteru; podatne na tresurę, wyśmienicie nadające się do parad i zawodów, mniej do bitew. Podobnoż też nigdy nie splamiły się oślim uporem jak kłusaki czystej krwi cynazyjskiej. Cynazy są bez wątpienia bardziej chyże od matrańskich wierzchowców, ale trudne w ujeżdżaniu, kapryśne ponoć i wrażliwe na niepogodę.

Co innego devony. Ach, devony! Nie na darmo mówią „kto dosiadł devońskiego mustanga, ten wiatr dosiadł” Dzikie, trudne w ułożeniu wierzchowce, ale kiedy już koń taki znajdzie swego pana, tego jedynego to... ech! Co tu wiele mówić. Musicie zobaczyć jak te konie mkną po stepie, jakby zrośnięte z jeźdźcem w jedność. I nie wiadomo czy to rumak należy do człowieka, czy odwrotnie...

Wierzchowce w Agarii? Nienawidzę Agarii, całego zresztą zachodu, bo trwa tam wojna. A wojna zabija konie. Kawaleria traci ich codziennie dziesiątki całe, może setki. Hoduje się więc i sprzedaję tam tysiące rumaków. To zwykle różne krzyżówki, wytrzymałe, młode i narowiste. Idą na rzeź. Biedne koniki.

Dory na koniec. Dory... Nie będę kłamać. O tych silnych, zimnokrwstych rumakach tylko słyszałem a i to mało. Na oczy żadnego jeszczem nie zdążył zobaczyć. Jak i śmiesznych kuców gordyjskich - małych włochatych koników pogórza używanych na południu. Niskie, krępe, ale niezwykle wytrzymałe na niepogodę i zmęczenie. Tak przynajmniej słyszałem.

Konie... Uwielbiam je wszystkie. Choć nazwy ich mogły mi się pomieszać w głowie. Nigdym nie miał za dobrej pamięci... Nie ręczę, żem czegoś nie pokręcił. Nie ze złej woli to jednak, klnę się na Jedynego!

Categories:

0 Response for the "Rozprawa o koniach poczyniona - Monastyr"